Tag Archives: z archiwum xxi

Atrament Sympatyczny: Scot Pollard

Scot Pollard

Scot Pollard back

(Moje karciane zbieractwo bardzo rzadko polega na kolekcjonowaniu konkretnych podserii, ale kiedyś wziąłem się za kompletowanie setu Elusive Ink wchodzącego w skład serii 2011-12 Panini Past & Present. To co mnie w nim ujęło i co chciałem w cyklu „Atrament Sympatyczny” wypromować, to idea stojąca za Elusive Ink – przypomnienie mniej znanych zawodników nie tylko z lat 90, ale też 70 i 80. Oto kolejny bohater tej serii, którego ulotny urok tradycyjnie spróbuję uchwycić w pięciu krótkich punktach…)

1. Nazywanie Scota Pollarda typowym wyrobnikiem jest błędem. Był wyrobnikiem bardzo nietypowym…

pollard01

2. W ujęciu liczbowym, jego wkład w historię NBA to mało imponujące 4.4 PPG i 4.6 RPG za całą karierę (trwającą 11 sezonów z postojami w Detroit, Sacramento, Indianie, Cleveland i Bostonie), z rekordowymi skokami do 6.5 PPG w sezonie 00/01 i 7.1 RPG w 01/02. Swój najlepszy mecz rozegrał 16 kwietnia 2002 roku, gdy zastępując Chrisa Webbera w pierwszej piątce zaaplikował Golden State Warriors 23 punkty (jego rekord strzelecki) i 14 zbiórek, 3 asysty oraz 2 bloki. Spuścizny Pollarda nie da się jednak oddać liczbami… No bo kto zliczy jego wszystkie dziwne fryzury?

pollard02

3. Scot zagrał tytułową rolę w horrorze „Axeman”, w którym przy pomocy równie tytułowej siekiery (i nie tylko) dołożył swoją cegiełkę do przetrzebiania szeregów napalonych nastolatków spędzających wakacje w odciętych od świata chatkach.

4. Mordowanie ludzi to jednak nie najbardziej kontrowersyjna rzecz w wykonaniu Pollarda, jaką uchwyciły kamery:

5. Scot został zaproszony do 32 edycji reality show „Survivor” (premiera w amerykańskiej telewizji w lutym 2016), w ramach której będzie zmagał się z naturą (także ludzką) na kambodżańskiej wyspie. Dajcie mu siekierę i macie moją uwagę…

Otagowane , , ,

Atrament Sympatyczny: Brad Davis

Brad Davis

Brad Davis back

(Wracam do zaniedbanej ostatnio serii wpisów prezentującej karty i bohaterów zbieranego przeze mnie setu „Elusive Ink” – po niezbędne „co?” i „jak?” odsyłam do pierwszego wpisu z cyklu „Atrament Sympatyczny„. Ten konkretny tekst powstał jako nagroda dla Alexandra Kowalskiego za zajęcie piątego miejsca w lidze MMJK w Drive To The Finals. Ci, którzy zdecydowali się do niej dołączyć wiedzą, że przerodziło się to w turniej z nagrodami – jedną z nich był wybór bohatera wpisu na tym blogu. Alexander wybrał Brada Davisa, więc to właśnie jego postać – w tradycyjnych 5 punktach – przybliżam dzisiaj.)

1. Olek tak uzasadnił wybór bohatera swojego wpisu: „Spełnia on wszystkie wymagania koszykarza, który powinien być częścią Twojego bloga – miał przypałowy wygląd na przestrzeni całej kariery, na drugie imię ma Ernest i nigdy nie był gwiazdą pierwszego formatu. Typowy bardzo biały człowiek z wąsem”. Nic dodać, nic ująć. Pozostałe punkty tego tekstu są najbardziej zbędnym zbiorem literek na całym MMJK.

2. Brada uważa się za jednego z najgorszych koszykarzy w historii NBA, którzy doczekali się zastrzeżenia swoich numerów, co jest odrobinę krzywdzące, ale tylko odrobinę. Rich man’s Matthew Dellavedova FTW!

3. Grający z numerem 15 Davis, kończąc w 1992 roku swoją karierę – którą zaczął od bycia wybranym z numerem 15 w Drafcie 1977 (przez Lakers) – był zaledwie 15 zawodnikiem, którzy w tamtym czasie mógł się pochwalić rozegraniem minimum 15 sezonów w NBA. 15.

