Przyznaję, że w ostatnim czasie trochę sobie odpuściłem tropienie najgorszych akcji sezonu, ale nie umknął mojej uwadze ostatni wyczyn Vince’a Cartera.
To jednak i tak dopiero druga najgorsza akcja w tym sezonie w Dallas. Numerem jeden jest akcja z Lamarem Odomem.
Dopiero co rozważałem nazwanie layupa Rajona Rondo najgorszym w tym sezonie, a już mam inny problem – czy akcja Nicka Younga z meczu z Lakersami jest najgorszym rzutem kelnerskim w historii? Bo na pewno rzut spod niepilnowanego kosza, który przelatuje nad tablicą nie zdarza się każdego dnia.
To być może najokropniejsza rzecz jaką widziałem w internecie od czasu gdy jakieś 14 lat temu przyszły szwagier podesłał mi dla „żartu” mailem porno zdjęcie z bardzo otyłą kobietą. Dlatego też postanowiłem sięgnąć po bardziej dosadny futuramowy mem na otwarcie. Ale spokojnie – Zoidberg wróci. Nie chciałbym żyć na tej planecie, gdyby nagle miało zabraknąć Zoidberga.
Jak się okazuje, nierówność z tytułu notki bywa czasem prawdziwa. Składnikiem lewej jej strony jest akcja Carlosa Boozera z meczu z Celtics, która jest ulubioną akcją tygodnia wszystkich antyfanów Boozera (czyli kibiców Cavaliers, kibiców Jazz i sporej kibiców Bulls):
Prawa strona nierówności jest z kolei dziełem Martella Webstera z Wolves. Jak to możliwe, że udany wsad jest gorszym zagraniem niż niecelny rzut kelnerski na niepilnowany kosz? Ano tak, że Webster wykonał go w ostatnich sekundach spotkania gdy Minnesota przegrywała trzema punktami. Czyli dwóch punktów potrzebowała mniej więcej tak jak Tim Duncan porad na temat kontrolowania emocji.
Washington Wizards podobno już kombinują jak sprowadzić Martella.
Gdyby zebrać wszystkich ludzi na świecie i uporządkować ich malejąco według podobieństwa do Johna Stocktona, Chris Wilcox zająłby przedostatnie miejsce (przed Yinką Dare).
No chyba, że ta pierwsza akcja to był rzut. Wtedy Wilcox zająłby przedostatnie miejsce w innym rankingu – najbrzydszych rzutów. Przed Shawnem Marionem.
Jakby gracze Golden State Warriors nie mieli w ostatnich latach dość problemów ze zmobilizowaniem się do gry w defensywie, to Ty Lawson niedawno pokazał im, że czasem brak obrony to najlepsza obrona. Dwa razy.
Z kolei Tracy McGrady pokazał, że koszykarze niekoniecznie są jak wino. No chyba, że brać pod uwagę to, że butelka wina też ma problemy z chwyceniem piłki.
A ponieważ żaden tekst o NBA w ostatnim czasie nie ma racji bytu bez tego rodzaju wzmianki, to dodam, że oczywiście Jeremy Lin skończyłby obydwie te akcje. Z zamkniętymi oczami i poprzestrzelanymi kolanami a może nawet i z Carmelo Anthonym na boisku.
Pierwsza kwarta piątkowego meczu Celtics-Knicks miała dwa pamiętne momenty. Choć pierwszego z nich Mickael Pietrus może akurat nie pamiętać:
Drugiego zaś wolałby nie pamiętać Landry Fields:
Idę o zakład, że w tej akcji Fieldsa zablokował sam duch haniebnie wytrejdowanego Patricka Ewinga, przez którego już od ponad dekady Knicksi to klub przeklęty.
Potrójny toeloop, naśladowanie odgłosu transformacji z klasycznych kreskówek o Transformerach, kotlet pożarski – co mają wspólnego te trzy rzeczy? Lepiej byłoby, żeby Shelden Williams zrobił którąś z nich zamiast tego co faktycznie zrobił po podaniu Derona Williamsa.
To nie jest najbardziej fortunny sezon dla Sheldena Williamsa.
W tym sezonie było już całkiem sporo niedolotów z linii rzutów osobistych ale rzut wolny DeSagany Diopa z meczu z Washington Wizards jest zdecydowanie najgorszy. A na pewno najkrótszy.
Najbliżej oddania tragizmu sytuacji (a na pewno dużo bliżej niż piłka rzucona przez Diopa miała do kosza) jest ten screen zrobiony przez serwis SportsGrid.com: