
Rzadko kiedy w moje ręce trafia box z kartami wydanymi po 2000 roku. Ba, w zasadzie to trafił tylko raz i miał to być odosobniony przypadek. Ponieważ jednak mało co sprawia mi taką frajdę jak otwieranie boxów, a akurat nie mogłem na szybko skombinować niczego z przedziału czasowego w jakim zawieszony jest ten blog, oto jest – box 2002-03 Fleer Genuine. I oto jest – najciekawszy wycinek jego zawartości. Karty ze starszych boxów prędzej czy później pojedynczo trafią na MMJK, te nowsze teoretycznie nie mają gdzie się podziać, stąd pomysł na kolejną relację z otwierania, po box breaku 2011-12 Panini Hoops.
2002-03 Fleer Genuine, to całkiem miła dla oka seria – no, może z wyjątkiem oczu fanów Toronto Raptors, ze względu na uwiecznionego gdzieś między kolejnym wyskokiem do widowiskowego wsadu a żądaniami odejścia z kanadyjskiego klubu Vince’a Cartera zdobiącego pudełko.

Set podstawowy, to 135 kart, w tym 35 limitowanych do 2002 kart debiutantów. Ponieważ dopiero co miał miejsce Draft 2012, zacznijmy właśnie od kart rookie, które na 24 paczki zawierające po 5 kart, trafiły się dwie.


Draft z 2002 to nie był najbardziej udany nabór. Jasne, Yao Ming (#1), Amar’e Stoudemire (#9), Tayshaun Prince (#23) czy Carlos Boozer (#35) bywali uznawani za gwiazdy w tej lidze. Ba – nawet wyciągnięty przeze mnie Caron Butler (#10) dwukrotnie grał w All-Star Game. Ale poza tym, włos się jeży: Jay Williams (#2), Nikoloz Tskitishvili (#5), Dajuan Wagner (#6), Chris Wilcox (#8), Jared Jeffries (#11), Melvin Ely (#12), Marcus Haislip (#13), Fred Jones (#14)… polecam zresztą przejrzenie całego draftu – w przypadku niektórych nazwisk to pierwszy i ostatni raz gdy je wymieniono przed szerszą publicznością.
Ponieważ 2002 rok, to był czas, kiedy moje zainteresowanie NBA było dużo słabsze niż trzy lata wcześniej i trzy lata później, niektóre z kart wyciągniętych z boxa wprawiło mnie w zakłopotanie. Oto moje top 5 kart, które sprawiły, że pomyślałem „a niech mnie, nie pamiętałem, że on tam grał”…

I moje top 1 z cyklu „a niech mnie, nie mogę zapomnieć, że tam grał”…

Ale zostawmy nudny base set i zajmijmy się insertami. Niestety set Genuine Leaders znów nie daje nam zapomnieć o tym o czym wszyscy fani koszykówki z lat 90. chcieliby zapomnieć.

Swoją drogą widok Jordana w koszulce Wizards nie przestaje mnie fascynować. Gdyby nie kilka ostatnich sezonów Charlotte Bobcats, byłoby to zdecydowanie najgorsze co Michael mógł zrobić dla kultu swojej jednostki.
Kolejne inserty wyłowione z 2002-03 Fleer Genuine to Names of the Game…

…i Global Warning, które tworzą razem dość zabawny obrazek, zważywszy na to, że minęło od czasu ich wydrukowania 10 lat, a aktualne plotki transferowe mówią o tym, że Nash może wrócić do Dallas i że Memphis próbowało pozyskać Pau Gasola z Lakers.

Jest jeszcze „wcięty” insert On the Up…

Skoro pracownicy Fleera uważali, że Marcus Fizer podoła kiedykolwiek łatce zawodnika „na fali wznoszącej”, to nic dziwnego, że firma zbankrutowała w 2005, mniej więcej wtedy kiedy Fizer, po raptem pięcioletniej karierze, wyleciał z NBA (jego powrotu na 3 mecze w 2006 roku nie liczę).
To co skłoniło mnie do zakupu akurat tego boxa, to obietnica aż czterech kart typu game used. Obietnica spełniona w postaci poniższych kart:
– Genuine Coverage i Richard „Wyglądam w stroju Wizards równie dziwnie jak Jordan, tyle, że ja tego mrocznego okresu nie zostawiłem na koniec kariery” Hamilton

– Genuine Coverage i Keith „Jeden z kolejnych nieudanych eksperymentów z seri ‚Drugi Bird/Pierwszy Nowitzki'” Van Horn

– Genuine Leaders i Karl „To mój ostatni sezon w barwach Jazz” Malone

– Names of the Game i Vince „Fuck You Toronto” Carter

Malone i Carter to dość dobre trafy, a i widok Van Horna cieszy, zwłaszcza, że przez parę meczów sezonu 03/04 łudziłem się, iż on i Stephon Marbury stworzą zgrany duet w New York Knicks. To nie jest najbardziej nietrafione oczekiwanie w moim życiu tylko dlatego, że Marbury próbował potem jeszcze stworzyć duet ze Stevem Francisem. Niewypałem nie było też na pewno otworzenie boxa 2002-03 Fleer Genuine. Niby wolę karty dokumentujące złoty jak dla mnie okres ligi, czyli lata 90., ale dość ciekawe było też obcowanie z kartami z czasów, w którym praktycznie się NBA nie interesowałem. No i uświadomiłem sobie, że w sumie nie jest to dla mnie aż taka czarna dziura, skoro pamiętam, że Marcus Fizer był słaby w kosza.