

Fun Fact: Na Facebooku, przy okazji poprzedniej wrzutki dotyczącej Oldena „Tak, oddano za mnie Scottie’ego Pippena” Polynice’a, pojawił się komentarz jednego z Czytelników wprowadzający w alternatywną rzeczywistość, w której Sonics jednak zostawiają sobie wybranego z 5. pickiem w Drafcie 1987 Pipa. Czy w Seattle wciąż spotkają się Payton i Kemp? I, co najważniejsze, co z sześcioma tytułami Jordana?
Pytań jest więcej, ale tylko jedno jest pewne – Michael Jordan nie mógł mieć lepszego sidekicka niż Scottie Pippen i bez niego nie odniósłby takich sukcesów. Ale możliwe, że nie byłyby one dużo mniejsze, gdyby do sezonu 1987/88 przystąpili z Oldenem Polynice’em w składzie.
Zróbmy szybką symulację. Skoro Bulls zostają z Oldenem Polynice’em wybranym z numerem 8, to przy swoim drugim wyborze w Drafcie 1987 – picku nr 10, być może nie wybierają innego podkoszowca, Horace’a Granta. Zamiast tego wybierają albo Reggie’ego Millera (oryginalnie z numerem 11 poszedł do Pacers), albo (co uważam, za bardziej prawdopodobne, ale mniej podniecające) Derricka McKeya. McKey oryginalnie poszedł numer wcześniej do Sonics, ale uważam, że klub z Seattle mając Pippena, nie zdecydowałby się brać gracza bardzo podobnego. Jeśli zaś Bullsom podobała się wszechstronność Pippena, to McKey był najbliższą mu rzeczą w tym naborze.
Niezależnie od tego jak pozyskanie Polynice’a i Millera/McKey’a wpłynęło na wyniki Bulls, w 1988 roku i tak wybierają z numerem 11, bo zamienili się na picki z Knicks w transferze Charlesa Oakleya. Posiadanie solidnego Polynice’a powstrzymuje ich od zmarnowania wyboru na Willa Perdue. Zamiast tego mogą wybrać brata Horace’a, Harveya Granta (oryginalnie #12), jeśli chcą wypełnić lukę na pozycji power forward, lub Dana Majerle (oryginalnie #14) jeśli chcą podrasować formację obwodową (rotacja Jordan-Miller-Majerle lub Jordan-McKey-Majerle mogłaby wypalić, myślę, że zarówno Majerle, Miller jak i McKey byli zawodnikami gotowymi zaakceptować rolę szóstego gracza).
Draft 1989 to moment, kiedy rozpoczyna się prawdziwa zabawa i ważą się losy układu sił w lidze w latach 90. Znów nieważne jest, z jakim wynikiem Bulls skończyli poprzednie rozgrywki, bo mają szósty pick naboru od New Jersey Nets, który pozyskali jeszcze w 1986 roku. W prawdziwym życiu znów zmarnowali go na centra, Stacey’a Kinga, ale po raz kolejny posiadanie Oldena Polynice’a ratuje im tyłki. Rozsądnym ruchem byłoby wzięcie w tej sytuacji point guarda. Pierwszą potrzebę z nawiązką zaspokoiłby Tim Hardaway (oryginalnie #14) lub Mookie Blaylock (oryginalnie #12)…
A co jeśli Bulls postanowiliby zaryzykować i nawet pomimo posiadania Harveya Granta i Oldena Polynice’a, wybrali kogoś, kto mógłby być w przyszłości dużo lepszym graczem podkoszowym? Bo w tamtym drafcie był ktoś, kto ociekał potencjałem, tyle że powątpiewano w jego dojrzałość ponieważ nie grał nigdy w college’u i przystąpił do naboru po szkole średniej. Wybór z numerem 6 tego kogoś byłby klasycznym „reachem”, ale Bulls już mieli dość gotowych do gry zawodników (Jordan, Miller/McKey, Grant/Majerle, Polynice) więc czemu by nie wykorzystać tego picka na… Shawna Kempa (oryginalnie #18)?
Ha. Czyli możliwe, że gdyby Sonics nie oddali do Bulls Pippena, to Bulls mieliby później Shawna Kempa! OK – wiem, że są małe szanse, iż Byki zaryzykowałyby aż tak, ale Blaylock i Hardaway to całkiem niezłe rezerwowe opcje. Do tego swój drugi wybór w Drafcie 1989, który Bulls w rzeczywistości wykorzystali na B.J.’a Armstronga, mogli użyć na Vlade Divaca, który szybko okazałby się większym talentem niż Polynice (całkiem niedawno Phil Jackson mówił, że on lobbował za Divacem, ale ostatecznie zrezygnowano z niego bo lubił imprezować).
Reasumując – Bulls bez Pippena, mogli wchodzić w lata 90. z Michaelem Jordanem mającym do pomocy Tima Hardawaya lub Mookie’ego Blaylocka, Reggie’ego Millera lub Derricka McKey’a, Harveya Granta lub Dana Majerle oraz Oldena Polynice’a i – gdyby szczęście sprzyjało im już po całości – Vlade Divaca oraz Shawna Kempa. Not bad.
Wiem, że bez wszechstronności i defensywy Pippena, Bulls mieliby problem, żeby przebić się np. przez Knicks, ale myślę, że opcja z Blaylockiem byłaby równie kłopotliwa dla atakującego rywala. W każdym innym scenariuszu Bulls mieliby za to dużo więcej talentu na każdej pozycji. Pytanie czy tylu All-Starów w składzie potrafiłoby grać razem, ale jeśli nie, to myślę, że spokojnie można byłoby za takiego Millera lub Hardaway pozyskać dowolnych innych świetnych zawodników, lepiej pasujących do Jordano-centrycznej koncepcji… Wiecie, na przykład tego dzieciaka z Seattle, Pippena…
Nie ulega wątpliwości fakt, iż Bulls rozbili bank pozyskując Pippena w 1987 roku, ale gdyby zostali z Polynice’em, uniknęliby zgubnych poszukiwań centra przez kolejne dwa drafty, przez które zmarnowali wybory numer 11 i 6. Nie byłoby drugiej megagwiazdy, ale byłaby szansa na naprawdę dobre opcje 2 i 3. Na ile tytułów by się to przełożyło? Nie potrafię odgadnąć. Ale jestem przekonany, że Michael Jordan wygrałby przynajmniej jeden samemu. A wsparcia przecież nie miałby jednoznacznie gorszego…