Tag Archives: the last dance

Michael Jordan

Michael Jordan

Fun Fact: Mój ulubiony „fajny fakt” z serialu „The Last Dance” to Michael Jordan grający w pierwszym meczu po rezygnacji z gry w baseball w założonych tył na przód spodenkach.

Szybki research pokazuje jednak, że mamy do czynienia z kolejnym epizodem kariery Jordana, w którym nie do końca wiadomo, co jest prawdą, a co legendą. Faktem jest, że logo NBA na gatkach GOAT-a widniało z tyłu, a nie z przodu. Gdy dziennikarze na pomeczowej konferencji zapytali dlaczego założył odwrotnie spodenki, MJ był zaskoczony: „Nie! Naprawdę?”. Dopiero po chwili dodał: „Pewnie dlatego grałem tak źle”.

Nieprawidłowo założone spodenki stały się symbolem nerwów towarzyszących spontanicznemu comebackowi, choć już następnego dnia, pomyłka Mike’a została zdementowana przez Johna Ligmanowskiego, odpowiedzialnego w klubie za sprzęt. Twierdził on, że to po prostu była wadliwa sztuka ze źle naszytym logo.

Jordan podchwycił tę wersję, jeszcze tego samego dnia mówiąc po treningu: „Założyłem spodenki dobrze. Po prostu źle je zrobiono. Wiedziałem. Wiązałem je przecież od przodu. Nie mogły być odwrotnie.” Czyli żadne tam nerwy – G.O.A.T., głupcze.

I to tyle, jeśli chodzi o „Spodenki Gate”. Możecie sobie wybrać własną wersję wydarzeń pasującą do osobistego obrazu Michaela Jordana.

Otagowane ,

Corie Blount

Corie Blount

Fun Fact: Nie mogę sobie przypomnieć czy to był mecz z Pacers – pierwszy mecz Michaela Jordana po pierwszym powrocie z emerytury, czy mecz z Magic – pierwszy po comebacku mecz przed własną publicznością… W każdym razie TVP 2 miała dla nas jego retransmisję ze wstępem w postaci kilkuminutowego materiału dokumentującego wydarzenia prowadzące do legendarnego „I’m back”. Była tam m.in. scena z parkingu, która pojawiła się też w ósmym odcinku „The Last Dance” – w atmosferze kipiących plotek o jego rychłym powrocie, Michael Jordan wchodzi do United Center. W drzwiach mija się z gościem w wełnianej czapce, który wygląda na nieco zaskoczonego zderzeniem się w progu z Mike’iem i czekającymi na niego kamerami. Włodzimierz Szaranowicz, odnosząc się do aury niepewności towarzyszącej nagłemu pojawieniu się Jordana na treningach Bulls, skomentował to ujęcie słowami: „Nawet wpuszczający dżentelmen jest nieco zdziwiony”.

Piszę o tym teraz, na świeżo po seansie „Ostatniego tańca”, ale tak naprawdę tamten materiał oglądałem w grudniu 2018. Wtedy też zrobiłem zdjęcie, uwieczniające opisaną wyżej sytuację:

(Nie widać tego na robionej w półmroku fotce, ale moi rodzice w miarę niedawno weszli w posiadanie małego telewizorka z wbudowanym odtwarzaczem kaset wideo, co mój trzynastoletni ja uważa za najlepszy gadżet w historii, a stary ja… cóż, w zasadzie myśli to samo, a przynajmniej tak myślał spędzając sporą część wieczoru wigilijnego 2018 oglądając na nim stare kasety z meczami.)

Dopiero te niecałe dwa lata temu uświadomiłem sobie, że „wpuszczającym dżentelmenem” był Corie Blount (oraz, że wcale nie musiał być zaskoczony – mógł być po prostu zjarany).

Trochę mi głupio, że przez 23 lata myślałem, że Blount jest cieciem w United Center, więc przez te ostatnie kilkanaście miesięcy chciałem mu się odwdzięczyć własnym postem. Proszę bardzo.