15  4. Brad Davis był jednym z uczestników bodaj najbardziej zwariowanego epizodu szatniowego w historii (przynajmniej wśród tych, o których wolno było pisać w prasie). Gdy trener Dick Motta chcąc zmotywować koszykarzy Mavs do lepszej gry, przyprowadził do szatni tresowanego tygrysa („Jeśli nie zaczniecie grać lepiej, pozwolę mu Was zjeść!”), Davis był podobno w tej grupce zawodników zespołu z Dallas, która pierwsza w popłochu uciekła pod prysznice.

5. Po zakończeniu kariery pozostał związany z Dallas Mavericks i pracuje w klubie do dziś. Zaczynał jako asystent trenera, by potem zostać komentatorem telewizyjnym oraz radiowym i wreszcie powrócić do sztabu szkoleniowego i pomagania przy społecznych przedsięwzięciach Mavs. Na szczęście nigdy nikt mu nie zaoferował roli klubowego fryzjera.

Brad Davis hair

Otagowane , , , ,

Wpis #500 i okolicznościowe otwieranie boxów

boxy 500

Z okazji zbliżającego się wpisu numer 500 na MMJK postanowiłem nabyć boxy celem otworzenia ich w podniosłej atmosferze jubileuszu. 500 wpisów to dużo. To taki próg, za którym wita nas poczucie dobrze wypełnionego obowiązku. Wiem, że na tym blogu zbyt często zdarzają się przestoje w stałej dostawie nowych treści, wiem, że same treści bywają niezbyt wymagające, ale jednak niezależnie co i jak się robi, gdy zrobi się to 500 razy, można sobie pogratulować.

Okrągła numeracja wpisu zachęca do zrobienia czegoś inaczej niż zazwyczaj, dlatego postanowiłem przy tej okazji wrócić do nieco zapomnianej ostatnio sztuki otwierania boxów. Szelest foliowych opakowań walających się po pokoju, skurcze w dłoniach i mikro urazy (mnie np. boli teraz opuszek palca wskazującego lewej ręki od szczypania opakowań przed rozerwaniem), 20-kilkuletnia farba witająca się z pofabrycznym światem skrzekiem rozklejania kart…

Żeby było w miarę różnorodnie, do dwóch klasycznych boxów z lat 90 – 1994-95 Flair Series 1 oraz 1994-95 Skybox Premium Series 2 – dorzuciłem mój ulubiony współczesny box – 2012-13 Panini Momentum Basketball. Wszystkie otworzyłem, a proces ten udokumentowałem w symbolicznym fotostory… Zapraszam, są opisy (na mniejszych ekranach trzeba scrollnąć kawałek niżej, żeby je przeczytać) i w ogóle, a slajdy w Internecie wcale nie są bez sensu…

Tak jak wtedy, gdy wyjmowałem z boxa 2011-12 Panini Hoops jedyną na świecie kartę Melo, tak i teraz los się do mnie uśmiechnął kartą nie tyle rzadką (brak oficjalnego limitu), co po prostu cenną – debiutanckim autografem Anthony’ego Davisa!

Anthony Davis

Tak jak wtedy, tak i teraz uczczę to tym samym podsumowaniem sytuacji autorstwa Zoidberga:

Zoidberg forever

Uwaga – kolejne nawiązanie do kreskówek: z boxami jest tak jak z tą sceną w Family Guy, w której Peterowi ktoś oferuje do wyboru jacht lub tajemnicze pudełko. Głowa rodziny Griffinów wybiera oczywiście pudełko, bo „może być w nim wszystko, nawet jacht”. Kupiona karta nie cieszy aż tak bardzo, jak wyciągnięta z boxa. No i w tym przypadku byłaby droższa niż całe pudełko. Normalnie nie poruszałbym tematu ceny, ale tym razem warto o niej wspomnieć – zerknąłem na eBay i okazuje się, że można za nią przy bardzo dobrych wiatrach zgarnąć równowartość około 500 złotych… Łapiecie? 500 wpisów, 500 złotych… Świętowanie jubileuszu uważam tym samym za udane i bardzo ładnie korespondujące z motywem przewodnim.

Już wkrótce karty z nowych boxów trafią do skanera, a potem na łamy tego bloga. Wpis numer 1000 już niebawem – obiecuję kolejną „pińcetkę” jak najlepiej Wam urozmaicać (planuję nawet konkurs(y), jeśli w końcu uda mi się wymyślić chociaż pół sensownej zasady). Dziękuję, że byliście ze mną do tej pory i mam nadzieję, że nie przeniesiecie swoich czytelniczych talentów gdzieś indziej. Skoro lata 90 są jak wino (a są), to najbardziej wytrawne karty wciąż jeszcze nie zostały wyłożone na stół.

Otagowane , , , , , , , ,

Linsanity jakieś 1,5 roku później

Właśnie wróciłem z poczty:

Jeremy Lin

Mój powrót do zbierania kart miał miejsce krótko przed eksplozją formy Jeremy’ego Lina, więc jego autograf w barwach Knicks stał się moim pierwszym karcianym Świętym Graalem. Potrzeba było podpisania umowy z Rockets i pełnego, dość średniego sezonu aby Linsanity przebrzmiało i karty Lina zeszły cenowo do poziomu jaki uważam za górną granicę tego ile mogę wydać na autograf średniej klasy point guarda, który nie gra już w mojej ulubionej drużynie. Paradoksalnie koniec mody na Lina i jego odejście z Nowego Jorku dodaje powyższej karcie specyficznego uroku – „kto był ten wie” i takie tam.

W każdym razie cieszę się, że z listy największych karcianych zachcianek mogłem wykreślić kolejną pozycję, nawet jeśli nie jara mnie ten fakt tak bardzo jak jarałby 1,5 roku temu. Jak dobrze pójdzie to może za następne 1,5 roku pochwalę się autografem Patricka Ewinga (niestety odejście do Seattle i Orlando nie zaszkodziło cenom jego kart).

Otagowane ,

Dobra rada na dziś

Jeśli spotkasz kiedyś koszykarza NBA i poprosisz go autograf na karcie, to upewnij się, że tusz wyschnął zanim włożysz ją w ochronną folijkę.

Marcin Gortat

:/

Choć tak naprawdę to nie ma znaczenia. Karta miała być na pamiątkę do prywatnej kolekcji a nie na sprzedaż. Nierozmazanych podpisów Marcina Gortata na karcie jest na eBayu pełno.

 

Nie posiadam niestety karty Jareda Dudleya, bo jego też miałem wczoraj okazję zobaczyć na własne oczy, więc moja pierwsza w życiu przygoda łowcy autografów skończyła się dość szybko. W sumie to mogłem podstawić mu jakąś kartę Tima Duncana. Są moim zdaniem wystarczająco podobni…

Jared Dudley

Wkręciłem się wczoraj na mały „iwent” na podwórku przed warszawskim Kicks Store, na którym było darmowe piwo i darmowe hamburgery, a jako bonus – Gortat i Dudley. Miał też być Ralph Sampson (jego kartę miałem), ale z jakichś ralphowo-sampsonowych powodów nie przyjechał do Polski na gortatowe campy, mimo wcześniejszych hucznych zapowiedzi. Trudno. Dzięki temu Gortat był najwyższy na imprezie…

Marcin Gortat

Tyle. Fotki może nie powalają, ale ja swoje najlepsze fotki z Gortatem już zrobiłem…

Marcin Gortat

Marcin Gortat

(Nie mówiąc już o zdjęciu z tego wpisu)

Otagowane , , ,

Atrament Sympatyczny: Major Jones

Major Jones Elusive front

Major Jones Elusive back

(Jeśli ktoś jest zdezorientowany widokiem gracza z lat 80. na karcie z XXI wieku na blogu o kartach z lat 90., odsyłam do pierwszego wpisu z cyklu “Atrament Sympatyczny”, w którym tłumaczę “co?” i “jak?”, przemilczając łaskawie “za ile?”)

1. Pierwszy ze zwyczajowych 5 punktów poszerzających informacje o bohaterze karty z jej odwrotu zacznę od zakomunikowania, że udało mi się od czasu ostatniego wpisu zebrać już pełny set „Elusive Ink”. O cyklu kręcącego się wokół niego trochę zapomniałem, a trochę nie chciało mi się za niego brać, ale postanowiłem podjąć próbę jego reaktywacji… A ponieważ punkt prawowicie należy się Majorowi Jonesowi, to wspomnę, że został wybrany w dwóch draftach – do ABA w 1974 roku z numerem 6. i dwa lata później do NBA z numerem 20.

