Fun Fact: Tak naprawdę, to chyba nigdy nie widziałem Dontonio Wingfielda w akcji, poza tym jednym razem w czasie zestawienia najlepszych akcji tygodnia z sezonu 97/97 (miejsce piąte)…
…ale gdy jako dzieciak spędzasz całe dnie na przeglądaniu swoich kart koszykarskich, to nazwisko takie jak „Dontonio Wingfield” zapada ci w pamięć, zwłaszcza, że kojarzy się z eurodance’owym hitem, który rządził na listach przebojów w tym samym roku, w którym Seattle Supersonics wykorzystali 37. pick w drafcie na Wingfielda…
Dżizas. Trzeba to będzie wydrapać z uszu drucianą szczotką…
Niestety kariera Dontonio nie okazała się tak chwytliwa.
To był klasyczny przypadek gracza nie gotowego psychicznie na realia dorosłego życia, który jednak nie miał szansy dorosnąć i pozbierać się na parkiecie, bo jako 24-latek był już fizycznie niezdolny do profesjonalnego uprawiania sportu w wyniku wypadku drogowego w listopadzie 1998. Ba – po złamaniu pięciu kręgów i obydwu kostek w wyniku dachowania po próbie ominięcia sarny, cieszono się, że w ogóle może chodzić.
Przed wypadkiem, w trakcie przedłużającego się lokautu, Wingfield miał już wstępnie nagraną rozmowę o pracę z Washington Wizards, którzy szukali power forwardów po transferze Chrisa Webbera.
To miała być jego „druga” szansa, po niemal nieistniejącym sezonie debiutanckim 94/95 (81 minut w koszulce Sonics), zmarnowanej okazji na więcej minut po wyborze w expansion drafcie przez Toronto Raptors (nie wiem czy nie chciał grać w Kanadzie, czy to oni nie walczyli o niego, ale stronom nie udało się dojść do porozumienia w sprawie kontraktu) i trudnej sytuacji w Portland Trail Blazers, gdzie spędził dwa pełne sezony, ale upchnięty w rotacji za Rasheedem Wallace’em, Garym Trentem i Cliffem Robinsonem, walcząc o minuty z utalentowanym Jermaine’em O’Nealem.
Jego plany pokrzyżował jednak nie tylko wypadek.
Po latach przyznał, że w tamtym czasie z powodu stresu praktycznie nie sypiał, przytłoczony lękiem przed porażką oraz statusem niespełnionego talentu po gwiazdorskiej karierze w szkole średniej i udanym jednym roku na Uniwersytecie Cincinnati. Sfrustrowany, w czasie rozgrywek 96/97 odmówił wyjścia na parkiet w czasie śmieciowych minut.
Do tego dochodził temperament, który idealnie pasował do Jail Blazers.
Papę Kempa mógł zawstydzić spłodzeniem dziewięciorga dzieci, w tym trójki jeszcze w szkole średniej. Jako 19-latek spędził tydzień w więzieniu za bójkę z policjantem. Już po tym, jak Blazers zwolnili go po trzech meczach sezonu 97/98, latem 1998 roku poturbował dwóch policjantów, wezwanych aby przerwać jego kłótnię z dziewczyną, łamiąc palec jednego z nich. Za opór przy aresztowaniu i napaść został jesienią 1999 skazany na rok więzienia. Wyrok wysłuchał oparty o kule, bo wciąż nie odzyskał pełni sprawności po wypadku z listopada 1998.
Cztery miesiące w łóżku szpitalnym, dwanaście za kratkami i niezliczona ich ilość poświęcona rehabilitacji wreszcie naprostowały Wingfielda, który zaczął pracę jako trener młodych koszykarzy oraz pomagał przy różnych społecznych inicjatywach pomagających dzieciakom z jego rodzinnych stron uniknąć wejścia na ścieżkę przestępczą. Uczestnikom swoich obozów treningowych opowiada o sukcesach na szczeblu szkolnym (do dziś wiele osób uważa go za największy licealny talent w historii stanu Georgia) i pokazuje swoje karty koszykarskie, te same, które ja oglądałem prawie ćwierć wieku temu.
Bardzo słabo go pamiętam. Przewijało się gdzieś jego nazwisko w starych NBA Live, ale to tyle ze wspomnień. Byłem przekonany, że miał na imię Antonio. 😉 Tak czy owak, klawa historia. Kciuk w górę! 🙂
[…] wczesnej fazie kariery. Miał jednak więcej szczęścia niż Bobby Hurley czy Jay Williams (albo Dontonio Wingfield). Oraz anioła […]