Tag Archives: z archiwum xxi

Atrament Sympatyczny: Otis Birdsong

Otis Birdsong

Otis Birdsong back

(Jeśli ktoś jest zdezorientowany widokiem gracza z lat 80. na karcie z XXI wieku na blogu o kartach z lat 90., odsyłam do pierwszego wpisu z cyklu „Atrament Sympatyczny”, w którym tłumaczę „co?” i „jak?”, przemilczając łaskawie „za ile?”)

1. Otis w trzecim swoim sezonie w NBA był uczestnikiem meczu, w którym Darryl Dawkins z 76ers stłukł po raz pierwszy tablicę.

Birdsong i Kansas City Kings wygrali tamto spotkanie.

2. Trzy lata później Birdsong był już kolegą klubowym Dawkinsa w New Jersey Nets. Podpisując z nimi kontrakt w 1981 roku został pierwszy guardem w historii NBA, który zarobił milion dolarów za sezon.

3. Jednym z jego największych drużynowych sukcesów było wyeliminowanie w pierwszej rundzie play off w 1984 roku broniącej tytułu Philadelphii:

4. Po zakończeniu kariery zajmował się głównie dwiema rzeczami – sprawami około koszykarskimi (jako generalny menadżer w D-League i członek zarządu National Basketball Retired Players Association) oraz nawiązaniami do Star Treka w wywiadach (zapoznałem się z trzema wywiadami z Birdsongiem – w jednym cytował Spocka, a w drugim porównywał Magica i Birda do Kirka i Spocka).

5. W 1983 roku Birdsong trafnie podsumował to jak zostanie zapamiętany, mówiąc, że w życiu są tylko trzy pewne rzeczy:

Śmierć, podatki i mój rzut z wyskoku.

Otagowane , , ,

Atrament Sympatyczny: Thurl Bailey

Thurl Bailey

Thurl Bailey back

1. Wspomniany na odwrocie karty tytuł mistrzowski NCAA uniwerku North Carolina State wszyscy określają mianem cudu, czyli można założyć, że szkoła, której liderem był Bailey stała się w tamtym czasie koszykarskim Dawidem. Tym piękniejszy jest fakt, że w 2005 roku, pięć lat po zakończeniu kariery w NBA (i Europie) zagrał w biblijnym musicalu rolę Goliata:

James Worthy ma mocnego konkurenta do tytułu najdziwniejszej roli filmowej koszykarza NBA noszącego gogle.

2. Jeśli myśleliście, że Goliat to szczyt dziwnych ról filmowych Thurla Baileya, to jesteście w błędzie. Rok później zagrał w filmie „Church Ball” postać, która miała na imię Mojżesz, a w 2007 można było go obejrzeć w niskobudżetowej komedii romantycznej „Heber Holiday” gdzie nazywał się „Mutumbo”. Awesome.

3. Oprócz pięciu ról filmowych, Bailey ma też na koncie występy w telewizji jako komentator oraz liczne występy publiczne jako mówca motywacyjny, a także trzy płyty z muzyką soul i R&B. Pamiętajmy, że wydanie trzech albumów z własną muzyką to duże osiągnięcie i nie pozwólmy aby jego znaczenie umniejszył fakt, że najłatwiej dostępna w sieci próbka muzycznej twórczości Baileya to rap napisany na potrzeby promocyjne policji z miasta Ogden w stanie Utah:

4. Pierwszym zespołem (muzycznym) Baileya byli The Jazz Brothers, w skład których wchodzili koledzy z pierwszego zespołu (koszykarskiego) Baileya, z Karlem Malonem na czele, którego wokal zupełnie mi nie pasuje do tego co pamiętam w jego wykonaniu z parkietów. Oto próbka (Karl wchodzi zaraz po Thurlu, na wysokości czterdziestej sekundy):

5. Thurl Bailey jeszcze lepszy niż w zdobywaniu punktów z ławki dla Utah Jazz i walki pod koszami, okazuje się w pojawianiu się w dziwnych filmikach na YouTube. Jako Goliata i ciemnoskórego rapera wspierającego lokalną policję już go widzieliście, ale nie mniej brawurowe moim zdaniem jest w wykonaniu Thurla Baileya wciąganie flagi…

…nagrywanie kiepskiej jakości klipów do wesołych piosenek z dziwnymi znajomymi…

…występowanie w parodii Indiany Jonesa z byłym generalnym menadżerem Jazz Frankiem Laydenem i jego synem Scottem (GM Knicks w latach 1999-2003, odpowiedzialny za transfer Patricka Ewinga, 100-milionowy kontrakt Allana Houstona i czarną śmierć)…

…i wpieprzanie hummusu.

Jak dla mnie YouTube mógłby się zmienić w YouThurl i nikt by nie zauważył.

Otagowane , , ,

Atrament Sympatyczny: Luther Wright

Luther Wright

Luther Wright back

1. Powyższy opis z odwrotu karty w bardzo dyplomatyczny sposób przedstawia krótką, 15-meczową karierę w NBA i resztę życia Luthera Wrighta. Pomija jednak trzy ważne wydarzenia, które akcentowały 13 lat jakie minęły od czasu, gdy Wright stracił miejsce w składzie Utah Jazz do momentu gdy miał wreszcie okazję oddać się pasji z młodości jako gitarzysta w kościelnym zespole, na którego pierwszą próbę około 2007 roku przyszedł jako bezdomny.

2. Najpierw był epizod ze stycznia 1994 – Luther Wright został zatrzymany przez policję gdy w amoku dewastował kijem kosze na śmieci i szyby zaparkowanych samochodów gdzieś na rogatkach Salt Lake City. U ex-gwiazdy uniwersytety Seton Hall zdiagnozowano chorobę maniakalno-depresyjną i wysłano do szpitala psychiatrycznego. Na jaw wyszły także próby samobójcze, imprezy i opuszczone treningi. Gdy lekarze stwierdzili, że Wright nigdy nie będzie w pełni zdrów, Utah Jazz zrekonstruowało kontrakt (5 mln/5 lat) ze swoim centrem-debiutantem tak, żeby pozostałe pieniądze wypłacać mu w 25 rocznych ratach po 153 tysiące dolarów.

3. Po wyjściu ze szpitala i powrocie w rodzinne strony, Wright próbował poradzić sobie z niespełnionymi oczekiwaniami innych (oraz wciąż żywymi wspomnieniami molestowania seksualnego, którego ofiarą padł w wieku 6 lat) przy pomocy alkoholu i narkotyków. W 1996 roku siedział już w narkotykach po uszy (a pamiętajcie, że gdy ktoś mierzy 218 cm, to uszy ma bardzo wysoko) i większą część czasu spędzał w najbardziej ćpuńskich zakątkach stanu New Jersey. Przez następne kilka lat jedyne wieści na jego temat były miejskimi legendami – ktoś widział go w zimowej kurtce w środku lata, ktoś inny – idącego boso w środku zimy. Wątpliwości nie było tylko co do tego, że na pewno jest właśnie w środku czegoś bardzo, bardzo niedobrego.

4. Parę dni przed świętami Bożego Narodzenia w 2004 roku Wright trafił do szpitala z odmrożonymi i przegniłymi dwoma palcami u stopy, które natychmiast amputowano. Trzy dni po wypisaniu ze szpitala, Luther Wright stał już o kulach u drzwi meliny kupując crack. Postanowił wypalić go na miejscu i wtedy zauważył, że opatrunek na stopie jest cały czerwony. W tamtej chwili powiedział sobie – skończyłem. Rozdał resztę kokainy, którą przed chwilą kupił i wezwał karetkę. Od tamtego czasu koncentruje się na ratowaniu tego co się da ze swojego życia.

5. A udało się uratować całkiem sporo. Od paru lat nie bierze leków na swoje zaburzenia i czuje się dobrze. Ma żonę, którą poznał na próbach chóru w swoim kościele. Gra na gitarze. Dorabia jako DJ. Innymi słowy wreszcie żyje takim życiem jakim chciał żyć w młodości – grając muzykę. Koszykówka na pełny etat go nudziła. Z czasów gry w Utah Jazz przetrwała m.in. pewna anegdota, która dawniej dowodziła jego niedojrzałości i wyjaśniała czemu koledzy z drużyny i trenerzy szybko postawili na nim krzyżyk, a dziś pokazuje, że po prostu był wtedy w niewłaściwym miejscu: na jednym z treningów Jazz przerwał ćwiczenia i zaczął grać na perkusji stojącej w hali, która należała do zespołu mającego odbywać tam próbę. Z innych rzeczy, które udało się uratować: wrócił na studia w Seton Hall, ale nie było go stać na kontynuowanie – kontrakt z Jazz wciąż obowiązuje, ale pieniądze wpływają na konto matki, która sporą część utopiła w nietrafionej inwestycji i teraz spłaca długi, a na dodatek Wright płaci alimenty na czwórkę dzieci (choć jak po latach wykazały testy DNA, jest ojcem tylko dwójki z nich). Wrócił nawet do koszykówki, jako asystent trenera w małym nowojorskim college’u. No i przede wszystkim jest czysty. Zrobił sobie nawet nowe zęby (po ponad dekadzie życia na ulicach brakowało mu 1/3 uzębienia). W zasadzie z dawnych lat została mu tylko okaleczona stopa, ale bez niej, nie było by  żadnej z rzeczy wymienionych w tym akapicie. I nie byłoby autografu na mojej karcie.

