Tag Archives: dikembe mutombo

Dikembe Mutombo

Dikembe Mutombo

Fun Fact: W czerwcu 1996 roku, generalny menadżer Denver Nuggets, Bernie Bickerstaff, radził sobie z budowaniem konkurencyjnej i perspektywicznej drużyny mniej więcej tak samo dobrze, jak ci goście, którzy w trakcie epidemii dżumy próbowali leczyć ją okładami z odbytów żywych kur i nacieraniem pękniętych dymienic pastą z ludzkich odchodów.

Jednego dnia pozbył się najlepszego strzelca (Mahmoud Abdul-Rauf) i podającego (także Rauf), najbardziej perspektywicznego młodego zawodnika nie nazywającego się „Antonio McDyess„, który 3 lata później zostanie najlepszym strzelcem drużyny zmierzającej do finału NBA (Jalen Rose) i dziesiątego picku w drafcie 1996 (*kaszel*Kobe*kaszel*), a miesiąc później stracił jeszcze najlepszego zawodnika, najlepszego obrońcę ligi i gwiazdę grającą na centrze w czasach, gdy wszyscy chcieli mieć gwiazdę grającą na centrze (wszystkie te trzy rzeczy odnoszą się do Dikembe Mutombo).

Co nasz zwariowany działacz otrzymał w zamian?

Marka Jacksona (który po 52 meczach został oddany z powrotem do drużyny, z której przyszedł), Sarunasa Marciulionisa (którego kolanami straszono dzieci, i który miał zagrać w NBA jeszcze tylko 17 spotkań), Ricky’ego Pierce’a (którego w tamtych czasach już nawet nie pytano o wiek, tylko datowano izotopem węgla, a który też nie wytrzymał w Kolorado do końca sezonu), pick numer 23 w drafcie 1996 (wykorzystany na zawodnika, którego Bickerstaff podobno w ogóle nie widział wcześniej na oczy, a na którego debiut w NBA – zresztą w koszulce 76ers, a nie Nuggets – w NBA trzeba było czekać 6 lat, czyli na Efthimiosa Rentziasa) oraz zupełnie nic (to akurat łup za Dikembe).

Choć ostatecznie to zarząd nie zgodził się na żądania finansowe Mutombo, Bernie, jak to mówią, „miał jedno zadanie”. Jeśli wierzyć słowom samego Bickerstaffa, Deke bardzo chciał zostać w Denver. Czyli sprawę schrzanili Nuggets, próbując oszczędzać na swojej gwieździe. Prezydent klubu albo więc zgadzał się, że Dikembe nie zasługuje na wieloletni kontrakt wart 10 milionów dolarów rocznie, jaki zaoferowała Atlanta, albo nie potrafił przekonać właściciela – na pewno nie jest tak, że nie miał w tej sprawie nic do powiedzenia (już nie mówiąc o tym, że nie ogarnął żadnego sign-and-trade).

Jeszcze szybki morał do historii o małorynkowej drużynie, żałującej pieniędzy na przedłużenie gwiazdy NBA, która chce dla nich grać: w pierwszym sezonie bez Zairczyka, średnia frekwencja spadła o kilka tysięcy, a Nuggets z szesnastego miejsca w ligowym rankingu zsunęli się na przedostatnie.

Zobaczcie sobie listę ruchów Bernie’ego z tamtego lata i pierwszych tygodni sezonu, w których łatał dziury kadrowe. Niedobór dopaminy instant.

Nic dziwnego, że jak Bernie zobaczył skład pierwszego dnia sezonu, to postanowił po cichutku, pogwizdując jak gdyby nigdy nic, wziąć dupę w troki. Najpierw, po 13 meczach (a konkretniej: po meczu, w którym Nuggets rzucili tylko 65 punktów), zwolnił sam siebie z posady trenera (zastąpił go znany tu i lubiany Dick Motta). Nie wiem, czy już wtedy zaczął sobie szukać nowej pracy, ale miał ją dogadaną na początku lutego. Ogłosił wówczas rezygnację z pełnienia funkcji prezydenta klubu i podpisał czteroletni kontrakt, na mocy którego został head coachem Washington Bullets.

