
Fun Fact: Czy Isiah Thomas, który, gdy ostatnio go widzieliśmy, był przeskakiwany przez Clyde’a Drexlera w drugim meczu finałów 1990, potrafił kończyć akcje wsadem? Karta wybrana na ilustrację tego wpisu dość mocno sugeruje, że tak, a poniższy materiał dowodowy to potwierdza.
Możemy więc wykreślić wsady z listy rzeczy, których Zeke nie umie.
A czego nie umie?
Cóż. Na przykład nie umie podawać ręki po przegranym meczu. Nie umie się pogodzić z brakiem powołania do Dream Teamu. Nie umie zarządzać klubem NBA. Nie umie zarządzać ligą CBA.
Nie umie też nie być boiskowym twardzielem.
Pewnie pamiętacie, jak kiedyś rzucił 25 punktów w jednej kwarcie meczu finałów na skręconej kostce, ale dowodów jest znacznie więcej.
Ja na przykład lubię historię jego pojedynków z Chicago Bulls w sezonie 1988/89, w których Tłoki wygrały 10 z 12 meczów pomiędzy drużynami, a Thomas w połowie tych starć grał ze złamaną ręką.
Wszystko zaczęło się ostatniego dnia stycznia 1989 roku, gdy Isiah Thomas tak bardzo wkurzył się na Billa Cartwrighta za cios łokciem i rozciętą brew, że zaczął dusić asystenta trenera Pistons, Brendana Malone’a.
To był trzeci pojedynek Tłoków i Byków w tamtym sezonie i trzecie zwycięstwo ekipy z Detroit. Starcie rozstrzygnęło się dopiero po dogrywce, więc Thomas starał się trzymać nerwy na wodzy, żeby wyrównana końcówka nie zmieniła się w burdę. Szyja Malone’a posłużyła zatem za antystresową zabawkę uciskową. Mógł zresztą mieć urazę do ludzi o nazwisku Malone.
Isiah zaciskał zęby w kolejnych dwóch starciach, ale miarka przebrała się 7 kwietnia, w ostatnim pojedynku tych dwóch drużyn w sezonie zasadniczym, który zresztą odbył się ledwie dzień po przedostatnim, więc obydwie drużyny były nakręcone. Thomas po ośmiu minutach meczu znów oberwał łokciem od Cartwrighta – jak potem twierdził – piąty raz w tym sezonie. Teraz Isiah Lord Thomas III postanowił oszczędzić Brendana Malone’a i wyładował się bezpośrednio na winowajcy. W ruch poszły pięści, a lewa tak niefortunnie, że Zeke złamał kość śródręcza i w tym meczu już nie wystąpił.
Pistons i tak wygrali, ledwo, dwoma punktami, bo choć Michael Jordan rzucił 40 punktów, to rozgrzana była mikrofalówka Vinnie’ego Johnsona, który lukę po Thomasie wypełnił 30 punktami i 8 asystami.
Nad klubem zawisło jednak pytanie „co dalej?”. Obstawiano, że Isiah opuści resztę sezonu regularnego i część playoffs. Trzy tygodnie, może więcej, to w końcu była złamana ręka.
Tymczasem Thomas wrócił na parkiet już dwa mecze później, które i tak musiał opuścić, bo liga zawiesiła go za danie w ryj Cartwrightowi (sam Bill dostał zawieszenie na jedno spotkanie).
Gdy Pistons i Bulls spotkali się po raz kolejny, był to finał konferencji, a Thomas do złamanej ręki, w międzyczasie, dorzucił kontuzję ramienia. W pierwszorundowym pojedynku z Boston Celtics, Ed Pinckney wygiął je w kierunku, w którym ramię wyginać się nie powinno.
Nie dało się nie zauważyć, że urazy mają wpływ na Isiah. W meczu, w którym doznał urazu ramienia, spudłował 8 z 9 rzutów, w następnym (to już był początek serii z Milwaukee Bucks) – 13 z 17 – a w kolejnym 6 z 9. W pierwszym meczu półfinałów, który Byki wygrały, miał marną skuteczność 3-18. W trzecim starciu, także przegranym, wyniosła ona 2-8.