Otagowane , , ,

Z Archiwum XXI: 2002-03 Fleer Genuine Box Break

2002-03 Fleer Genuine box

Rzadko kiedy w moje ręce trafia box z kartami wydanymi po 2000 roku. Ba, w zasadzie to trafił tylko raz i miał to być odosobniony przypadek. Ponieważ jednak mało co sprawia mi taką frajdę jak otwieranie boxów, a akurat nie mogłem na szybko skombinować niczego z przedziału czasowego w jakim zawieszony jest ten blog, oto jest – box 2002-03 Fleer Genuine. I oto jest – najciekawszy wycinek jego zawartości. Karty ze starszych boxów prędzej czy później pojedynczo trafią na MMJK, te nowsze teoretycznie nie mają gdzie się podziać, stąd pomysł na kolejną relację z otwierania, po box breaku 2011-12 Panini Hoops.

2002-03 Fleer Genuine, to całkiem miła dla oka seria – no, może z wyjątkiem oczu fanów Toronto Raptors, ze względu na uwiecznionego gdzieś między kolejnym wyskokiem do widowiskowego wsadu a żądaniami odejścia z kanadyjskiego klubu Vince’a Cartera zdobiącego pudełko.

2002-03 Fleer Genuine box

Set podstawowy, to 135 kart, w tym 35 limitowanych do 2002 kart debiutantów. Ponieważ dopiero co miał miejsce Draft 2012, zacznijmy właśnie od kart rookie, które na 24 paczki zawierające po 5 kart, trafiły się dwie.

Genuine01

Genuine02

Draft z 2002 to nie był najbardziej udany nabór. Jasne, Yao Ming (#1), Amar’e Stoudemire (#9), Tayshaun Prince (#23) czy Carlos Boozer (#35) bywali uznawani za gwiazdy w tej lidze. Ba – nawet wyciągnięty przeze mnie Caron Butler (#10) dwukrotnie grał w All-Star Game. Ale poza tym, włos się jeży: Jay Williams (#2), Nikoloz Tskitishvili (#5), Dajuan Wagner (#6), Chris Wilcox (#8), Jared Jeffries (#11), Melvin Ely (#12), Marcus Haislip (#13), Fred Jones (#14)… polecam zresztą przejrzenie całego draftu – w przypadku niektórych nazwisk to pierwszy i ostatni raz gdy je wymieniono przed szerszą publicznością.

Ponieważ 2002 rok, to był czas, kiedy moje zainteresowanie NBA było dużo słabsze niż trzy lata wcześniej i trzy lata później, niektóre z kart wyciągniętych z boxa wprawiło mnie w zakłopotanie. Oto moje top 5 kart, które sprawiły, że pomyślałem „a niech mnie, nie pamiętałem, że on tam grał”…

Genuine03

I moje top 1 z cyklu „a niech mnie, nie mogę zapomnieć, że tam grał”…

Genuine04

Ale zostawmy nudny base set i zajmijmy się insertami. Niestety set Genuine Leaders znów nie daje nam zapomnieć o tym o czym wszyscy fani koszykówki z lat 90. chcieliby zapomnieć.

Genuine Insert 01

Swoją drogą widok Jordana w koszulce Wizards nie przestaje mnie fascynować. Gdyby nie kilka ostatnich sezonów Charlotte Bobcats, byłoby to zdecydowanie najgorsze co Michael mógł zrobić dla kultu swojej jednostki.

Kolejne inserty wyłowione z 2002-03 Fleer Genuine to Names of the Game…

Genuine Insert 02

…i Global Warning, które tworzą razem dość zabawny obrazek, zważywszy na to, że minęło od czasu ich wydrukowania 10 lat, a aktualne plotki transferowe mówią o tym, że Nash może wrócić do Dallas i że Memphis próbowało pozyskać Pau Gasola z Lakers.

Genuine Insert 04

Jest jeszcze „wcięty” insert On the Up…

Genuine Insert 05

Skoro pracownicy Fleera uważali, że Marcus Fizer podoła kiedykolwiek łatce zawodnika „na fali wznoszącej”, to nic dziwnego, że firma zbankrutowała w 2005, mniej więcej wtedy kiedy Fizer, po raptem pięcioletniej karierze, wyleciał z NBA (jego powrotu na 3 mecze w 2006 roku nie liczę).

To co skłoniło mnie do zakupu akurat tego boxa, to obietnica aż czterech kart typu game used. Obietnica spełniona w postaci poniższych kart:

– Genuine Coverage i Richard „Wyglądam w stroju Wizards równie dziwnie jak Jordan, tyle, że ja tego mrocznego okresu nie zostawiłem na koniec kariery” Hamilton

Genuine GU 01

– Genuine Coverage i Keith „Jeden z kolejnych nieudanych eksperymentów z seri ‚Drugi Bird/Pierwszy Nowitzki'” Van Horn

Genuine GU 02

– Genuine Leaders i Karl „To mój ostatni sezon w barwach Jazz” Malone

Genuine GU 03

– Names of the Game i Vince „Fuck You Toronto” Carter

Genuine GU 04

Malone i Carter to dość dobre trafy, a i widok Van Horna cieszy, zwłaszcza, że przez parę meczów sezonu 03/04 łudziłem się, iż on i Stephon Marbury stworzą zgrany duet w New York Knicks. To nie jest najbardziej nietrafione oczekiwanie w moim życiu tylko dlatego, że Marbury próbował potem jeszcze stworzyć duet ze Stevem Francisem. Niewypałem nie było też na pewno otworzenie boxa 2002-03 Fleer Genuine. Niby wolę karty dokumentujące złoty jak dla mnie okres ligi, czyli lata 90., ale dość ciekawe było też obcowanie z kartami z czasów, w którym praktycznie się NBA nie interesowałem. No i uświadomiłem sobie, że w sumie nie jest to dla mnie aż taka czarna dziura, skoro pamiętam, że Marcus Fizer był słaby w kosza.

Otagowane , , , , , , , , , ,

Atrament Sympatyczny: Bryant Reeves

Bryant Reeves Elusive Ink

Bryant Reeves Elusive Ink back

Tradycyjne pięć rzeczy, które przychodzi mi do głowy w związku z Bryantem Reevesem:

1. dodatkowy podbródek.

2. dodatkowy podbródek.

3. dodatkowy podbródek.

4. dodatkowy podbródek.

5. A jeśli poza liczeniem dodatkowych podbródków Bryanta Reevesa na powyższej karcie jesteście też zainteresowani tym co dziś porabia jeden z najdziwniejszych białych ludzi w historii ligi, to zacytuję wypowiedź mieszkańca rodzinnej wsi Reevesa (liczącego 200 mieszkańców Gans w Oklahomie), który został znaleziony na MySpace przez pewnego amerykańskiego blogera i zapytany o losy Reevesa po przedwcześnie zakończonej karierze:

Właściwie to dzisiaj się z nim widziałem. Można powiedzieć, że aktualnie po prostu oddał się życiu na wsi. Przeprowadził się z powrotem do Gans i ma świetny dom nad rzeką Arkansas. Ma troje dzieci, dwóch chłopców i dziewczynkę. Prowadzi własne ranczo, na którym hoduje bydło, wędkuje i poluje gdy tylko ma chwilę czasu. Ma wiele dobrej ziemi, więc gdy jego koszykarskie marzenia wyblakły, spełnił inne – o wspaniałym wiejskim życiu.

Otagowane , , , ,

Atrament Sympatyczny: Anthony Avent

Anthony Avent Elusive

Anthony Avent Elusive back

Ponieważ od jakiegoś czasu zajmuję się kompletowaniem setu Elusive Ink wchodzącego w skład serii 2011-12 Panini Past & Present, postanowiłem zacząć wchodzące w jego skład karty prezentować na blogu. Idea (sympatyczna zresztą) stojąca za Elusive Ink to przypomnienie ogółowi kolekcjonerów mniej znanych zawodników z lat 70., 80. i 90. , którzy zagubili się w akcji gdy przemysł karciany wchodził w fazę masowej produkcji kart z autografami, kawałkami koszulek, piłek, parkietów, butów, krzesełek czy niezużytych przez Shawna Kempa prezerwatyw (tzw seria „game not used”, gdzie na odwrocie karty możemy przeczytać np., że zawiera ona autentyczny kawałek prezerwatywy, której Shawn Kemp nie założył gdy płodził swoje piąte nieślubne dziecko). W rezultacie dostajemy set 65 kart z autografami, którego bohaterowie albo podpisują się na karcie po raz pierwszy, albo robili to do tej pory niewiele razy. Jasne – to współczesne karty, które teoretycznie nie są bohaterami tego bloga, tak samo jak zawodnicy, którzy pokończyli kariery w latach 70. i 80., ale duża ilość drugoplanowych gwiazd z lat 90., których opiewanie jest jak najbardziej misją MMJK, to aż nadto aby usprawiedliwić regularne doniesienia na temat postępów w zbieraniu Elusive Ink (zwłaszcza, że narzuciłem niezłe tempo i już jestem w posiadaniu prawie 2/3 setu). Wymyśliłem, że będzie to działać następująco – wrzucam skany karty wraz z informacją o zawodniku z odwrotu i dorzucam własne pięć groszy, bo w zasadzie pięć groszy to jedyne pieniądze jakie mi zostaną gdy już kupię wszystkie kart z setu. Tyle koniecznego wstępu – czas pomyśleć ciepło o nowym pomyśle i dzięki temu zobaczyć co skrywają te artefakty unurzane w atramencie sympatycznym.

***

Obiecane pięć groszy o Anthonym Avencie:

1. Po wyborze w drafcie (z numerem 15 w 1991) nie zagrał od razu w NBA, bo nie mógł dogadać się z Bucks w sprawie kontraktu i zagroził przyjęciem oferty z włoskiej drużyny Phonola Caserta, która wtedy kusiła dużymi pieniędzmi także Johna Salleya. Ostatecznie Bucks postanowili odczekać rok.

2. Za sezon we Włoszech Avent zarobił milion dolarów – więcej niż w jakimkolwiek z 5 sezonów jakie potem rozegrał w NBA.

3. W styczniu 1994 roku przeszedł (za Anthony’ego Cooka i dwa wybory w drafcie) do Orlando Magic gdzie grywał pod koszem (zamiennie z Niezbyt Wymagającą Konkurencją O Minuty Na Pozycji PF/C w osobach Jeffa Turnera i Larryego Krystkowiaka) z Shaquillem O’Nealem.

4. Jeszcze za czasów gry w Orlando (czyli przed ostatnim etapem kariery gdzie próbował znaleźć sobie miejsce w ekipach Grizzlies, Jazz i Clippers) wdał się w uliczną bójkę (wynik kłótni z trzema agresywnymi przechodniami), którą skończył z czterema ranami od noża na lewym ramieniu i 20 szwami.

5. Avent po debiutanckiej przygodzie z ligą włoską w Europie grał jeszcze dwukrotnie – w sezonie 96/97 (po tym jak skończył mu się kontrakt z Vancouver a zanim – via Siuox Falls Skyforce z ligi CBA – zakotwiczył w Utah) w Panathinaikosie i w 2001 roku w PAOK-u.

Skończyły mi się drobne, a zapomniałem dodać, że Avent był raczej słaby w kosza. I że „Sioux Falls Skyforce” to fajowska nazwa.

Tyle. Wkrótce kolejne odsłony „Atramentu Sympatycznego”.

Otagowane , , ,

Wpis #100 i kilka kart, bez których taki jubileusz nie mógłby się obejść

Chris Webber patch

My tu gadu-gadu, skanu-skanu, kartu-kartu, mercy-mercy, a to już setny wpis na tym blogu. Fakt ten postanowiłem zilustrować limitowanym właśnie do 100 patchem Chrisa Webbera – najcenniejszą kartą w mojej dość skromnej jeszcze, 300-kartowej kolekcji ulubionego koszykarza. To jednak nie jedyna karta, która nieprzypadkowo znajduje się w tym okolicznościowym tekście. Kolejne, wraz z wyjaśnieniem czemu właśnie one dostały zaproszenie na setkę, poniżej…

Jerome Kersey

Obowiązkowa karta Jerome’a Kerseya.

Orlando Woolridge

Obowiązkowa karta Orlando Woolridge’a.

Renaldo Balkman

Jeden z moich ulubionych okazów w kolekcji kart z autografami i „relikwiami” graczy Knicks. Oczywiście nie byłby nim, gdyby Renaldo Balkman nie miał dreadów i wielkiego nosa.

Mike Sweetney

Jedna z dwóch kart z kawałkami koszulek graczy Knicks, które kiedyś sprezentowała mi niespodziewanie moja dziewczyna powodując nagły rozkwit miłości do zbierania kart. I nie tylko do zbierania kart. (Choć obydwa rozkwity bledną przy rozkwicie tuszy Mike’a Sweetneya)

Harold Miner

Harold Miner z mojej pierwszej w życiu paczki kart (o której rozpisywałem się tutaj). Przez długi czas moja ulubiona karta na świecie.

Isaiah Rider

Druga ulubiona karta ever we wspomnianym wyżej okresie. Nie dało się wtedy nie lubić J.R. Ridera.

Isaiah Rider back

Tył kultowej karty Ridera. Z jej powodu uważałem w połowie lat 90., że niebieska bluza z białym t-shirtem pod spodem, to najlepsza stylówa ever. Oczywiście, gdy sam zacząłem się tak nosić, szybko okazało się, że nie wyglądam tak cool jak J.R., ale przynajmniej potrafiłem zrobić wsad z przełożeniem między nogami na małej obręczy przyczepionej przyssawkami do szafy w korytarzu mojego mieszkania.