Swojemu następcy – Allanowi Bristowowi – zostawił skład, który nadawał się tylko do przebudowy, za którą ten zabrał się z gracją szesnastotonowego odważnika (pierwszym ruchem było wspomniane odesłanie z powrotem Marka Jacksona). Popełnił jednak ten sam błąd, co Bernie – po sezonie znów chciał oszczędzić na swoim najlepszym zawodniku, odmawiając McDyessowi wymarzonego, 100-milionowego kontraktu trwającego sześć lat i oddając go do Phoenix.

(Antonio odrzucił propozycję Nuggets, która podobno wynosiła 70 milionów za 6 lat – tu warto zauważyć, że rok wcześniej taka oferta pozwoliłaby im najprawdopodobniej zatrzymać w składzie Dikembe – i zażądał transferu, a po roku w Suns, którzy chcieli mu zapłacić 86 milionów za 7 lat gry, wybrał… powrót do Denver i kontrakt warty… 67,5 miliona za 6 lat gry, czyli mniej, niż to, co dawało Phoenix i mniej, niż rok wcześniej oferowały same Bryłki. Antonio McDyess nie wygrał nagrody „Biznesmen Roku 1999”).

Bristow tak się skupił na wyprzedawaniu wszystkiego co miało jakąkolwiek wartość, że zapomniał skompletować drużynę koszykówki. Gdy bilans Nuggets w rozgrywkach 1997/98 wynosił 4-42, właściciel pokazał mu drzwi. Na swoim stanowisku nie wytrwał pełnego roku kalendarzowego, ale Bernie zatroszczył się o to, żeby jego następcy – na obydwu posadach, jakie piastował w Kolorado – wchodzili na pole minowe.

Co by było, gdyby Bernie Bickerstaff nie rozbił tamtej drużyny?

Trzeba pamiętać, że Nuggets pogubili się po niesamowitym sezonie 1992/93. Nie było oczekiwanego progresu, za to były kontuzje i niesnaski (przy czym Bernie nie był tu bez winy, bo podobno Dan Issel zrzekł się funkcji trenera ze względu na tarcia pomiędzy nim a prezydentem). Gdyby jednak Bickerstaff był bardziej cierpliwy (a właściciele bardziej skorzy do wydawania pieniędzy), mógłby mieć na początku XXI wieku drużynę z będącymi u szczytu formy Mutombo, McDyessem, Rose’em, a może także młodą gwiazdą wybraną z tym nieszczęsnym dziesiątym pickiem draftu 1996. Nawet jeśli założymy, że Nuggets byliby jedną z drużyn, która nie poznała się na potencjale Kobe’ego Bryanta, to Bickerstaff – który ściągnął Marka Jacksona, bo chciał mieć klasycznego point guarda – mógł przecież postawić na Steve’a Nasha i mieć „7 seconds or less w domu” już w 1998 roku, kiedy to trenerem Bryłek był Mike D’Antoni (wiem, wiem – pewnie nie byłby tym trenerem, gdyby został Bernie, ale to zbyt plastyczna wizja, żeby jej nie nakreślić).

Oczywiście spuścizna Bickerstaffa wyglądałaby lepiej, gdyby udało się wylosować pierwszy w pick w drafcie 1997 (mieli trzecie największe szanse, ale wylądowali na piątym miejscu i wzięli Tony’ego „Zdecydowanie nie jestem Timem Duncanem” Battie), albo nie zmarnować trzeciego picku rok później (czyli zamiast Raefa LaFrentza wybrać Vince’a Cartera lub Paula Pierce’a, bo dla Dirka Nowitzkiego to był chyba jednak nierealistycznie wysoki numer). Wtedy można by powiedzieć, że latem 1996 zapoczątkował udaną przebudowę, zamiast ilustrować jego ówczesne poczynania tak:

Otagowane ,

Dikembe Mutombo

Dikembe Mutombo

Sad Fact: Trzy dni temu NBA wydało oświadczenie na temat stanu zdrowia Dikembe Mutombo, z którego dowiedzieliśmy się, że legendarny defensor, którego łokcie są nielegalne w 37 stanach, a głos słyszalny z kosmosu, rozpoczął leczenie guza mózgu. Nie wiemy jakie są rokowania, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że 56-latek otrzyma najlepszą możliwą pomoc medyczną. Deke nie takich dupków gasił i groził palcem, więc ja swoje palce krzyżuję na szczęście i jego walkę widzę tak (w roli guza, Clarence Weatherspoon):

Wierzę, że przed Mutombo życie długie jak lista jego działań humanitarnych, albo – jeszcze lepiej – długie jak jego pełne nazwisko.

