

Fun Fact: Wyobrażam sobie, że fani Orlando Magic nie byli szczególnie podekscytowani, gdy ich drużyna z draftu 1998 – w którym miała 12, 13 i 15 pick – wróciła z Michaelem Doleac’iem, Keonem Clarkiem i Mattem Harpringiem. No dobra, Clark – imponujący atleta, którego notowania spadły przez problemy pozaboiskowe – akurat był ekscytujący, ale w czasie lokautu klub najwyraźniej zmienił zdanie i dwa tygodnie przed rozpoczęciem sezonu oddał go za pierwszorundowy pick do Denver. Nagrodą pocieszenia za nieudane rozgrywki 1997/98 (tylko 19 meczów Penny’ego Hardawaya, brak awansu do playoffs) byli więc dwaj goście wyglądający jak główni bohaterowie „Wstrząsów”, tylko z gorszymi fryzurami:

Atmosferę wielkiego koszykarskiego święta podkręcał sam trener Chuck Daly, który nazwał Doleaca „Billem Laimbeerem dla ubogich”, co z kolei zainspirowało lokalną prasę do określenia Harpringa mianem „Dana Majerle dla ubogich”. Ba, sam trener uniwersytecki nowego centra Magic, Rick Majerus, powiedział o nim, że „w tym drafcie jest wielu lepszych graczy, ale myślę, że nie ma lepszego dzieciaka”.
Pozory jednak okazały się mylące i nie tylko dlatego, że rednecka twarz Doleaca (którą kiedyś redakcja Magic Basketball ozdobiła tekst o Jasonie Williamsie) naciągnięta była na czaszkę skrywającą mózg kochającego szachy niedoszłego ortopedy i przyszłego nauczyciela fizyki.
Choć Harpring miał obsesję na punkcie swoich włosów (nie tylko oblewał je żelem przed meczem, ale też w jego trakcie odświeżał look zwilżając fryzurę wodą podczas timeoutów) okazał się boiskowym twardzielem z przyzwoitymi umiejętnościami ofensywnymi, który zakończył sezon lokautowy w All-Rookie 1st Team, parę lat później awansował do finału jako gracz pierwszej piątki Philadelphia 76ers, a potem został drugim strzelcem Utah Jazz w ostatnim słonojeziorowym sezonie Karla Malone i pewnym punktem składu Jazzmenów przez parę lat (choć akurat to, że biały koszykarz skończył w Salt Lake City to najmniejsza niespodzianka w historii niespodzianek).
MD może nie miał tak dobrej kariery, ale był produktywny jako debiutant (za co wyróżniono go powołaniem do drugiej drużyny All-Rookie), razem z Mattem będąc zastrzykiem talentu, który pozwolił Magic zakończyć sezon z najlepszym bilansem w Konferencji Wschodniej (choć do playoffs przystępowali rozstawieni z trójką – taki sam bilans, ale lepszą sytuację w przypadku remisu, mieli bowiem Miami Heat i Indiana Pacers).
Co prawda statystycznie szczytował w pierwszych dwóch latach (a ten jego szczyt to dość jednak przyziemne 7 punktów i 4 zbiórki), w roli solidnego rezerwowego centra, obijał się pod ligowymi koszami przez 10 sezonów, w 2006 roku zdobywając mistrzostwo z Miami Heat (ale w finałach zagrał tylko przez 69 sekund).
Bardzo możliwe, że ze wszystkich koszykarzy granicznych – tych, którzy debiutowali na ostatniej prostej lat dziewięćdziesiątych, w okrojonych rozgrywkach – ta dwójka jest najbardziej ninetiesowa.
Tu chciałem dać w ramach puenty ich wspólne zdjęcie, ale jakimś cudem w calutkim internecie nie można takowego znaleźć (choć pamiętam doskonale, że jeszcze kilkanaście lat temu można istniało wspaniałe foto przedstawiające speszonego Doleca, wielkookiego Harpringa i ubawionego Horace’a Granta siedzących we wnętrzu limuzyny).
No nic. Zawsze można zamiast ich zdjęcia dać jeszcze raz ziomków z „Wstrząsów”:

