
Fun Fact: Steve Colter chyba nie był najgorętszym koszykarskim nazwiskiem, ale około siedmiu lat temu stał się tak-jakby-trendy, gdy Isiah Thomas wspomniał o nim podczas jednego z programów z serii „Open Court”. Zeke odpowiadał wówczas na pytanie o przeciwnika, którego najtrudniej mu się kryło i wskazał właśnie Coltera.
Mniej więcej w tym samym czasie samo NBA wrzuciło na YouTube kompilację zagrań Steve’a, wyróżniając go w ramach obchodów 30-lecia kultowego Draftu 1984. Colter, wybrany z pickiem numer 33 był jednym z tych picków, którego Portland tamtego wieczoru nie zepsuło (obok Jerome’a Kerseya). Już w drugim sezonie gry doczekał się promocji do pierwszej piątki, której backcourt tworzył razem z także dopiero walczącym o stałe miejsce w wyjściowym składzie, Clyde’em Drexlerem. To właśnie wtedy rozegrał swoją najlepszą kampanię, notując średnio po niecałe 9 punktów i ponad 3 asysty w każdym spotkaniu.
Gdy Steve grał w Portland, generalnym menadżerem Trail Blazers był Jon Spoelstra, a jednym z jego największych fanów – mały Erik Spoelstra. Pewnego razu Colter odwiedził dom przyszłego trenera Miami Heat i zgodził się na pojedynek jeden-na-jeden, w trakcie którego zadunkował nad dzieciakiem i złamał jego kosz.
Jeśli Steve zastanawiał się, co by było, gdyby jego drużyna wybrała drafcie nie Sama Bowie, a Michaela Jordana, to przekonał się o tym już w kolejnym sezonie. W dniu draftu – za łącznie trzy picki drugorundowe – trafił do Chicago Bulls. Nie wiadomo, czy zniszczona obręcz w domu GM-a odegrała w tej decyzji jakąś rolę.
Okoliczności tego transferu raczej nie ułatwiały Colterowi odnalezienia się w nowej sytuacji. Byki miały dziewiąty pick w Drafcie 1986 i fani nie mogli uwierzyć we własne szczęście, że do wzięcia jest jeszcze gwiazdor uczelni Duke, Johnny Dawkins, którego przymierzano w NBA do roli point guarda. Jerry Krause nie widział go jednak w backcourcie przyszłości obok Jordana i wybrał Brada Sellersa, który NIKOGO.
Generalny menadżer Bulls, który chwilę po wyborze był do dyspozycji prasy, próbował wytłumaczyć swoją decyzję (Dawkins nie był rasowym point guardem i był niezwykle chudy), ale ani fani, ani Michael Jordan (który podobno podczas letniego sparingu zdążył nawet obiecać Dawkinsowi, że Bulls go wybiorą), nie byli zadowoleni. Przyciśnięty przez dziennikarzy Krause zdradził, że ma dogadaną wymianę za bardzo dobrego rozrywającego. Jeszcze tego samego dnia pozyskał Coltera, co było ruchem jak z tego memu: „Mamo, chcę point guarda! Mamy point guarda w domu. Point guard w domu: Steve Colter”.
Nasz bohater zaczął sezon w pierwszej piątce, ale wytrzymał w niej 18 spotkań, a cała przygoda z Chicago skończyła się po 27 meczach, transferem do 76ers (za Sedale’a Threatta). Podejrzewam, że gdy dowiedział się, iż nie musi już znosić ciągłej krytyki Jordana, jego oddech ulgi słychać było w kosmosie. Krause nie mylił się kompletnie w ocenie potencjału Dawkinsa. Nigdy nie został gwiazdą (choć kontuzje miały tu coś do powiedzenia), ale z pewnością fani Bulls musieli zgrzytać zębami obserwując jego produktywne pierwsze sezony w San Antonio.
Niecały rok po przejściu do Filadelfii, Colter znów zmienił barwy klubowe. Po zwolnieniu przez Sixers, zahaczył się w składzie Bullets, w którym spędził łącznie prawie trzy sezony.
Właśnie tam zastały go lata dziewięćdziesiąte. Jako 28-latek znów musiał pakować manatki, tym razem wybierając się w drogę do Sacramento, w którym ze względu na kontuzję kostki i operację, rozegrał tylko 19 spotkań. Ilustrująca ten wpis karta pochodzi z sezonu 1994/95. To był powrót Coltera do NBA po trzech sezonach w CBA, lidze chorwackiej i filipińskiej. Miał wtedy 32 lata, pojawił się na boisku 57 razy, siedmiokrotnie od pierwszej minuty, a potem wystąpił w 4 meczach playoffs i to by było na tyle.
W całej karierze, Steve Colter grał przeciwko Isiah Thomasowi 21 razy. Zdobywał w tych meczach średnio po 8 punktów. Dlaczego więc Thomas tak bardzo się go bał? Bo nie potrafił poradzić sobie z jego popisowym zwodem, polegającym na zmianie kierunku ataku w stronę inną, niż sugerowałaby to noga wykroczna.
W ten właśnie sposób, Colter dorobił się ksywki „koślawa noga”.
Pewnie „dziwne czoło” było już zajęte.

Super wpis – pamiętam jak zafascynowany analizowałem skład Cavs z tego i następnego sezonu tzn. jak z takiego szrotu można zrobić awans do PO i pan Colter był dla mnie postacią najbardziej enigmatyczną. No i mam tą kartę.
[…] od samego początku, bo Jerry Krause wybrał go z dziewiątym numerem nieszczęsnego draftu 1986 zamiast pomazańca Jego Powietrzności, Johnny’ego Dawkinsa. Choć Jordan nie potrzebował pretekstu do znęcania się nad kolegami […]