Tag Archives: michael jordan

M.L. Carr

M.L. Carr

Fun Fact: Jedną z moich ulubionych historii ze świata generalnych menadżerów drużyn NBA jest anegdota, którą wyczytałem kiedyś w „Magic Basketball” o budowaniu mistrzowskiej dynastii Detroit Pistons przez Jacka McCloskeya. Podobno pierwszym jego ruchem po objęciu posady w Tłokach był telefon do Los Angeles Lakers, w trakcie którego zaproponował następujący transfer: cała drużyna za Magica Johnsona. „Trader Jack”, jak go nazywano, bo w trakcie trzynastu lat w stanie Michigan dopiął ponad 30 transferów, został odesłany z kwitkiem, ale brawa za próbę. Tłumacząc potem swoją ofertę powiedział, że wystarczy otoczyć Magica zgrają przypadkowych graczy z CBA, żeby mieć zalążek świetnej drużyny.

Brawa należą się też M.L. Carrowi – gościowi, którego zna się głównie jako członka mistrzowskich składów Celtics z lat 80. (trafił do Bostonu w tym samym roku co Larry Bird), tymczasowego trenera z połowy lat 90. oraz generalnego menadżera, który nadzorował przebudowę Celtów po odejściu Birda i mógł zostać zapamiętany jako jeden z najlepszych w tej roli, gdyby wielkie tankowanie sezonu 1996/97 (był wtedy także head coachem) zakończyło się wylosowaniem pierwszego picku i wyborem Tima Duncana.

To jednak właśnie za pracę GM’a chciałem dziś Carra pochwalić, bo podobnie jak McCloskey zaczął ją od odważnego ruchu. W pierwszych tygodniach na nowym stanowisku podpisał kontrakty z Dominique’iem Wilkinsem, Davidem Wesleyem i Pervisem Ellisonem oraz wymienił Eda Pinckneya za Blue Edwardsa i Dereka Stronga, aż wreszcie, na początku sierpnia 1994 roku, M.L. wybrał numer Chicago Bulls. Oferta była następująca: przyszły wybór w pierwszej rundzie draftu dla Byków w zamian za prawo do nawiązania oficjalnego kontaktu z pewnym baseballistą…

Carr był przekonany, że zdołałby namówić Michaela Jordana na powrót do NBA i założenie koszulki Boston Celtics. „Nie pozwoliłbym mu zmrużyć oka dopóki by się nie zgodził” – mówił, a Bulls woleli nie ryzykować i odrzucili propozycję. Ciekawe ile nocy przespałby MJ grając w jednej drużynie z Erikiem Montrossem i swoim ulubieńcem, Xavierem McDanielem

Otagowane ,

Sherman Douglas

Sherman Douglas

Fun Fact: Gdyby tak policzyć wszystkich zawodników, jacy przewinęli się przez drużyny, które walczyły na parkietach NBA z zespołem posiadającym w składzie Michaela Jordana, wyszłoby nam, że Mike miał w karierze 1212 przeciwników (mogę się założyć, że do każdego z nich ma historię typu „…i wtedy on do mnie coś powiedział i sprawa stała się osobista”). Gdybyśmy z kolei chcieli wybrać zawodnika, który na przestrzeni lat zebrał od MJ’a największego łupnia, to mocnym kandydatem byłby Sherman Douglas.

„Generał” stawał naprzeciw MJ’a 30 razy i nie wygrał z nim ani razu. To absolutny rekord. Pierwszą piątkę dziewic jordanowskich uzupełniają: Andrew Lang (bilans 0-17), Chris Gatling, Pooh Richardson (obaj 0-16) i Rumeal Robinson (0-15).

W sezonie regularnym Michael rzucał Shermanowi niecałe 30 punktów w każdym meczu, trafiając aż 53% rzutów z pola i 46% trójek. Douglas odpowiadał na to solidnym, acz niespektakularnym punktowo-asystowym 10/5 i 45% celności z gry. Panowie stanęli też naprzeciw siebie w pierwszej rundzie playoffów 1998. W przypominanej w „Ostatnim tańcu” serii Douglas zaliczył bardzo dobry występy, notując średnio po 18 punktów i 8 asyst na skuteczności 52% i dorzucając prawie 3 zbiórki i 2 przechwyty w każdym ze starć. Niestety Jordan też się nie obijał (36 punktów, 53% z pola) i Sherman razem z Nets nie byli w stanie wyrwać ani jednego meczu. Choć udało im się Micheala rozśmieszyć…

 

Ogólnie smaku zwycięstwa w pojedynku z Mike’iem nie zaznało 310 zawodników, ale 126 z nich dostało tylko jedną szansę. Dodajmy, że 76 koszykarzy może się chwalić, że nigdy NIE PRZEGRALI z drużyną Jordana. Najlepiej wśród nich wypada Hall-of-famer, 5-krotny All-Star i 11-krotny członek teamów All-Defensive, Bobby Jones. Michael pojedynkował się z nim i jego Sixers sześciokrotnie, w latach 1984-1986. Bilans „5 ja, Mike 0” ma Greg Buckner, a o jedno zwycięstwo mniej mają John Salmons i Rasho Nesterović. Wszyscy oni jednak wygrywali mecze z MJ’em w koszulce Washington Wizards, więc w zasadzie nie powinno się to liczyć. Tak w ogóle to znaczna większość koszykarzy, którzy nigdy z Jego Powietrznością nie przegrali, ścierała się z nim już w XXI wieku.

Więcej o najtrudniejszych rywalach Jordana mówią następujące wyimki:

– wśród rywali, których spotykał na parkiecie ponad 20 razy, Michael ma najgorszy bilans przeciwko Dennisowi Johnsonowi: 8-19;

– w kategorii 30 meczów lub więcej, najtrudniejszym przeciwnikiem jest Larry Bird – Mike ma tu bilans 11-23;

– gdy ograniczymy grono rywali do tych z minimum 50 bezpośrednimi pojedynkami, Jordanowi najgorzej szło w starciach z superrezerwowym Pistons, Vinniem Johnsonem – bilans 24-35. „Microwave” ograł raz MJ’a także w 1992 roku, już jako członek San Antonio Spurs;

– najczęściej Jordan pojedynkował się z Patrickiem Ewingiem i Joe Dumarsem – po 70 razy (to chyba dobry moment, żeby zaznaczyć, że wszystkie podane tutaj liczby dotyczą sezonu regularnego oraz playoffs). Lidera Knicks pokonał 49 razy, a jednego z najbardziej szanowanych przez siebie defensorów – 37 (z większością prominentnych członków Bad Boys, Air Jordan ma ujemny bilans, ale Dumarsa podgonił później, w drugiej połowie lat 90.)

Tutaj macie spis wszystkich przeciwników Jordana do wyszukiwania własnych fun factów.

A wracając do Shermana Douglasa – było 93 graczy NBA, którzy nigdy nie wygrali meczu stając naprzeciwko „Generała”, wśród nich tacy bohaterowie tego bloga, jak Dino Radja, Ken Bannister, Bo Kimble, Jeff Ruland czy Yinka Dare. Najwięcej porażek bez zwycięstwa z Shermanem – 6 – ma Marcus Liberty, który kiedyś być może też doczeka się tutaj wpisu.

Kończąc, dodam, że najsłynniejszy highlight Douglasa wygląda tak…

 

…a za najgorszy należałoby uznać całość występów w programie „Real Housewives Of Potomac”:

 

Otagowane ,

Michael Jordan

Michael Jordan

Fun Fact: Mój ulubiony „fajny fakt” z serialu „The Last Dance” to Michael Jordan grający w pierwszym meczu po rezygnacji z gry w baseball w założonych tył na przód spodenkach.

Szybki research pokazuje jednak, że mamy do czynienia z kolejnym epizodem kariery Jordana, w którym nie do końca wiadomo, co jest prawdą, a co legendą. Faktem jest, że logo NBA na gatkach GOAT-a widniało z tyłu, a nie z przodu. Gdy dziennikarze na pomeczowej konferencji zapytali dlaczego założył odwrotnie spodenki, MJ był zaskoczony: „Nie! Naprawdę?”. Dopiero po chwili dodał: „Pewnie dlatego grałem tak źle”.

Nieprawidłowo założone spodenki stały się symbolem nerwów towarzyszących spontanicznemu comebackowi, choć już następnego dnia, pomyłka Mike’a została zdementowana przez Johna Ligmanowskiego, odpowiedzialnego w klubie za sprzęt. Twierdził on, że to po prostu była wadliwa sztuka ze źle naszytym logo.

Jordan podchwycił tę wersję, jeszcze tego samego dnia mówiąc po treningu: „Założyłem spodenki dobrze. Po prostu źle je zrobiono. Wiedziałem. Wiązałem je przecież od przodu. Nie mogły być odwrotnie.” Czyli żadne tam nerwy – G.O.A.T., głupcze.

I to tyle, jeśli chodzi o „Spodenki Gate”. Możecie sobie wybrać własną wersję wydarzeń pasującą do osobistego obrazu Michaela Jordana.

Otagowane ,

Michael Jordan

Michael Jordan

Fun Fact: Rażącym zaniedbaniem byłoby, gdyby blog taki jak ten nie podczepił się pod hype otaczający serial „The Last Dance” i nie przygotował posta, którego bohaterem jest Michael Jordan.

Pierwszy odcinek cofa nas do dnia draftu 1984, który był bohaterem już niejednego fanficu o tym, „co by było gdyby”. Jako że jestem wielkim entuzjastą plotek transferowych, staram się kolekcjonować wszystkie krążące alternatywne wersje kluczowych wydarzeń w historii ligi. Według nich MJ mógł zaczynać karierę w innych klubach niż Bulls, na przykład:

w Sixers – już po premierze „The Last Dance”, Rod Thorn na antenie radia ESPN Chicago wspominał o transferowych propozycjach rozważanych przez niego przed draftem 1984. Jedna z nich pochodziła z Filadelfii, która w tym naborze miała piąty pick, wykorzystany na Charlesa Barkleya. Thorn nie mówił jaka była oferta, ale według artykułu z Chicago Tribune (tamże ciekawy scenariusz, w którym Bulls byliby podobno gotowi rozstać się z trzecim pickiem, gdyby Sonics chcieli oddać im Jacka Sikmę), pojawił się w niej świeżo upieczony dwukrotny All-Star, Andrew Toney, oraz center Clemon Johnson, który jako zmiennik Mosesa Malone’a notował po 5 punktów i zbiórek w każdym spotkaniu. Inna, znacznie bardziej szalona wersja tych negocjacji pojawiła się w książce byłego GM’a Sixers, Pata Williamsa: podobno w Philly byli gotowi wysłać do Chicago samego Doctora J.

w Mavericks – drugi z zespołów, o którym wspomniał Thorn, ponownie nie precyzując, jaką konkretnie ofertę mu przedstawiono. Mavs mieli jednak więcej niż jedną szansę na pozyskanie Jordana, bo jako właściciele picku Cavs (Ted Stepien, głupcze!) do ostatnich dni sezonu mieli szansę na numer trzeci. Ostatecznie ostro tankujące Byki skończyły rozgrywki z bilansem 27-55, a Kawalerzyści w swoim ostatnim spotkaniu pokonali wyżej notowanych Bullets, zaliczając swoje… 28 zwycięstwo. Gdyby Bulls tak brawurowo nie odpuścili reszty sezonu (14 porażek w ostatnich 15 meczach), Mavs dostaliby z Cleveland trzeci pick. Gdyby Cavs nie wygrali ostatniego starcia, o losie wyboru Teksańczyków decydowałby rzut monetą.

w Rockets – a propos rzutów monetą – w taki sam sposób decydowano wówczas o tym, kto wybiera z jedynką. Gdyby Rakiety przegrały i wybierały z numerem drugim, na pewno nie postawiłyby na Sama Bowie’ego. Bardzo możliwe, że wybrałyby Jordana, tak jak i w innym scenariuszu, który poznajemy w książce „Living The Dream” Hakeema Olajuwona. Center Rockets wspomina, że rozmawiano o wymianie na linii Rockets-Blazers, w której do Portland przeszedłby Ralph Sampson, a w przeciwnym kierunku powędrowali Clyde Drexler i drugi pick. Czyli Rakiety w alternatywnej wersji 1984 roku mogły jednego dnia skompletować wielką trójkę Olajuwon-Drexler-Jordan. Ten scenariusz chyba w największym stopniu odbiłby się na spuściźnie MJ’a – czy mając tyle talentu wokół siebie, miałby okazję „wyrosnąć” na G.O.A.T.’a?

w Clippers – przenoszący się właśnie z San Diego do Los Angeles zespół zaoferował Bykom drugorocznego skrzydłowego z tytułem Rookie Of The Year na koncie i średnimi na poziomie 23 punktów i 10 zbiórek (który w trzecim sezonie kariery zostanie wybrany do All-NBA 2nd Team) – Terry’ego Cummingsa. Rod Thorn odmówił. Szkoda. Chętnie obejrzałbym dziesięcioodcinkowy serial, w którym Michael Jordan wspomina jak to było grać dla Donalda Sterlinga.

w Hawks – w gronie drużyn wykręcających kierunkowy do Chicago były też Jastrzębie. Podobno centralnym punktem ich propozycji był center Tree Rollins, który w gruncie rzeczy ani do tego momentu, ani później nie osiągnął niczego ciekawego. No, może poza główną rolą w kultowym koszykarskim nagłówku prasowym: „Tree Bites Man”.

w Pacers – drugi pick Blazers był tak naprawdę pickiem należącym do najgorszej drużyny Konferencji Wschodniej, czyli do Pacers. Gdy w 1981 roku Indiana awansowała do playoffs po raz pierwszy od czasu dołączenia klubu do NBA, w koszykarskim stanie zapanował entuzjazm, który latem jednak opadł po odejściu podstawowego centra, Jamesa Edwardsa. Aby zapełnić lukę i powrócić do postseason, Pacers ściągnęli z Blazers Toma Owensa, oddając w zamian swój pierwszorundowy wybór w drafcie 1984. 32-letni Owens rzucał po 10 punktów w meczu i nie okazał się wzmocnieniem, które pozwoliłoby na powrót do najlepszej szesnastki. W kolejnych sezonach było jeszcze gorzej – przez dwa kolejne lata Indiana miała najgorszy bilans na Wschodzie. Ten drugi raz wypadł w 1984 roku, czyli wtedy, kiedy ich pick przypadał Blazers, a Tom Owens – którego Pacers po jednym sezonie wysłali do Pistons za wybór w drugiej rundzie – był już od roku na emeryturze. Bardzo możliwe, że Indiana z dwójką wzięłaby MJ’a, choć nie można oczywiście wykluczyć kolejnego ataku centrofilii.*

Tyle ploteczek.

Co do samego „The Last Dance”, to po dwóch pierwszych odcinkach jestem bardzo zadowolony, choć nie mam wrażenia obcowania z jakąś nową jakością wśród dokumentów sportowych. Liczyłem na trochę więcej smaczków i przynajmniej jedno wymienienie z imienia i nazwiska Orlando Woolridge’a w kontekście pierwszych sezonów MJ’a. Moim zdaniem serial ma tylko jeden problem – brak Jerry’ego Krause’a wśród żywych i mogących przedstawić swoją wersję wydarzeń. Jest to jednak godna laurka dla jednej z najwspanialszych drużyn w historii, która udowadnia, że Michael Jordan wciąż – 22 lata później – jest największą gwiazdą koszykówki.