Oprócz wsparcia lekarzy, przyda mu się teraz na pewno także wsparcie rodziny. Bardzo licznej, choć niestety nie aż tak dużej, jak mogłaby być. Mama Dikembe zmarła na początku I wojny domowej w Kongu – jej organizm nie wytrzymał stresu związanego z walkami w Kinszasie. Nie żyje także trzech braci koszykarza, z których jeden był podobno reprezentantem kraju w piłce ręcznej i zasłabł w trakcie meczu.

Mutombo, zgodnie z plemienną tradycją, adoptował dwójkę jego dzieci, oraz dwójkę dzieci drugiego ze zmarłych braci. Dikembe i jego żona Rose (którą poderwał tekstem „Wyjdziesz za mnie?”, czyli nieco lepszą kwestią otwierającą, niż wcześniejsze Who wants to sex Mutombo?), mają trójkę własnych potomków.

Carrie robi doktorat na Georgetown, Jean Jacques skończył liceum w 2019 i jeśli nic się nie zepsuło, to studiuje na uniwersytecie Columbia, a Ryan poszedł w ślady ojca i też gra w kosza dla Hoyas. W debiutanckim sezonie 2021/22, występował po 12 minut w meczu, notując średnio 5 punktów i 3 zbiórki w każdym z nich. Był drugim blokującym w zespole z 23 czapami, co daje średnio 2,6 w przeliczeniu na 36 minut.

(Wiecie, kto jeszcze jest w składzie Georgetown? Syn Gheorghe Muresana. A kto jest trenerem? Oczywiście Patrick Ewing.)

Ale to nie jedyny koszykarski akcent w rodzinie Deke’a.

Bratanek Harouna Mutombo grał w liceum w Ontario z późniejszym obrońcą m.in. San Antonio Spurs, Corym Josephem. Potem miał udaną karierę akademicką w barwach uniwerku Western Carolina, a pierwszy profesjonalny sezon zakończył w 2013 roku jako mistrz Kosowa. Gwiazdą jego zespołu, KB Peja, był ówczesny reprezentant Polski, Dardan Berisha. Google’owy ślad po Harunie urywa się rok później, po sezonie spędzony w lidze kanadyjskiej, ale pałeczkę przejął po nim brat, Haboubacar, który też grał dla Western Carolina. Na zawodowstwo przeszedł w 2018 roku, a w 2021 roku był w kadrze Demokratycznej Republiki Konga na Afrobasket.

Żaden z braci nie dostał się do NBA (Harouna przewinął się przez obozy przygotowawcze, ale bez powodzenia), ale udało się to innemu chłopakowi, który mówił do Dikembe „wujku”. Mfiondu Kabengele, obecnie koszykarz Boston Celtics, to syn siostry byłego centra Nuggets, która także osiadła w Kanadzie.

Dikembe Mutombo, Mfiondu Kabengele

Parę lat temu sam Mutombo zrobił niemałe zamieszanie w „światku”, gdy ni z tego, ni z owego oświadczył, że adoptował mierzącego 7 stóp i 7 cali nastolatka, o którym słuch jednak zaginął. Mniej więcej w tym samym czasie, dobre wrażenie na boiskach licealnych robiła bratanica Dikembe, Malu Tshitenge, która obecnie rozpoczyna czwarty rok studiów i gry na Uniwersytecie North Carolina.

I tak dochodzimy do ostatniego członka rodziny (o jakim wiem), który parał się koszykówką i do tego był relewantny dla lat 90. To starszy brat naszego bohatera, Ilo. On także otrzymał stypendium koszykarskie w USA i spędził cztery lata na University of Southern Indiana, gdzie nadal jest w czołówce rankingów wszech czasów dotyczących punktów (#7), zbiórek (#2) i bloków (#5). W 1991 roku został wybrany w siódmej rundzie draftu do ligi CBA (czyli z numerem 118), zaliczył też występy w USBL, ale najwięcej osiągnął jako koszykarz… fikcyjny.

