Fun Fact: Niewielu zawodników, którym udało się ostatecznie zakotwiczyć w lidze miało równie źle rokujący początek kariery, co Darrick Martin. Nie tylko nie został wybrany w drafcie 1992, ale dwukrotnie został zwolniony przez drużyny z zaplecza, czyli ligi CBA. Nikt nie wierzył w absolwenta UCLA, który na ostatnim roku stracił miejsce w pierwszym składzie, a dodatkowo był tak niski, że gdy potem trafił do Los Angeles Clippers, drużyna nie miała koszulki w jego rozmiarze i gdy wkładał ją w spodenki, zasłaniał część numeru. Po tym jak podpisał pierwszy kontrakt w NBA – z Timberwolves – ochroniarz w Target Center nie chciał wpuścić go do hali w dniu meczu.
Latem 1992 roku anegdoty z NBA były jednak jeszcze bardzo odległe. Szukając jakiejkolwiek fuchy, Darrick dorabiał grając koszykarza w reklamach, aż wreszcie załapał się do obwoźnej koszykarskiej trupy Magica Johnsona. Legenda Lakers wzięła Martina pod swoje skrzydła i pomogła odbudować jego pewność siebie, co niedługo potem zaowocowało udanym powrotem do CBA. Jako rozgrywający Sioux City Skyforce, Martin był w pierwszej dziesiątce strzelców, a w lutym 1995 roku debiutował na 10-dniowym kontrakcie w NBA.
To także Magic wkręcił Darricka latem 1995 roku na legendarne sparingi na planie „Space Jam”. Podczas jednego z nich, Martin nabrał zwodem Michaela Jordana i rzucił zwycięskiego kosza, wykrzykując MJ’owi w twarz: „Wypad z boiska, to jest moje miasto, a ty nie jesteś nawet prawdziwym MJ’em – to Magic Johnson nim jest!” (śmieciowe gadanie do Mike’a miało się na nim zemścić już kilka miesięcy później, gdy był zawodnikiem Grizzlies)
Choć na początku przygody z NBA został dwukrotnie zwolniony na przestrzeni kilkunastu miesięcy (w obydwu przypadkach przez Wolves) to ostatecznie przewinął się przez 13 sezonów, występując w 514 spotkaniach i notując średnio prawie 7 punktów i 3 asysty na mecz. Biorąc pod uwagę trudne początki, jest to wynik godny szacunku, choć według Washington Post miał on dziesiątą „najmniej wybitną” karierę w historii ligi (a według bloga Mercy Mercy Jerome Kersey ma na koncie o dwa nietypowe rekordy więcej niż większość graczy NBA). Być może jednak najbardziej niezwykłe w Martinie jest to, że był – przynajmniej jeśli wierzyć słowom jego kumpla, Magica Johnsona, jedynym zawodnikiem, który w latach dziewięćdziesiątych czuł dumę, że gra dla Clippers.
Sezon 1996/97 – pierwszy spędzony na koszykarskim zadupiu Los Angeles – był ostatecznym dowodem, że Martin nie jest w NBA przypadkiem. Miał 38 punktów i 8 asyst w starciu z Johnem Stocktonem i jego łokciami (choć w starciu z łokciami Karla Malone szło mu już gorzej), rzuconą przez Gary’ego Paytona rękawicę podjął 31 punktami i 9 końcowymi podaniami, a w twarz Penny’emu Hardawayowi rzucił 31 punktów.
Tamto starcie z Garym Paytonem można nawet znaleźć na YouTubie z rosyjskim komentarzem:
Choć Clippers latem 1996 praktycznie nie wzmocnili składu, to m.in. dzięki zastrzykowi energii jaki dało wprowadzenie do pierwszej piątki Martina, wygrali siedem spotkań więcej niż przed rokiem i wślizgnęli się do playoffów – raptem po raz trzeci w kalifornijskiej historii klubu (na kolejny taki wynik trzeba było czekać 8 lat).
Pamiętacie drugi odcinek „The Last Dance„? Obserwujemy w nim trudny początek sezonu 1997/98 w wykonaniu osłabionych brakiem Scottie’ego Pippena Byków. Chicago nie wygrało jeszcze ani razu na wyjeździe, ma problemy z rzuceniem 100 punktów, frustracja rośnie i przychodzi mecz z Clippers, którzy błyskawicznie wrócili do roli chłopców do bicia zaczynając poplayoffowe rozgrywki od bilansu 1-10. W serialu to spotkanie pokazane jest jako moment, w którym Jordan bierze sprawy w swoje ręce i niemal w pojedynkę przerywa złą passę poza własną halą. MJ rzuca 49 punktów i dostaje zaskakująco duże wsparcie od Luca Longleya (22 punkty i 17 zbiórek), Dennis Rodman dorzuca double-double (14/10) a Toni Kukoc krągłe 14/8/6, ale Bulls i tak się męczą, wygrywając dopiero po dwóch dogrywkach z drużyną, która trafiała tamtego wieczoru tylko 39% rzutów z gry i 61% rzutów wolnych.
To był akurat jeden z dwóch kolejnych meczów, w których trener Fitch przykleił Martina do ławki. Na parkiecie przebywał tylko przez 3 minuty i 41 sekund, ale miał szansę dać Clippers zwycięstwo w pierwszej dogrywce. W ostatnich sekundach stanął do pojedynku jeden na jeden z Rustym LaRue, ale nie potrafił wykorzystać faktu, że Rusty LaRue był Rustym LaRue i spudłował nieco pokracznego layupo-floatera.
Clippers sprawili też problemy Bulls w drugim ich pojedynku w ramach „Ostatniego Tańca” – tym razem Darrick rzucił 19 punktów i jeszcze na półtorej minuty przed końcem Clippers remisowali z mistrzami NBA (ostatecznie przegrywając pięcioma punktami).
Martin może i ograł Jordana podczas tamtego sparingu w trakcie kręcenia „Kosmicznego Meczu”, ale już na zawodowych parkietach nie udało mu się to ani razu.
Mecz Clippers po rosyjsku z ’97? I już mam plan na weekend. 🙂
I jak? Ja tylko decydujące momenty oglądałem 😉
Trochę wstyd się przyznać, ale też jeszcze nie zdążyłem obejrzeć. Ale jest na check liście na najbliższy! 🙂