 

Choć poza atletyzmem Blount jakoś szczególnie nie miał się czym wyróżnić na parkiecie, to dzięki podstawowemu pakietowi umiejętności podkoszowych spędził w lidze aż 11 sezonów. No i załapał się do jednej z najfajniejszych reklamówek z Michaelem Jordanem:

 

Pierwotnie Blount miał stać pod koszem, ale nie miał zamiaru zostać „tym gościem, nad którym MJ zadunkował w tej słynnej reklamie”, więc poprosił o inną rolę i został ostatecznie „tym drugim, którego mija Mike”. Rolę „tego pierwszego, którego mija Mike” zagrał z kolei patron tego bloga, Jerome Kersey.

A Jordan przefrunął w końcu obok Seana Rooksa (tak mi się wydaje, bo wtedy z 45-ką w Lakers grał właśnie on).

(Właśnie sobie uświadomiłem, że dwóch z trzech obrońców w tej reklamie zmarło przedwcześnie… Zdrówka, Corie!)

Otagowane ,

Darrick Martin

Darrick Martin

Fun Fact: Niewielu zawodników, którym udało się ostatecznie zakotwiczyć w lidze miało równie źle rokujący początek kariery, co Darrick Martin. Nie tylko nie został wybrany w drafcie 1992, ale dwukrotnie został zwolniony przez drużyny z zaplecza, czyli ligi CBA. Nikt nie wierzył w absolwenta UCLA, który na ostatnim roku stracił miejsce w pierwszym składzie, a dodatkowo był tak niski, że gdy potem trafił do Los Angeles Clippers, drużyna nie miała koszulki w jego rozmiarze i gdy wkładał ją w spodenki, zasłaniał część numeru. Po tym jak podpisał pierwszy kontrakt w NBA – z Timberwolves – ochroniarz w Target Center nie chciał wpuścić go do hali w dniu meczu.

Latem 1992 roku anegdoty z NBA były jednak jeszcze bardzo odległe. Szukając jakiejkolwiek fuchy, Darrick dorabiał grając koszykarza w reklamach, aż wreszcie załapał się do obwoźnej koszykarskiej trupy Magica Johnsona. Legenda Lakers wzięła Martina pod swoje skrzydła i pomogła odbudować jego pewność siebie, co niedługo potem zaowocowało udanym powrotem do CBA. Jako rozgrywający Sioux City Skyforce, Martin był w pierwszej dziesiątce strzelców, a w lutym 1995 roku debiutował na 10-dniowym kontrakcie w NBA.

To także Magic wkręcił Darricka latem 1995 roku na legendarne sparingi na planie „Space Jam”. Podczas jednego z nich, Martin nabrał zwodem Michaela Jordana i rzucił zwycięskiego kosza, wykrzykując MJ’owi w twarz: „Wypad z boiska, to jest moje miasto, a ty nie jesteś nawet prawdziwym MJ’em – to Magic Johnson nim jest!” (śmieciowe gadanie do Mike’a miało się na nim zemścić już kilka miesięcy później, gdy był zawodnikiem Grizzlies)

Choć na początku przygody z NBA został dwukrotnie zwolniony na przestrzeni kilkunastu miesięcy (w obydwu przypadkach przez Wolves) to ostatecznie przewinął się przez 13 sezonów, występując w 514 spotkaniach i notując średnio prawie 7 punktów i 3 asysty na mecz. Biorąc pod uwagę trudne początki, jest to wynik godny szacunku, choć według Washington Post miał on dziesiątą „najmniej wybitną” karierę w historii ligi (a według bloga Mercy Mercy Jerome Kersey ma na koncie o dwa nietypowe rekordy więcej niż większość graczy NBA). Być może jednak najbardziej niezwykłe w Martinie jest to, że był – przynajmniej jeśli wierzyć słowom jego kumpla, Magica Johnsona, jedynym zawodnikiem, który w latach dziewięćdziesiątych czuł dumę, że gra dla Clippers.

Sezon 1996/97 – pierwszy spędzony na koszykarskim zadupiu Los Angeles – był ostatecznym dowodem, że Martin nie jest w NBA przypadkiem. Miał 38 punktów i 8 asyst w starciu z Johnem Stocktonem i jego łokciami (choć w starciu z łokciami Karla Malone szło mu już gorzej), rzuconą przez Gary’ego Paytona rękawicę podjął 31 punktami i 9 końcowymi podaniami, a w twarz Penny’emu Hardawayowi rzucił 31 punktów.

Tamto starcie z Garym Paytonem można nawet znaleźć na YouTubie z rosyjskim komentarzem:

Choć Clippers latem 1996 praktycznie nie wzmocnili składu, to m.in. dzięki zastrzykowi energii jaki dało wprowadzenie do pierwszej piątki Martina, wygrali siedem spotkań więcej niż przed rokiem i wślizgnęli się do playoffów – raptem po raz trzeci w kalifornijskiej historii klubu (na kolejny taki wynik trzeba było czekać 8 lat).

Pamiętacie drugi odcinek „The Last Dance„? Obserwujemy w nim trudny początek sezonu 1997/98 w wykonaniu osłabionych brakiem Scottie’ego Pippena Byków. Chicago nie wygrało jeszcze ani razu na wyjeździe, ma problemy z rzuceniem 100 punktów, frustracja rośnie i przychodzi mecz z Clippers, którzy błyskawicznie wrócili do roli chłopców do bicia zaczynając poplayoffowe rozgrywki od bilansu 1-10. W serialu to spotkanie pokazane jest jako moment, w którym Jordan bierze sprawy w swoje ręce i niemal w pojedynkę przerywa złą passę poza własną halą. MJ rzuca 49 punktów i dostaje zaskakująco duże wsparcie od Luca Longleya (22 punkty i 17 zbiórek), Dennis Rodman dorzuca double-double (14/10) a Toni Kukoc krągłe 14/8/6, ale Bulls i tak się męczą, wygrywając dopiero po dwóch dogrywkach z drużyną, która trafiała tamtego wieczoru tylko 39% rzutów z gry i 61% rzutów wolnych.

To był akurat jeden z dwóch kolejnych meczów, w których trener Fitch przykleił Martina do ławki. Na parkiecie przebywał tylko przez 3 minuty i 41 sekund, ale miał szansę dać Clippers zwycięstwo w pierwszej dogrywce. W ostatnich sekundach stanął do pojedynku jeden na jeden z Rustym LaRue, ale nie potrafił wykorzystać faktu, że Rusty LaRue był Rustym LaRue i spudłował nieco pokracznego layupo-floatera.

Clippers sprawili też problemy Bulls w drugim ich pojedynku w ramach „Ostatniego Tańca” – tym razem Darrick rzucił 19 punktów i jeszcze na półtorej minuty przed końcem Clippers remisowali z mistrzami NBA (ostatecznie przegrywając pięcioma punktami).

Martin może i ograł Jordana podczas tamtego sparingu w trakcie kręcenia „Kosmicznego Meczu”, ale już na zawodowych parkietach nie udało mu się to ani razu.

Otagowane ,

John Starks

John Starks

Fun Fact: Najważniejszym wsadem w karierze Johna Starksa wcalnie nie był „The Dunk”. Ba – najważniejszy wsad w karierze Johna Starks nie był nawet udany. Zakończył się bezlitosnym blokiem i bolesną glebą.

Starks, który dopiero niedawno zamienił pracę w supermarkecie na epizody w NBA, CBA i WBL, dostał jesienią 1990 roku zaproszenie na obóz treningowy Knicks. Nie łudził się, że coś z tego będzie, bo Nowojorczycy mieli w tamtym czasie dwanaście gwarantowanych kontraktów. Postanowił więc pożegnać się z tym etapem kariery w wielkim stylu i na sam koniec campu wykonać wsad nad Patrickiem Ewingiem. Niestety odbił się od centra Knicks jak od skały, a upadając na parkiet skręcił kolano. Ponieważ przepisy zabraniają zwolnienia zawodnika kontuzjowanego, Starks został z drużyną, a gdy na początku grudnia uraz wyeliminował z gry Trenta Tuckera, John dostał szansę na debiut w koszulce Knicks. To był mecz przeciwko Michaelowi Jordanowi i Bulls. Reszta jest historią…

…historią, której wycinek można było zobaczyć w ostatnim odcinku „The Last Dance”. Szósty epizod serialu skrywał w sobie gorzką pigułkę dla fanów Knicks, ale taki to już urok kibicowania komuś innemu niż Bulls w latach dziewięćdziesiątych… Na pocieszenie dostaliśmy scenę, w której Jordan przegrywa w rzucaniu monet ze swoim polskim ochroniarzem, którego brawurowe połączenie trwałej ondulacji, plerezy i wąsów jest prawdziwą gwiazdą „Ostatniego tańca”. Nie umknęła mojej uwadze symetria tej sceny z ostatnimi sekundami szóstego meczu finałów konferencji z 1993 roku. I tu, i tu ktoś dostał cztery szanse na pokonanie Michaela. Charles Smith nie wykorzystał żadnej. John Michael Woźniak wygrał za pierwszym razem. LEGENDA.

John Michael Wozniak

Otagowane , ,

Bill Laimbeer

Bill Laimbeer

Fun Fact: W „The Last Dance” historia Bad Boys kończy się na niepodanych rękach (boo-hoo) po czwartym meczu finałów konferencji w 1991 roku, ale faktyczny koniec tamtego składu miał miejsce w rozgrywkach 1993/94, a rękę (a konkretniej łokieć), przyłożył do niego Bill Laimbeer.

Choć wielu kluczowych Złych Chłopców – oraz trener Chuck Daly – opuściło już Motor City, to w składzie wciąż był Bill, Isiah Thomas i Joe Dumars.

30 października, niecały tydzień przed pierwszym meczem sezonu, podczas treningu, Laimbeer stawiając zasłonę uderzył łokciem Thomasa, łamiąc mu żebro. Zeke wylizał się dość szybko, ale szlag go trafił, gdy nieco ponad dwa tygodnie później, Bill znów uderzył go łokciem w to samo miejsce. Isiah niewiele myśląc zaatakował odwróconego Laimbeera, uderzając go pięścią w głowę. Efekt? Pęknięta trzecia kość śródręcza i groźba nawet dwumiesięcznej rehabilitacji (ostatecznie skończyło na około dwutygodniowej przerwie) oraz… zranione uczucia Billa Laimbeera. Serio. Uczucia Billa Laimbeera. Ta koszulka nie kłamała.

Mark Aguirre

Bill był tak wstrząśnięty, że następnego dnia – w trakcie spotkania z Thomasem i trenerem Donem Chaneyem – oznajmił, że kończy karierę. Bał się, że nie uda mu się odbudować przyjacielskiej relacji z Zeke’iem i odzyskać sympatii kibiców. Nie zniósłby bycia wygwizdywanym we własnej hali, a tego właśnie się spodziewał. Ostatecznie panowie się dogadali, były zaczerwienione oczy i wyznania wiecznej miłości w prasie (a może i nawet rozkoszne figle w szatni), ale raptem 14 dni później, 1 grudnia 1993 roku, w przeddzień powrotu na parkiet Isiah Thomasa, Bill ogłosił przejście na emeryturę.

„Robię w domu wielką imprezę!” – powiedział wtedy Horace Grant.

„Miał wspaniałą karierę.” – powiedział z kolei Phil Jackson. „Ale był dupkiem” – dodał.

Nikt tego dnia nie płakał, bo ta koszulka też nie kłamała:

Pistons w rozgrywkach 1993/94 wygrali tylko 20 razy, a cztery mecze przed końcem sezonu Isiah zerwał ścięgno Achillesa, co doprowadziło do zakończenia kariery (i straty kolejnej szansy na grę w Dream Teamie).

I taki właśnie był koniec Bad Boys, a ostatnim gwoździem do ich trumny był wybór w drafcie najgrzeczniejszego z chłopców – Granta Hilla.

Bonusowy Fun Fact: Służąca za ilustrację karta uwiecznia pierwszą przezroczystą maskę na twarz w historii parkietów NBA. Laimbeer strzaskał kość policzkową wpadając na ramię Oldena Polynice’a podczas meczu przedsezonowego w 1990 roku, a Pistons skontaktowali się wtedy z protetykiem Jerrym McHale’em, ówczesnym dyrektorem Michigan Hand & Sports Rehab Centers, który zaprojektował pionierską ortezę. Ta sama firma stworzyła też maskę, w której większość kariery spędził Rip Hamilton.

Otagowane ,

Dennis Rodman

Dennis Rodman

Fun Fact: Dennis Rodman był jednym z głównych bohaterów trzeciego i czwartego odcinka „The Last Dance”, w trakcie których m.in. usłyszeliśmy historię o jego 48-godzinnych wakacjach w Las Vegas w trakcie sezonu 1997/98 (long story short dla nie oglądających/przyszłych czytających: Rodman poprosił o przerwę na wyszumienie się i oczywiście nie dotrzymał danego słowa, że zabaluje tylko przez dwa dni, a do pracy wrócił dopiero, gdy w jego drzwiach stanął Michael Jordan i wyciągnął go za ucho – choć tak naprawdę to za kolczyk w nosie – z łóżka dzielonego z Carmen Electrą). W trakcie tamtego sezonu nie była to jedyna przygoda Robaka z Sin City. Głośno było o spontanicznej wycieczce do stolicy hazardu pomiędzy pierwszym (przegranym), a drugim meczem finałów 1998. Także w trakcie pojedynku z Utah Jazz, do sądu wpłynął pozew przeciwko skrzydłowemu Bulls, którego oskarżono o napaść i przemoc emocjonalną wobec krupiera. Rodman przed każdym rzutem ocierać kości o łysą głowę, brzuch i krocze pokrzywdzonego – wiecie, na szczęście. A z kim wtedy siedział przy stole? Z Vernonem Maxwellem. Chyba trudno wyobrazić sobie bardziej niestabilny emocjonalnie duet grający w kości. Wiecie z kim jeszcze w tamtym sezonie zabalował w Vegas? M.in. z Charlesem Barkleyem. Przewijający się wśród stałych komentatorów w „The Last Dance”, Sam Smith, w marcu 1998 pisał:

„Kilka tygodni temu, w wywiadzie dla NBC, Barkley co prawda nie przyznał wprost, że ma problem z piciem, ale powiedział, że picie to problem i kończy z nim. […] Od czasu tej deklaracji zaczął grać lepiej – wzrosła i jego skuteczność rzutów z gry, i średnia punktowa. Raz jednak powinęła mu się noga – w trakcie przerwy na Mecz Gwiazd spędził noc grając i hulając w Las Vegas razem z Dennisem Rodmanem.”

Także w 1998 roku – w listopadzie – miał miejsce chyba najsłynniejszy wypad „Robaka” do Vegas i impreza, po której obudził się jako mąż Carmen Electry (Rodman wystąpił o anulowanie ślubu już po 10 dniach).

Ach ten Dennis.

Ale David Robinson i tak był bardziej zwariowany…

Otagowane ,

Orlando Woolridge

Orlando Woolridge

Fun Fact: Pisałem ostatnio, że w pierwszych odcinkach „The Last Dance” brakowało mi wzmianki o Orlando Woolridge’u, ale prawda jest taka, iż w kontekście kariery Michaela Jordana jest on jedynie postacią z dalszego planu, która nie miała wpływu na to, jak wyglądał Ostatni Taniec.

Warto jednak pamiętać, że w 1984 roku zdecydowanie był na pierwszym planie jordanowskiej historii. To on był najbardziej obiecującym zawodnikiem Byków przed wyborem MJ’a, a potem kandydatem do stworzenia z nim duetu.

Kilka luźnych cytatów z tamtych lat:

„Orlando jest królem tej drużyny, ale chce mi zapłacić żeby go uczył [dunkowania – przyp. MMJK] – Michael Jordan, październik 1984.

„90 punktów w trzech ubiegłotygodniowych meczach udowodniło, że Bulls to coś więcej niż show Michaela Jordana” – Sports Illustrated, grudzień 1984.

„Orlando Woolridge prawdopodobnie przez resztę kariery będzie All-Starem”Larry Bird, luty 1985.

Dopiero z czasem (który wypełnił m.in. narkotykowy odwyk) przylgnęła do niego łatka gracza jednowymiarowego, zainteresowanego tylko powiększaniem swojego konta punktowego.*

Skoro więc w „The Last Dance” wzmianki o nim nie było, to wypełnię tę lukę wrzucając telewizyjny materiał o Orlando z 1985 roku:

Woolridge mówiący, że atakowanie kosza jest jak branie ecstasy doskonale wpisuje się w „objazdowy cyrk kokainowy”, który na wzmiankę o pierwszym sezonie MJ’a w Bulls już się załapał.

________

* mało który właściwy człowiek w historii wszechświata był na bardziej właściwym miejscu niż Orlando w Denver Nuggets za czasów Paula Westheada, skupiającego się na beztroskim zdobywaniu punktów. Zanim kontuzja oka w połowie grudnia 1990 roku wyeliminowała go z gry na dwa miesiące, rzucał po 29 punktów w każdym spotkaniu i bił się z samym Jordanem o tytuł króla strzelców (najwyższa średnia punktowa, stan na dzień, w którym Woolridge doznał urazu: 1. Charles Barkley – 29.8; 2. Orlando Woolridge – 29.6; 3. Bernard King – 28.7; 4. Michael Jordan – 28.6; 5. Karl Malone – 27.9). Orlando wrócił w połowie lutego, z goglami na głowie, do grania w których – jak później twierdził – przyzwyczajał się około miesiąca. Odbiło się to na jego średniej, która za drugą część sezonu wynosiła już „tylko” 22 punkty. Ostatecznie skończył rozgrywki z wynikiem 25.1 punktu na mecz, co dałoby mu dziewiąte miejsce na liście strzelców. „Dałoby”, bo niestety opuścił zbyt wiele meczów, żeby załapać się do oficjalnej klasyfikacji. Wygrał, oczywiście, MJ (31.5), przed Malone’em (29.0) i Kingiem (28.4).

Otagowane ,

Michael Jordan

Michael Jordan

Fun Fact: Rażącym zaniedbaniem byłoby, gdyby blog taki jak ten nie podczepił się pod hype otaczający serial „The Last Dance” i nie przygotował posta, którego bohaterem jest Michael Jordan.

Pierwszy odcinek cofa nas do dnia draftu 1984, który był bohaterem już niejednego fanficu o tym, „co by było gdyby”. Jako że jestem wielkim entuzjastą plotek transferowych, staram się kolekcjonować wszystkie krążące alternatywne wersje kluczowych wydarzeń w historii ligi. Według nich MJ mógł zaczynać karierę w innych klubach niż Bulls, na przykład:

w Sixers – już po premierze „The Last Dance”, Rod Thorn na antenie radia ESPN Chicago wspominał o transferowych propozycjach rozważanych przez niego przed draftem 1984. Jedna z nich pochodziła z Filadelfii, która w tym naborze miała piąty pick, wykorzystany na Charlesa Barkleya. Thorn nie mówił jaka była oferta, ale według artykułu z Chicago Tribune (tamże ciekawy scenariusz, w którym Bulls byliby podobno gotowi rozstać się z trzecim pickiem, gdyby Sonics chcieli oddać im Jacka Sikmę), pojawił się w niej świeżo upieczony dwukrotny All-Star, Andrew Toney, oraz center Clemon Johnson, który jako zmiennik Mosesa Malone’a notował po 5 punktów i zbiórek w każdym spotkaniu. Inna, znacznie bardziej szalona wersja tych negocjacji pojawiła się w książce byłego GM’a Sixers, Pata Williamsa: podobno w Philly byli gotowi wysłać do Chicago samego Doctora J.

w Mavericks – drugi z zespołów, o którym wspomniał Thorn, ponownie nie precyzując, jaką konkretnie ofertę mu przedstawiono. Mavs mieli jednak więcej niż jedną szansę na pozyskanie Jordana, bo jako właściciele picku Cavs (Ted Stepien, głupcze!) do ostatnich dni sezonu mieli szansę na numer trzeci. Ostatecznie ostro tankujące Byki skończyły rozgrywki z bilansem 27-55, a Kawalerzyści w swoim ostatnim spotkaniu pokonali wyżej notowanych Bullets, zaliczając swoje… 28 zwycięstwo. Gdyby Bulls tak brawurowo nie odpuścili reszty sezonu (14 porażek w ostatnich 15 meczach), Mavs dostaliby z Cleveland trzeci pick. Gdyby Cavs nie wygrali ostatniego starcia, o losie wyboru Teksańczyków decydowałby rzut monetą.

w Rockets – a propos rzutów monetą – w taki sam sposób decydowano wówczas o tym, kto wybiera z jedynką. Gdyby Rakiety przegrały i wybierały z numerem drugim, na pewno nie postawiłyby na Sama Bowie’ego. Bardzo możliwe, że wybrałyby Jordana, tak jak i w innym scenariuszu, który poznajemy w książce „Living The Dream” Hakeema Olajuwona. Center Rockets wspomina, że rozmawiano o wymianie na linii Rockets-Blazers, w której do Portland przeszedłby Ralph Sampson, a w przeciwnym kierunku powędrowali Clyde Drexler i drugi pick. Czyli Rakiety w alternatywnej wersji 1984 roku mogły jednego dnia skompletować wielką trójkę Olajuwon-Drexler-Jordan. Ten scenariusz chyba w największym stopniu odbiłby się na spuściźnie MJ’a – czy mając tyle talentu wokół siebie, miałby okazję „wyrosnąć” na G.O.A.T.’a?

w Clippers – przenoszący się właśnie z San Diego do Los Angeles zespół zaoferował Bykom drugorocznego skrzydłowego z tytułem Rookie Of The Year na koncie i średnimi na poziomie 23 punktów i 10 zbiórek (który w trzecim sezonie kariery zostanie wybrany do All-NBA 2nd Team) – Terry’ego Cummingsa. Rod Thorn odmówił. Szkoda. Chętnie obejrzałbym dziesięcioodcinkowy serial, w którym Michael Jordan wspomina jak to było grać dla Donalda Sterlinga.

w Hawks – w gronie drużyn wykręcających kierunkowy do Chicago były też Jastrzębie. Podobno centralnym punktem ich propozycji był center Tree Rollins, który w gruncie rzeczy ani do tego momentu, ani później nie osiągnął niczego ciekawego. No, może poza główną rolą w kultowym koszykarskim nagłówku prasowym: „Tree Bites Man”.

w Pacers – drugi pick Blazers był tak naprawdę pickiem należącym do najgorszej drużyny Konferencji Wschodniej, czyli do Pacers. Gdy w 1981 roku Indiana awansowała do playoffs po raz pierwszy od czasu dołączenia klubu do NBA, w koszykarskim stanie zapanował entuzjazm, który latem jednak opadł po odejściu podstawowego centra, Jamesa Edwardsa. Aby zapełnić lukę i powrócić do postseason, Pacers ściągnęli z Blazers Toma Owensa, oddając w zamian swój pierwszorundowy wybór w drafcie 1984. 32-letni Owens rzucał po 10 punktów w meczu i nie okazał się wzmocnieniem, które pozwoliłoby na powrót do najlepszej szesnastki. W kolejnych sezonach było jeszcze gorzej – przez dwa kolejne lata Indiana miała najgorszy bilans na Wschodzie. Ten drugi raz wypadł w 1984 roku, czyli wtedy, kiedy ich pick przypadał Blazers, a Tom Owens – którego Pacers po jednym sezonie wysłali do Pistons za wybór w drugiej rundzie – był już od roku na emeryturze. Bardzo możliwe, że Indiana z dwójką wzięłaby MJ’a, choć nie można oczywiście wykluczyć kolejnego ataku centrofilii.*

Tyle ploteczek.