W 1994 roku wystąpił w filmie „Air Up There” aka „Król kosza”, jako Mifundo – najgroźniejszy rywal głównego bohatera, który w finałowej scenie zostaje ograny najdłużej trwającym crossoverem świata.

Kiedy jednak Shea Serrano, w swojej książce „Basketball (And Other Things)”, rozpisał draft dla fikcyjnych graczy, to nie bohater ostatniej akcji Saleh, a dominujący nad nim przez całą resztę meczu Mifundo doczekał się wyboru (i to zresztą tuż przed nie byle kim, bo Air Budem i Jimem Halpertem z „The Office”). Na tym jednak zakończyła się zarówno koszykarska, jak i hollywoodzka kariera Ilo Mutombo, którego zasługi dla tego sportu są jednak ogromne: to on nieustannie pchał w kierunku kosza swojego – początkowo niezbyt niezainteresowanego – brata.

Zakładam, że w tych trudnych chwilach Dikembe może liczyć na wszystkie wyżej wymienione postaci, tak jak my mogliśmy liczyć na niego, gdy trzeba było uratować świat:

Będzie dobrze. Przecież dla tego gościa nie ma rzeczy niemożliwych. No, może poza śpiewaniem falsetem.

Otagowane

Dikembe Mutombo

Dikembe Mutombo

Fun Fact: Tak a propos sytuacji uwiecznionej na karcie, oto lista osób, które między 1991 a 2004 rokiem przeżyły (choć czasem ledwo) spotkanie z łokciem Dikembe Mutombo.

Grudzień 2004: LeBron James

Kwiecień 2004: Kenyon Martin

Marzec 2003: Yao Ming

Luty 2002: Vince Carter

Maj 2001: Vince Carter

Maj 2001: Chris Childs

Luty 2001: Ray Allen

Styczeń 2001: Corey Maggette

Grudzień 2000: Chauncey Billups

Luty 1999: Jayson Williams

Maj 1999: Mark Strickland

Maj 1999: Lindsey Hunter

Maj 1999: Christian Laettner

Kwiecień 1999: Chris Childs, Marcus Camby, Larry Johnson, Patrick Ewing (wszycy w jednym meczu)

Marzec 1999: Kevin Willis

Maj 1997: Dennis Rodman

Kwiecień 1997: Tom Gugliotta

Styczeń 1997: Antoine Carr

Styczeń 1997: Charles Oakley

Październik 1996: Michael Jordan (preseason)

Kwiecień 1994: Robert Horry

Grudzień 1993: Chris Webber

Grudzień 1991: Robert Parish

Listopad 1991: Ricky Pierce

Powyższa lista wraz ze szczegółowym opisem szkód wyrządzonych przez „elbow wag” dostępna jest pod tym linkiem. Zemsta jego ofiar wygląda mniej więcej tak:

Otagowane

Dikembe Mutombo

Dikembe Mutombo

Fun Fact: Dwa dni temu ogłoszono, że Dikembe Mutombo Mpolondo Mukamba Jean-Jacques Wamutombo znajdzie się wśród grona osób, które w dniach 10-12 września świętować będą włączenie do Koszykarskiego Hallu Sławy. Chyba wszyscy wiemy co to oznacza… PRZEMÓWIENIE!

Fun Fact 2: Kiedyś ściągnąłem z YouTube’a ścieżkę dźwiękową z powyższego klipu i używałem jako dzwonka do telefonu. Good times.

Otagowane

Dikembe Mutombo

Dikembe Mutombo

Fun Fact: Prezentację All-Time Favorite 2nd Team zaczynam od pozycji centra, bo to dobry moment aby wspomnieć o Dikembe Mutombo – człowieku, który spędził poniedziałek z brytyjską parą książęcą. Czym jest fenomen Dikembe Mutombo? Cóż – LeBron James po meczu wywołał dyplomatyczny skandal pozwalając sobie na dotknięcie Kate Middleton („szaraki” nie mogą inicjować kontaktu fizycznego z brytyjską rodziną królewską), natomiast Dikembe wyjadał Kate i Williamowi popcorn i nikt nie powiedział złego słowa…

popcorn.0

Skoro już wyróżniam Dikembe, to skorzystam z okazji aby stłamsić dość popularny ostatnio w kontekście Mutombo trend przypominania tej sytuacji, gdy Michael Jordan nad nim zadunkował. To nośny motyw, zwłaszcza wobec krążącego po sieci montażu zestawiającego ten wsad z rozmową Jordana i Mutombo w szatni przed Meczem Gwiazd, w której posiadacz najgorzej naoliwionych strun głosowych upiera się, że MJ nigdy nie wykonał nad nim wsadu. To fajna historia…