2. Jego zawodowa kariera trwała ledwie 9 lat, ale i tak zdążył w jej trakcie zaliczyć 4 ligi: ABA, CBA, WBA i NBA.

3. W NBA zaliczył upamiętnioną przez powyższą kartę pięcioletnią przygodę z Rockets oraz jeden, ostatni sezon w Detroit.

4. Czterech braci Jones trafiło do NBA z uczelni Albany State, ale ogólnie Major miał ich sześciu (i jedną siostrę). Oprócz Majora, Wila, Caldwella i Charlesa jeszcze dwaj inni Jonesowie grali w kosza dla Albany State (w tym Oliver Jones, który potem przez 28 lat był trenerem byłej alma mater) co doprowadziło do sytuacji, że jakiś Jones znajdował się w ich składzie przez 18 kolejnych sezonów.

5. Za najlepszego koszykarza wśród Jonesów uchodzi Caldwell, który był zorientowanym na defensywę podkoszowym wyrobnikiem w Sixers za czasów Juliusa Ervinga w latach 1976-82 (potem grał m.in. w Houston razem z Majorem). W ogóle wszyscy bracia Jones byli zorientowanymi na defensywę podkoszowymi wyrobnikami – choć wspólnie zagrali w NBA aż 37 sezonów, tylko raz któryś z nich miał dwucyfrową liczbę punktów (Wil dla Pacers w sezonie 76/77).

Otagowane , , ,

Bernard King

Bernard King

Fun Fact: 56. urodziny obchodzi dziś jeden z moich ulubionych zawodników w historii Knicks – Bernard King. King w najlepszych latach nie ustępował Larry’emu Birdowi, a w 1984 roku, gdy Bird został MVP w tradycyjnym głosowaniu dziennikarzy, superstrzelec Knicks został zwycięzcą plebiscytu w głosowaniu zawodników.

Ponieważ jednak grał w Nowym Jorku tylko w latach 82-87., to zmuszony jestem jego urodzinową laurkę ozdobić zgodną z przepisami bloga kartą z lat 90. przedstawiającą go z czasów gry w Washington Bullets.

Nikt mi jednak nie zabroni dorzucić do nich paru nowoczesnych kart upamiętniających złoty okres pierwszego „Króla” NBA.

Bernard King auto 2

Bernard King auto 1

Bernard King patch

Otagowane ,

Z Archiwum XXI: 2004-05 Upper Deck R-Class Box Break

R-Class

Stali czytelnicy MMJK wiedzą, że czasem przerywam zwykły cykl wydawniczy z okazji zakupu „współczesnego”, „post-ninetiesowego” pudełka z kartami. Robię z tego małe wydarzenie ponieważ:

a) skoro już wydałem na boxa kupę kasy, to przynajmniej mogę sobie powiedzieć, że to inwestycja w bloga

b) fajnie się otwiera boxy, zwłaszcza takie gdzie są szanse trafienia jakichś cennych kart

c) jak się trafi jakieś cenne karty to fajnie się pochwalić

d) tak sobie wymyśliłem i trudno – zrobiłem to raz, drugi i trzeci, to nie będę nagle przestawał…

Dobra. A zatem 2004-05 R-Class. Przyznaję, że przed otworzeniem boxa a po przejrzeniu checklisty trochę się podjarałem. Mogłem przecież trafić autograf Michaela Jordana, Kobego Bryanta albo LeBrona Jamesa oraz kilku innych gwiazdorów. Jasne, że szanse na to są bardzo małe, ale coś mi podpowiadało, że to będzie TEN BOX. Karta z podpisem MJ-a to przecież przynajmniej z 500 dolarów zarobku! Kobe i LeBron też są wiele warci, nie było więc innej opcji – będę bogaty.

Dupa.

Lionel Chalmers

Jak widzicie, autograf trafiłem, ale nie jest to ani Jordan, ani Kobe, ani LeBron. Nie jest to nawet Mario Chalmers. Mimo wszystko miałem szczęście – karty z autografem, według specyfikacji R-Class, trafiają się w co 20 pudełku, but still – Lionel Chalmers? Nie wspomnę już o tym, że zadowoliłbym się największym cieniasem w barwach Knicks – jeśli nie ja to wzbogaciłaby się moja kolekcja kart z autografem Nowojorczyków.

Zbieram też karty Knicks z kawałkami koszulek i innych relikwii, ale tutaj też się nie odkułem, choć trafiłem dwóch graczy z przeszłością/teraźniejszością w Wielkim Jabłku – niestety w starych barwach klubowych.