________

* Jeśli już mówimy o wyborach w drafcie Pacers, to warto dodać, że choć w 1984 roku Indiana nie miała swojego picku, to rok wcześniej też przecież była najgorszą drużyną Konferencji Wschodniej. Niestety przegrała rzut monetą, który dawał jej prawo wyboru Ralpha Sampsona (nieidealnego wyboru biorąc pod uwagę dalsze losy Sampsona, ale wciąż mówimy o członku Hall Of Fame). Samem Bowiem tamtego draftu był Steve Stipanovich – środkowy o dużym talencie, którego kariera ze względu na problemy z kolanami trwała tylko pięć sezonów (w trakcie których można było w każdym spotkaniu liczyć na 13 punktów i 8 zbiórek autorstwa Stipo). Z trójką wybierali wtedy także Rockets (był to oczywiście pick Cavs – Ted Stepien, głupcze! – który przeszedł jeszcze przez ręce 76ers), ale Jordan na nich nie czekał. Postawili na Rodneya McCraya, który przez pięć sezonów był dla nich niezwykle pożytecznym skrzydłowym z linijkami na poziomie 12/7/4 i dwoma powołaniami do All-Defensive Teams (w tym, w sezonie 1987/88, do pierwszego składu). Może i nie miał lepszej kariery niż Byron Scott (pick #4), Dale Ellis (#9), Derek Harper (#11) czy, last but not least, Clyde Drexler (#14), ale trudno nazwać jego wybór złą decyzją, skoro wydatnie pomógł awansować do finału w 1986 roku i rzucał w nim 15 punktów na mecz, będąc drugim strzelcem Rakiet – przed Sampsonem. McCray nie zdobył wtedy mistrzostwa, ale ostatecznie udało mu się to w 1993 roku, gdy był graczem… Chicago Bulls.

I tak wracamy do Michaela Jordana, który podobno na treningach tak pomiatał McCrayem  – jeszcze dwa lata wcześniej zdobywającym prawie 17 punktów na mecz – że ten nagle stał się zupełnie nieprzydatny. „Jesteś przegrywem! Zawsze byłeś przegrywem” – zwykł wykrzykiwać Michael grając przeciw Rodneyowi.

„[Jordan] jest najpaskudniej ambitnym graczem jakiego widziałem. […] Zepsuł nam Rodneya McCraya.”

– mówił później asystent Phila Jacksona, Johnny Bach.

McCray zagrał cztery minuty w finale 1993 roku, wziął swój pierścień i był tak zmęczony grą z MJ’em, że już nigdy więcej nie wrócił na parkiety NBA (choć swój udział miała w tym przepuklina, z powodu której po mistrzowskim sezonie poddał się operacji).

Otagowane , ,

Michael Jordan

Michael Jordan

Fun Fact: …a najgłupsza plotka transferowa lat dziewięćdziesiątych (przekazuję ją za Samem Smithem, tym od „Jordan Rules”, z łamów Chicago Tribune) to…

… pomysł z wiosny 1994 roku, że Chicago Bulls mieliby oddać prawa do będącego wciąż na pierwszej emeryturze Michael Jordana do Phoenix Suns, w zamian za Cedrica Ceballosa, Dana Majerle i Olivera Millera. To miałoby stworzyć możliwość wspólnej gry MJ’a z jego kumplem, Charlesem Barkleyem…

 

Otagowane

Michael Jordan

Michael Jordan

Fun Fact: Zaczął się 70 sezon NBA i 50 sezon istnienia Chicago Bulls (którzy zresztą uczcili obydwie okazje pokonując w meczu otwarcie Cavs). Mija też mniej więcej 20 lat odkąd uważam powyższą kartę, za najlepszą kartę Michaela Jordana – zawodnika, którego przypomnienie (choć Jordana przecież nie trzeba nikomu przypominać) jest jedynym możliwym zabiegiem, gdy chce się uczcić urodziny Bulls poprzez jedno tylko nazwisko.

Przy okazji Jordan jest też rekordzistą NBA jeśli chodzi o ilość punktów w pierwszym dniu sezonu (przynajmniej od 1963 roku, nie mam pewności czy Wilt Chamberlain czegoś wcześniej nie wywinął). Wicerekordzistą zresztą też. W 1989 roku zaczął od 54 punktów (Bulls także grali wtedy z Cleveland), a w 1986 – od 50 (oczywiście w Madison Square Garden). Stephen Curry z wczorajszą czterdziestką nie łapałby się nawet do pierwszej dziesiątki pod tym względem.

Jak jeszcze uczcić początek obchodów 50 urodzin Bulls? Można na przykład przypomnieć boleśnie drętwą reklamę z pierwszych lat klubu, w której wystąpiła ich ówczesna gwiazda, Jerry Sloan. I nie tylko on…

Ponieważ to jednak blog o ostatniej dekadzie XX wieku, na koniec coś bardziej pasującego do tamtego przedziału czasowego i estetycznego:

Sto lat, Byki. Bez was nie miałbym przeciwko komu kibicować w latach 90.

Otagowane

Michael Jordan

Michael Jordan

Fun Fact: Ogłaszałem to już na Facebooku, ale chciałem o tym poinformować także na blogu – zapraszam wszystkich Czytelników, którzy grają w tym roku w Drive To The Finals na NBA.com zebrać w jednej lidze – o niezbyt wyszukanej nazwie Mercy Mercy Jerome Kersey – gdzie moglibyśmy porównywać swoje wyniki między sobą (można dołączać do dowolnej ilości lig, więc nie ma się co krygować).

Jeśli nie wiecie o czym mówię, krótkie wyjaśnienie o co chodzi w DTTF… To bardzo prosta zabawa organizowana przez NBA.com z okazji playoffów, w której na każdy dzień meczowy wybieramy jednego zawodnika (dany koszykarz może być wystawiony tylko raz na całe playoffy) i po zakończeniu spotkań otrzymujemy punkty będące sumą zdobytych przez niego danej nocy punktów, zbiórek i asyst. Proste. Trzeba tylko pamiętać, żeby tak przydzielać role, żeby mieć kim grać aż do samego końca Finałów!

Jak przystąpić do gry i dołączyć do ligi MMJK?

Odpalcie ten link do Drive To The Finals i po dołączeniu do gry, w zakładce „Leagues” wyszukajcie „Mercy Mercy Jerome Kersey”. Dużo nas nie będzie, ale nie powinno to wpłynąć na poziom emocji.

Trochę się ta propozycja ma nijak do kart koszykarskich z lat 90, więc uznajcie ją za taką dodatkową zajawkę, jaką gra w golfa była dla Michaela Jordana.

Otagowane

Fuckin’ Look At This Photograph: Uziemieni

Oto bez wątpienia najbardziej przyziemne zdjęcie „Jego Powietrzności” i „Szybowca” w historii. To także laurka dla pierwszych finałów NBA jakie śledziłem w swoim życiu. Mam nadzieję, że tegoroczne, moje dwudzieste trzecie (choć tak między nami: niepełne… w latach 2000-2003 trochę oszukiwałem…) zakończą się bardziej po mojej myśli niż tamte pierwsze… #goblazers #gospurs

Otagowane , ,

Michael Jordan

Michael Jordan

Fun Fact: Właśnie to ujęcie (lub prawie identyczne, nie mam teraz możliwości porównać) zdobiło kiedyś wielki, czteroczęściowy plakat, który można było skompletować kupując Magic Basketball. Próby jego złożenia w całość w taki sposób aby wszystkie części do siebie pasowały to prawdopodobnie moja pierwsza w życiu frustracja.

Otagowane

Xavier McDaniel

Xavier McDaniel

Fun Fact: A jeśli się zastanawialiście, którym X-Manem był „X-Man”, to chyba najbliżej mu było do Wolverine’a, ponieważ zwykł nie obcinać paznokci, żeby móc nimi kaleczyć przeciwników. Co raczej nie spotykało się z ich aprobatą.

mj vs xman

Otagowane ,