Co do samego „The Last Dance”, to po dwóch pierwszych odcinkach jestem bardzo zadowolony, choć nie mam wrażenia obcowania z jakąś nową jakością wśród dokumentów sportowych. Liczyłem na trochę więcej smaczków i przynajmniej jedno wymienienie z imienia i nazwiska Orlando Woolridge’a w kontekście pierwszych sezonów MJ’a. Moim zdaniem serial ma tylko jeden problem – brak Jerry’ego Krause’a wśród żywych i mogących przedstawić swoją wersję wydarzeń. Jest to jednak godna laurka dla jednej z najwspanialszych drużyn w historii, która udowadnia, że Michael Jordan wciąż – 22 lata później – jest największą gwiazdą koszykówki.

________

* Jeśli już mówimy o wyborach w drafcie Pacers, to warto dodać, że choć w 1984 roku Indiana nie miała swojego picku, to rok wcześniej też przecież była najgorszą drużyną Konferencji Wschodniej. Niestety przegrała rzut monetą, który dawał jej prawo wyboru Ralpha Sampsona (nieidealnego wyboru biorąc pod uwagę dalsze losy Sampsona, ale wciąż mówimy o członku Hall Of Fame). Samem Bowiem tamtego draftu był Steve Stipanovich – środkowy o dużym talencie, którego kariera ze względu na problemy z kolanami trwała tylko pięć sezonów (w trakcie których można było w każdym spotkaniu liczyć na 13 punktów i 8 zbiórek autorstwa Stipo). Z trójką wybierali wtedy także Rockets (był to oczywiście pick Cavs – Ted Stepien, głupcze! – który przeszedł jeszcze przez ręce 76ers), ale Jordan na nich nie czekał. Postawili na Rodneya McCraya, który przez pięć sezonów był dla nich niezwykle pożytecznym skrzydłowym z linijkami na poziomie 12/7/4 i dwoma powołaniami do All-Defensive Teams (w tym, w sezonie 1987/88, do pierwszego składu). Może i nie miał lepszej kariery niż Byron Scott (pick #4), Dale Ellis (#9), Derek Harper (#11) czy, last but not least, Clyde Drexler (#14), ale trudno nazwać jego wybór złą decyzją, skoro wydatnie pomógł awansować do finału w 1986 roku i rzucał w nim 15 punktów na mecz, będąc drugim strzelcem Rakiet – przed Sampsonem. McCray nie zdobył wtedy mistrzostwa, ale ostatecznie udało mu się to w 1993 roku, gdy był graczem… Chicago Bulls.

I tak wracamy do Michaela Jordana, który podobno na treningach tak pomiatał McCrayem  – jeszcze dwa lata wcześniej zdobywającym prawie 17 punktów na mecz – że ten nagle stał się zupełnie nieprzydatny. „Jesteś przegrywem! Zawsze byłeś przegrywem” – zwykł wykrzykiwać Michael grając przeciw Rodneyowi.

„[Jordan] jest najpaskudniej ambitnym graczem jakiego widziałem. […] Zepsuł nam Rodneya McCraya.”

– mówił później asystent Phila Jacksona, Johnny Bach.

McCray zagrał cztery minuty w finale 1993 roku, wziął swój pierścień i był tak zmęczony grą z MJ’em, że już nigdy więcej nie wrócił na parkiety NBA (choć swój udział miała w tym przepuklina, z powodu której po mistrzowskim sezonie poddał się operacji).

Otagowane , ,