Q-Rich Melo Andre

Jedyny plus tego boxa jest taki, że udało mi się uzbierać cały base set razem z wszystkimi kartami rookie. To zawsze miłe uczucie. Przykładowe karty poniżej:

C-Webb i Ramos

Oczywiście, pozostając w temacie „pudeł”, tę kartę Webbera też już wcześniej miałem w swojej kolekcji, czyli: patrz 5 akapit od dołu. Na szczęście twarz Petera Johna Ramosa to niezawodny poprawiacz humoru.

ramos

Otagowane , , ,

Z Archiwum XXI: 2002-03 Topps Ten i zaległy okrojony Box Break

2002-03 Topps Ten Box

Gdy dwa miesiące temu otwierałem boxa 2002-03 Fleer Genuine, jednocześnie rozprułem pudełko z serią 2002-03 Topps Ten. Relację z tego „wydarzenia” odkładałem, odkładałem i odkładałem, aż stwierdziłem, że mi się już nie chce jej robić. Box breaki tworzy się dobrze na świeżości, gdy entuzjazm z rozpakowania kolejnej porcji kart sam niesie Cię do skanera (lub gdy się ma dobry aparat), a gdy kurz po bitwie z dziesiątkami sreberek i setkami kartoników opadnie, to taki tekst, w formule jaką przyjąłem na tym blogu, jest zbyt żmudny, nudny i przeterminowany, żeby mi się chciało poświęcać na niego czas – ba, bym wymagał, żebyście Wy poświęcali na niego czas. Ale, że mało jest okazji aby na MMJK pochwalić się kartami współczesnymi, to jednak do Topps Ten wracam, bo znalazłem parę już wcześniej zrobionych skanów i zdjęcie pudełka, także wrzucam – co mi tam. Zwłaszcza, że to zawsze okazja na odejście od tradycyjnej formuły tekstów na tym blogu, dzięki czemu mogę np. ot tak sobie, bez zbędnego ubierania w anegdoty i stałe cykle, wrzucić głupie zdjęcie grupowe Houston Rockets.

Houston Rockets

Powróćmy jednak do Topps Ten i do krótkiego wyjaśnienia czym jest ta seria: jej set podstawowy podzielony jest na kilka kategorii odpowiadających kategoriom statystycznym i poświęcony prezentowaniu pierwszej dziesiątki zawodników w każdej z tych kategorii. W rezultacie dostajemy fajny set z praktycznie samymi gwiazdami oraz z czołówką draftu 2002, w której niestety na każdego Yao Minga czy Amare Stoudemire’a przypada jakiś Nikoloz Tskitishvili lub Dajuan Wagner. Poza przeważnie mocną obsadą base setu, otwierający box, mógł także liczyć na dwie gwarantowane karty z kawałkiem materiału oraz mieć nadzieję, że w 24 paczkach w pudełku trafi się jakiś autograf umieszczany co 56 paczek. Mi się poszczęściło. Tak jakby. Ale najpierw szmatki (limitowane odpowiednio do 1500 i 1000):

Baron Davis Topps Ten limit 1500

Michael Finley Topps Ten limit 1000

Całkiem sympatyczne relikwie, zwłaszcza, że Michael Finley, to jak najbardziej gracz spod znaku MMJK, który mimo kariery trwającej do 2010 roku kojarzy mi się jednak przede wszystkim z latami 90. Nie wrzuciłem żadnych kart z base setu więc tylko wspomnę, że wyglądają identycznie jak karta Davisa tyle że bez materiałowego wypełnienia cyferki.

No i jeszcze ten autograf, który cieszy, choć biorąc pod uwagę, że mógł należeć np. do Yao Minga lub Shaquille’a O’Neal, rozczarowuje…

Kenny Satterfield Topps Ten auto

Choć nie do końca. Bo widzicie, Kenny Satterfield to dla mnie postać kultowa przez wzgląd na jego członkostwo w jednej z najbardziej przypadkowych zbieranin zawodowych koszykarzy jaką byli Denver Nuggets w sezonie 02/03, kiedy to przez pierwszą piątkę tej drużyny, która wygrała 17 meczów (a której coach miał na nazwisko Bzdelik) przewinęli się, oprócz Satterfielda, tacy cichociemni jak: Rodney White, Donnell Harvey, Junior Harrington, Vincent Yarbrough, kuzyn Kevina Garnetta Shammond Williams, Ryan Bowen czy wspomniany już Tskitishvili. Dość powiedzieć, że to był jedyny sezon, w którym Juwan Howard był najlepszym graczem jakiejś drużyny (nie licząc drugiego roku w Bullets gdy Chris Webber rozegrał tylko 15 meczów).

I to tyle jeśli chodzi o ten zapomniany box. Nie planuję raczej wracać do otwierania „post-ninetiesowych” boxów, ale ostatnich dwóch też nie planowałem, więc zobaczymy.

Otagowane , , , , ,

Atrament Sympatyczny: Bob Love

Bob Love Elusive Ink

Bob Love Elusive Ink back

(Jeśli ktoś jest zdezorientowany widokiem gracza z lat 80. na karcie z XXI wieku na blogu o kartach z lat 90., odsyłam do pierwszego wpisu z cyklu „Atrament Sympatyczny”, w którym tłumaczę „co?” i „jak?”, przemilczając łaskawie „za ile?”)

1. Do wymienionych na odwrocie karty osiągnięć warto doliczyć trzy występy w Meczu Gwiazd i trzy wybory do drugiej piątki All-Defensive oraz fakt, że przez siedem kolejnych sezonów był najlepszym strzelcem Bulls.

2. Miałby pewnie też na koncie nagrodę Most Improved Player, gdyby NBA nagradzała największe postępy sezonie 69/70 – był to jego czwarty sezon i pierwszy pełny rok w Chicago. Po tym jak w 1969 notował 5,9 punktu i 3,1 zbiórki na mecz, dostał wreszcie szansę gry w pierwszej piątce i zrewanżował się trenerowi średnimi we wspomnianych kategoriach wynoszącymi 21,0 i 8,7.

3. Bob „Butterbean” Love jest także jednym z tych zawodników, którzy tak jak opisywany niedawno Jeff Malone, zaliczyli największy spadek w średniej zdobytych punktów między przedostatnim a ostatnim sezonem kariery. W ostatnim pełnym sezonie w Bulls notował 19,1 punktów na mecz, a w sezonie 76/77, rozegranym na spółkę w Bulls, Nets i Sonics, już tylko 7,3. To dwunasta najbardziej radykalna obniżka formy w ostatnim roku gry wśród wszystkich zawodników NBA. Należy jednak wspomnieć, że winę za ten fakt ponosi uraz pleców, który ostatecznie zakończył karierę Boba.

4. Love strasznie się jąkał. Strasznie. W rezultacie nie mówił prawie w ogóle, a gdy już mówił, to rzadko więcej niż dwa słowa. O ile w czasie gry w NBA jego gra mówiła za niego, o tyle na emeryturze Love jąkanie o mało nie zrujnowało mu życia. Gdy przeszedł operację pleców zaraz po przymusowym zakończeniu kariery i lekarze ostrzegali, że istnieje niebezpieczeństwo, że już nigdy nie będzie mógł chodzić bez kuli, zostawiła go żona bo, jak podobno napisała w liściku pożegnalnym, „nie chciała być związana z jąkałą i kaleką”. Auć. Nie mniej bolesny był fakt, że zabrała ze sobą wszystkie pieniądze Love’a, a ten, z powodu wady wymowy nie mógł dostać żadnej porządnej pracy. Najlepszą z nich była praca na zmywaku w jednej z restauracji w Seattle. To był jednak przełom w życiu Boba, ponieważ pracodawca w nagrodę za solidną pracę wysłał go w 1986 roku na terapię zaburzeń mowy, która szybko przyniosła rezultaty. Rezultaty były tak dobre, że już pięć lat później Love został zatrudniony przez były klub z Chicago jako rzecznik, a równolegle występował nawet 300 razy w roku jako mówca motywacyjny, głównie w szkołach. I to dopiero nazywa się wielki postęp.

5. W czerwcu 2012 grupa fanów Butterbeana z Chicago ogłosiła, że rozpoczyna zbiórkę 300 tysięcy dolarów, które zostaną przeznaczone na postawienie pomnika Love’a. Pomnik ma nie tylko upamiętniać jego karierę jako Byka, ale przede wszystkim wszystko co zrobił przez ostatnie dwadzieścia dla propagowania edukacji i dobrych wzorców wśród dzieci i młodzieży. Dlatego właśnie pomnik stanie nie przed United Center, a przed poprawczakiem Cook County i będzie wyglądał tak:

Bob Love pomnik

Otagowane , , ,