Fun fact: Podejrzewam, że niewiele osób zastanawiało się kiedykolwiek nad tym jak mogła się potoczyć kariera Sharone’a Wrighta, niegdysiejszego numeru 6 draftu 1994, gdyby nie groźny wypadek samochodowy, w którym doznał licznych obrażeń, w tym wielokrotnych złamań obydwu ramion. Nikt się nad tym nie zastanawia, bo nikt nie pamięta już o byłym centrze 76ers i Raptors, a poza tym takie gdybanie nie pozostawia zbyt dużego pola dla wyobraźni – w pięciu rozegranych przed wypadkiem sezonach Wright pokazał bowiem, że ponad rolę przeciętnego centra raczej się nie wybije, choć po debiutanckim sezonie zakończonym średnimi 11 punktów i 6 zbiórek oraz wyborem do drugiego składu All-Rookie Team te oczekiwania były nawet jeszcze większe.
Tak czy siak jednak szkoda tamtej kraksy – należy się cieszyć, że przeżył i wrócił do koszykówki (po 2,5 roku rehabilitacji kontynuował karierę zagranicą, m.in. w Anwilu Włocławek), ale jednak stracił szansę na zapewne długą i solidną karierę w NBA. Skoro Kwame Brown właśnie znalazł kolejnego chętnego na swoje usługi po 11 sezonach w lidze, nie ma powodu żeby wątpić w przydatność zdrowego Sharone’a Wrighta.
Wiecie nad czym jeszcze zapewne niewiele osób się zastanawiało? Nad tym kto by wygrał w spotkaniu pomiędzy Philadelphią 76ers z czasów drugiego, najlepszego sezonu Wrighta a mistrzami NBA 2012, Miami Heat. Wiem, wiem – po co się zastanawiać nad takimi niedorzecznymi scenariuszami? Ja mam jednak ostatnio za dużo wolnego czasu, którego zresztą nie potrzeba wcale zbyt dużo, żeby szybko zasymulować taką potyczkę na stronie What If Sports. Wynik okazał się na tyle zaskakujący, że postanowiłem się nim tu podzielić:
Zgadza się – Sixers z sezonu 95/96, w którym wygrali tylko 18 meczów, pokonaliby we własnej hali Wielką Trójkę z Miami. Oczywiście to tylko symulacja, która w 99 kolejnych podejściach mogłaby zakończyć się wygraną Heat, ale i tak myśl, że mistrzowie NBA zdobyliby 81 punktów w meczu z jedną z najgorszych drużyn jakie pamiętam z czasów swojego kibicowania bawi. Warto zwrócić uwagę na 19 zbiórek Shawna Bradleya, który razem z Wrightem miał tworzyć frontcourt przyszłości Sixers, na tytuł gracza meczu dla dopiero co goszczącego na MMJK Jerry’ego Stackhouse’a (8 asyst? mam wątpliwości czy w całym sezonie 95/96 Stack podał piłkę osiem razy, nie mówiąc o asystowaniu) i fakt że Miami nie wygrało nawet mimo tego, iż podstarzały Vernon Maxwell pudłował za trzy z uporem maniaka, którym zresztą był.
Tyle na temat dwóch spośród najmniej interesujących fikcyjnych koszykarskich scenariuszy (nie)znanych ludzkości. Idę zobaczyć, czy mam gdzieś kartę Tony’ego Massenburga.
[…] Fact: W poprzednim dzisiejszym tekście odgrażałem się, że ruszam na poszukiwania karty Tony’ego Massenburga, postanowiłem więc […]