Tim Duncan

Karty z mojej kolekcji pochodzą z 5 głównych źródeł. Z polskiego kiosku dawno, dawno temu, z kartonu po papierosach, który kiedyś przyniósł kolega z podstawówki (jeszcze dawniej temu), z Allegro, z eBaya i z prywatnych zbiorów członków jedynego w Polsce forum o kartach NBA. Ta karta trafiła do mnie jednak w nieco mniej standardowy sposób – została wyciągnięta z jednej z dwóch paczek, które kupiłem w przypadkowo napotkanym sklepiku w Budapeszcie parę lat temu. Pokazuję akurat ją, żeby przy okazji  wyrazić swoje poparcie dla San Antonio Spurs w walce o tytuł Mistrza NBA 2012.

Walt Frazier

Żeby ostatecznie osadzić tę setkę w jakieś ramy kartowo-czasowe, prezentuję powyżej także mój najświeższy karciany nabytek.

Jednocześnie lojalnie ostrzegam, że od setnego postu mogą zacząć się pewne przestoje w aktualizacji bloga. Przed chwilą bowiem odebrałem na poczcie NBA Live 07, ostatnią pecetową koszykówkę, która jest w stanie odpalić na moim komputerze, a co za tym idzie, moją ulubioną pecetową koszykówkę, w którą nie grałem już jakiś rok (dawno temu zgubiłem starą płytę, a wersja elektroniczna legalnie kupiona przez internetowy sklep EA przestała działać because fuck you that’s why). Po miesiącach poszukiwań znalazłem w końcu do kupienia używany egzemplarz, odpalam zatem instalatora, rozpakowuję patch z aktualnymi składami i będę grał w grę.

I! EJ! SPORTS! csynegejm!

Żegnam się do stówy dokładając pionę.

Otagowane , , , , , , , , ,

Z Archiwum XXI: Wielka Trójka z Wielkiego Jabłka

Steve Novak

Właśnie skończył się kolejny zwariowany i rozczarowujący sezon New York Knicks. Jako, że na tym blogu wielokrotnie deklarowałem swoje masochistyczne przywiązanie do pomarańczowo-niebieskich barw ekipy z Wielkiego Jabłka uznałem, że wypadałoby jakoś odpadnięcie z Heat zaakcentować. I tak oto powstał ten wpis, którego tytuł mógłby dotyczyć tylko i wyłącznie Steve’a Novaka, bo to on rzucił najwięcej wielkich trójek w tym sezonie (przynajmniej do czasu iście orszulkowskiego zniknienia w serii z Heat). Dotyczy jednak jego i dwóch innych graczy, których podpisy złożone pod sezonem 2011/12 są najbardziej czytelne. Regularny wkład Novaka w ofensywę Knicks był nie mniejszym zaskoczeniem niż eksplozja formy i popularności Jeremy’ego Lina, a jego cieszynka – najfajniejszą cieszynką roku. Jasne – każda próba innego rzutu Novaka niż rzut za trzy kończy się ofiarami w ludziach, ale w tym co robi najlepiej nie było w tym roku lepszego w całej lidze. Podobnie sprawa się ma z Tysonem Chandlerem, tyle że w defensywie.

Tyson Chandler

On też regularnie zapełniał szpitalem ciężko rannymi, którzy byli świadkami próby innego ofensywnego zagrania niż wsad po dokładnym podaniu pod kosz, ale w obronie zmienił Knicks z pośmiewiska w drużynę wysokiego kalibru, za co słusznie został doceniony nagrodą Defensive Player Of The Year.

No i ten trzeci…

Carmelo Anthony

Melo w tym sezonie chyba tyle samo razy uznawany za przyczynę wszelkiego zła w Nowym Jorku, co za zbawcę. Ja, w pełni świadom wszystkich minusów „Meloball”, mimo wszystko najpewniej czułem się kiedy piłkę w rękach miał właśnie Anthony. Zwłaszcza, że jednocześnie nie miał jej wtedy J.R. Smith.

Otagowane , , , ,

Z Archiwum XXI: 2011-12 Panini Preferred All-Star Booklet New York Knicks

Panini Preferred 2011-12 All Star Knicks Front

Kiedy zakładałem tego bloga założenie było jedno: keep it cool. Wrzucam skany starych kart jakby od niechcenia, krótko podpisuję jakąś para-anegdotką jakbym znał ich tysiące, tu opublikuję jakieś wideo, tam jakiś głupawy tekścik – lajcik, no. Ale jak podejrzewałem, czasem zza tego wszystkiego może wychynąć fakt, że tak naprawdę czasem nie potrafię być cool i tymi prostokątnymi kawałkami papieru się jaram. Tak jak kartą, która dziś przyszła do mnie pocztą z Tajwanu. A że „box breakiem” nowej serii Panini Hoops zainicjowałem już pokazywanie na tym blogu także nowych kart, pozwolę sobie mój nowy nabytek zaprezentować w pełnej krasie.

Panini Preferred 2011-12 All Star Knicks

Panini Preferred 2011-12 All Star Knicks

Panini Preferred 2011-12 All Star Knicks

Panini Preferred 2011-12 All Star Knicks back

Jaram się, bo to kolejna karta z „relikwiami” zawodników New York Knicks do mojej kolekcji. Jaram się, bo zawiera aż 7 „szmatek” game-used. Jaram się, bo „szmatki” należą do kilku spośród najbardziej kultowych graczy Knicks. Jaram się, bo to ciekawy (choć niepraktyczny) nowy rodzaj karty – booklet, który jest ozdobą kolejnej po Hoops najnowszej (i ekskluzywnej – box z 4 kartami „trzeszczy” 200 dolarów, choć akurat ta książeczka nabyta po względnej taniości) serii Panini – Preferred.

Tyle. I jeszcze zupełnie na luzaku i od niechcenia, skoro już poruszyłem temat bookletów Panini Preferred, od razu pokażę wcześniej nabytą, przez wzgląd na „relikwie” Melo i Tysona Chandlera, książeczkę z serii Slam Dunk (także limitowaną do 199).

Panini Preferred 2011-12 Slam Dunk

Panini Preferred 2011-12 Slam Dunk

Panini Preferred 2011-12 Slam Dunk

Panini Preferred 2011-12 Slam Dunk

Panini Preferred 2011-12 Slam Dunk

Tyle. Tym razem już naprawdę. Mój wewnętrzny ośmiolatek chowa zabawki.

Otagowane , , , , , , , , , , , , , , ,

Z Archiwum XXI: 2011-12 Panini Hoops Box Break

Box 2011-12 Panini Hoops

To co prawda blog o starych kartach NBA, ale tak naprawdę jest to blog o renesansie mojej miłości do nich, który to kiedyś postanowiłem uczcić zakupem boxa z nowymi kartami. Wreszcie się udało, co z kolei postanowiłem upamiętnić krótką relacją z jego otwarcia. Mój wybór padł na box najtańszy z ledwie paru obecnie dostępnych pozycji (bo i tak na reanimację mojego hobby wydałem już tyle pieniędzy, że James Dolan za czasów menadżerki Isiah Thomasa byłby pod wrażeniem), zawierający 36 paczek po 8 kart box Panini Hoops.

Tak – okazuje się, że obecnie jedyną firmą posiadającą prawa do drukowania kart ze zdjęciami jest właśnie znane lepiej z albumów z naklejkami „Panda” Panini (lider z czasów dokumentowanych na tym blogu, Upper Deck, obecnie wydaje karty, na których zawodnicy noszą stroje z college’u). Innymi słowy, trochę od czasu gdy ostatni raz zbierałem karty NBA zmieniło. Kiedyś jak brałem do ręki paczuszkę produktów Panini, marzyłem o perkozie kapturniku, dziś marzyłem o autografie Jeremy’ego Lina.

Oczywiście karty z autografem Lina (który jest wart co najmniej dwa razy tyle niż cały box) nie trafiłem, ale i tak zrobiłem cieszynkę Steve’a Novaka, gdy wyciągnąłem podstawową wersję jego karty – jego pierwszej w barwach Knicks.

Jeremy Lin

Oczywiście istnieje niebezpieczeństwo (w wyniku połączenia być może kończącej obecny sezon kontuzji i niepewności co do wymagań finansowych Jeremy’ego przez sezonem przyszłym), że to jednocześnie ostatnia karta Lina w barwach Knicks (nie licząc tych, które pojawią się w innych tegorocznych seriach oczywiście).

Co do kart z autografami, to Panini gwarantuje, że każdy box zawiera dwie. Zaiste dwa autografy znalazłem. Niestety nie trafiłem żadnego bardzo cennego*:

Wayne Ellington i Da'Sean Butler

No chyba, że np. za rok wybuchnie Da’Seanity (póki co Da’Sean Butler idzie w ślady Lina, bo, tak jak on w pierwszym sezonie, nie może sobie znaleźć miejsca w NBA).

W tej sytuacji najcenniejszą kartą jaką wyjąłem, a jednocześnie drugą najbardziej mnie cieszącą po własnym Linie, była pierwsza karta Carmelo Anthony’ego jako gracza Knicks. Najcenniejsza, bo jedyna na świecie:

Carmelo Anthony

Limit 1/1 – ha! Co prawda karta jest niemalże identyczna co masowo produkowana regularna karta Melo od Panini Hoops, a także jej nieco bardziej ekskluzywna wersja równoległa z dopiskiem „Artist’s Proofs” (o ile się nie mylę powstała aby podkreślić mające ostatnio miejsce zmiany barw klubowych), ale jakby nie patrzeć drugiej dokładnie takiej karty Carmelo, z czarnym (a nie srebrnym jak zwyczajna „AP”) napisem „Artist’s Proofs”, nie ma na całym świecie. Brzmi to idiotycznie, ale limit 1/1, to limit 1/1.