…ale nie zapominajmy o tych wszystkich razach gdy Mike’owi nie udawało się dunkować nad Dikembe

Otagowane ,

Dikembe Mutombo

Dikembe Mutombo

Fun Fact: Ofensywa Dikembe Mutombo na mainstreamowe media trwa.

Skecz z Jimmym Kimmelem należy na pewno wpisać na listę najważniejszych osiągnięć Dikembe, obok takich pozycji jak:

– jego głos, oczywiście;

– ubiegłoroczna reklama Geico;

– uratowanie świata w ćpuńskiej grze Old Spice’a;

– te wszystkie bloki, tytuły Obrońcy Roku i machanie palcem;

– posiadanie tak magnetycznej aury, że potrafi skłonić kogoś kto nienawidzi reklam kontekstowych do skorzystania z nich pierwszy raz w życiu (50% zniżki na t-shirt z Mutombo? Musiałem!)…

– …a przeciwnika na parkiecie do wykończenia za niego alley-oopa…

Otagowane

Fuckin’ Look At This Photograph: Przykładowy długi weekend

yao chillout

Załączam życzenia skutecznego odpoczynku. Niech nam weekend długim będzie, co najmniej tak długim jak połączone wzrosty Dikembe, Yao i Patricka.

Otagowane , , ,

Dikembe Mutombo

Dikembe Mutombo

Fun Fact: Zupełnie nie wiem czemu jeszcze nigdy nie wrzucałem karty Dikembe Mutombo – jednego ze ścisłej czołówki najfajniejszych postaci na świecie. Może dlatego, że byłem zajęty wrzucaniem jego zdjęć na wielbłądzie i z Marky Markiem? Anyway – jest okazja się zrehabilitować, w postaci kilkuminutowego wywiadu z Dikembe, który jest poniekąd historyczny bo oficjalnie dementuje jedną z najlepszych okołokoszykarskich anegdot ever – tą o Mutombo wchodzącym na imprezę i krzyczącym na progu „Who Wants To Sex Mutombo?!”. Poza tym jest to kilkuminutowy wywiad, w którym słychać głos Dikembe Mutombo, co powinno być wystarczającą zachętą do jego obejrzenia…

Miazga. Ten głos i ogólnie sam Mutombo, jego wieczne dobre samopoczucie (kto inny kończy wypowiedź o śmierci matki uśmiechem?), nie przestaje mnie niszczyć. Dikembe mówi o dramacie rodzinnym, o malarii, biedzie, wysokiej umieralności, a ja nie mogę przestać myśleć „looool, nie wytrzymię, ten głos, przecież on gada jak Ciasteczkowy Potwór”. Noszcholerajasna!

Na liście największych życiowych marzeń, wszczepienie chipu, który przekazywałby bezpośrednio do mózgu nieprzerwany przekaz z mówiącym cokolwiek Mutombo, właśnie wskoczył na pierwsze miejsce. Z drugiego.

EDIT: Wygląda na to, że mamy jakiś międzynarodowy tydzień wywiadów z Dikembe Mutombo…

Najlepszy. Tydzień. Ever.

Otagowane

Fuckin’ Look At This Photograph: Człowiek Dwojga Imion vs. Człowiek Wielu Imion

Dikembe Mutombo i Marky Mark

Wbrew pozorom zdjęcie Dikembe Mutombo Mpolondo Mukamby Jeana Jacquesa Wamutombo z Marky Markiem, to nie aż taki mezalians – obydwaj zrobili dla koszykówki lat 90. bardzo wiele – Artysta Znany Dzisiaj Jako Mark Wahlberg użyczył przecież swojego szlagieru do jednego z kultowych przerywników:

Otagowane ,