Z drugiej strony w Game 2 zaaplikował rywalom 33 punkty, a w Game 4, 27 (a do tego 10 zbiórek, czyli 7 więcej niż Cartwright). Kulminacją serii był mecz numer 6, przy stanie 3-2 dla Detroit. Thomas postanowił podnieść sobie poziom trudności, bo na drugą połowę wrócił z trzecią kontuzją, którą sygnalizowało nagłe pojawienie się opatrunku na prawym udzie i gesty sugerujące odczuwanie bólu. Nie przeszkodziło mu to rzucić 17 punktów w samej czwartej kwarcie i po raz kolejny odesłać do domu sfrustrowanego MJ’a, który zresztą krył go podczas wielu akcji. Łącznie, ze złamaną ręką, bolącym ramieniem i bolącą nogą, Isiah rzucił 33 punkty.
W finałach notował średnio po 21 punktów i 7 asyst, prowadząc Pistons do pierwszego z dwóch tytułów mistrzowskich. Warto jednak pamiętać, że Lakers grali bez Byrona Scotta i po dwóch meczach stracili też Magica Johnsona, a nagrodę MVP zgarnął Zeke’owi Joe Dumars, który przebił jego osiągnięcia swoimi 27 punktami i 6 asystami w każdym meczu.
A wracając do starć z Bulls w sezonie 1988/89, szybkie zestawienie:
- statystyki zdrowego Thomasa (5 meczów, nie liczę tego starcia, w którym złamał rękę po ośmiu minutach): 21.8 PPG, 2.2 RPG, 9.8 APG, 2.8 SPG
- statystyki połamanego i obolałego Thomasa (6 meczów): 20.7 PPG, 5.0 RPG, 7.8 APG, 2.3 SPG
Dwa lata później ponownie musiał zmagać się z kontuzją – tym razem nadgarstka – i to w zasadzie od początku sezonu 1990/91. W styczniu 1991 roku, gdy ból stał się już nie do wytrzymania, przeszedł operację i lekarze twierdzili, że jest mała szansa, żeby wrócił wcześniej, niż w drugiej połowie maja, czyli niecały miesiąc po starcie playoffów. Isiah poprosił, żeby potrzymać mu piwo i wrócił na początku kwietnia, by – mimo bólu i niedokończonej rehabilitacji – złapać rytm przed postseason. I znów, tak jak w 1989 roku, znalazł się w bolesnej kuli śnieżnej, która podczas toczenia powiększała się o dodatkową kontuzję, za dodatkową kontuzją.
W pierwszej rundzie fazy pucharowej, przeciwko Hawks, było to naderwanie mięśnia dwugłowego w lewym udzie. W drugiej, w której mierzył się z Celtics, zwichnął prawą stopę już w inauguracyjnym starciu.
To było za dużo nawet dla niego. Opuścił mecz numer 2. W trzecim zagrał, ale miał skuteczność 3-13 w 26 minut. Obydwa te spotkania wygrał Boston. Thomas znów pauzował w czwartym pojedynku. W piątym wszedł na boisko z ławki na 15 minut i oddał dwa niecelne rzuty, kończąc z zerowym dorobkiem punktowym i 6 asystami. Jednak Tłoki z obydwu starć wyszły zwycięsko.
To byli ci Celtics, którzy zaczęli rozgrywki od bilansu 29-5, ale potem plecy Larry’ego Birda zaczęły coraz bardziej mu doskwierać. Gdy spotkali się z Pistons w drugiej rundzie, obydwaj liderzy drużyn słaniali się jak Rocky i Apollo Creed w końcówkach swoich filmowych walk.
Ostatni cios należał jednak znów do Isiah Thomasa.
Ponownie zaczął mecz na ławce i po 48 minutach miał na koncie 9 punktów. Jednak w dogrywce po raz kolejny dokonał aktu playoffowego heroizmu, ostatniego takiego w jego karierze: rzucił 8 punktów i poprowadził Tłoki do zwycięstwa oraz awansu do finału konferencji.
Na rozjuszone i zdrowe Byki sił już nie starczyło, choć Thomas wystąpił we wszystkich czterech spotkaniach serii. Miał 29 punktów w meczu numer trzy, a przez cały sweep notował średnio 16.5 PPG, 4.8 RPG i 6.0 APG. Niewiele, jak na niego, za mało, jak na Jordana i spółkę, ale całkiem nieźle, jak na kogoś, kto grał z tylko jedną zdrową kończyną, którą akurat była ta najmniej mu potrzebna, czyli lewa, nierzucająca ręka.
Isiah Thomas jest dziwną postacią poza parkietem, ale na boisku niewielu było większych wojowników.