Zoidberg forever

Skoro już jesteśmy przy wyciąganiu kart Knicks, jako ich fan, jarałem się każdą znalezioną:

NYK Lot

A skoro jednocześnie jesteśmy przy wyciąganiu kart w wersjach alternatywnych, to wyciągnąłem także „zwykłe” „Artist’s Proofs” Sundiaty Gainesa (choć srebrna, odbijająca światło czcionka na moim skanerze i tak wychodzi jak czarna)…

Sundiata Gaines

… oraz dwie równoległe karty glossy (znów – nie widać tego na skanie, ale są znacznie bardziej połyskliwe niż regularne karty):

Michael Redd i Ed Davis

W ten oto sposób, trzy najbardziej bezsensowne użycia skanera mam już za sobą.

Nie chce mi się już pokazywać wszystkich rodzajów insertów w tej serii, dlatego ograniczę się do najfajniejszych – kart Slam Dunk Champion…

Slam Dunk Champion

…oraz insertu „Courtside” z Kevinem Durantem (niech to będzie dobra wróżba przed Finałami NBA):

Kevin Durant

Gdyby nie wybuch Linsanity, to zawodnikiem, na którego karty wszyscy by w boxach Panini Hoops polowali byłby Ricky Rubio, dlatego łezkę radości uroniłem także nad pierwszą kartą Hiszpana w trykocie drużyny NBA:

Ricky Rubio

Łezkę smutku z kolei uroniłem nad prawdopodobnie ostatnią kartą w trykocie drużyny NBA Grega Odena:

Greg Oden

W końcu doczekałem się także swojej pierwszej karty Marcina Gortata:

Marcin Gortat

Na tym nie koniec fajnych kart jakie skrywał mój box (zresztą muszę powiedzieć, że choć nie jestem fanem designu nowoczesnych kart, to Hoops pod tym względem bardzo mi odpowiada), ale daruję sobie skanowanie wszystkich, poza debiutanckim karcianym ujęciem Chrisa Paula w barwach Los Angeles „Tak – kiedyś zarządzała nami prostytutka. Serio” Clippers – dla wszystkich tych, którzy jeszcze nie dowierzają:

Chris Paul

I zanim skończę tę chaotyczny box break, chciałem wyróżnić trzy najdziwniejsze karty jakie z niego wyciągnąłem. Po pierwsze DeSagana Diop i nagroda dla najmniej schlebiającej fotografii użytej na karcie 2011-12 Panini Hoops (chociaż nie jest ona nawet w połowie tak zła jak sposób wykonywania przez Diopa osobistych):

DeSagana Diop

Po drugie – obczajcie czoło Johana Petro:

Johan Petro

Wow. Biorąc pod uwagę, że w Nets gra też czoło Sheldena Williamsa…

czoło Sheldena Williamsa

…to Nets w swojej nowej hali na Brooklynie mogliby nie stawiać klasycznych konstrukcji koszy, tylko postawić po obydwu stronach parkietu Petro i Williamsa z przyczepionymi do skroni obręczami.

I w końcu po trzecie – kim do cholery jest Armon Johnson?

Armon Johnson

Ponieważ takie długie teksty warto jakoś podsumować, to wspomnę tylko, że choć mojemu sercu najbliższe są jednak karty z lat 90., to ciężko oprzeć się urokowi tego co w dziedzinie kart wydarzyło się w XXI wieku. 2011-12 Panini Hoops to seria, która ten urok podaje w bardzo oldschoolowej formie i dlatego cieszę się, że właśnie z niej pochodzącym boxem uczciłem założenie tego bloga.

A co do *, czyli gwiazdki, która być może umknęła Wam w tekście, a pojawiła się przy zdaniu mówiącym o tym, że wśród dwóch gwarantowanych na 36 paczek autografów nie trafiłem żadnego cennego, to kieruje ona do tego oto przypisu dopełniającego mojej kolekcji 2011-12 Panini Hoops. Chciałem w nim wspomnieć, że oprócz boxu, kupiłem także luzem 4 paczki i na przekór matematyce udało mi się ustrzelić kolejny autograf, który, o ile jego właściciel nie zmarnuje swojego talentu, powinien być dość wartościowym elementem mojej kolekcji.

DeMarcus Cousins

Otagowane , , ,