Fun Fact: Monty Williams trafił do ligi w 1994 roku. Rok po śmierci Reggie’ego Lewisa i cztery lata po śmierci Hanka Gathersa. Tak jak u nich, u Monty’ego zdiagnozowano wadę serca. Przez dwa lata nie grał w koszykówkę i choć w końcu dostał zielone światło na powrót do składu Uniwersytetu Notre Dame, stając się jednym z czołowych zawodników akademickich, w drafcie spadł na 24. miejsce. Knicks, tak jak i właściciele poprzednich 23 picków, obawiali się inwestycji w gracza, który w powszechnej opinii ryzykował śmiercią przy każdym wyjściu na boisko, ale drużynie walczącej o mistrzostwo trudno było zrezygnować z szansy na pozyskanie zawodnika o takim potencjale. Zwłaszcza grającego na tej samej pozycji, co Charles Smith, który od czasu przejścia do Wielkiego Jabłka z sezonu na sezon niknął w oczach.
Knicks oczywiście przebadali gruntownie Monty’ego i uspokoili się na tyle, by zaoferować mu gwarantowane pieniądze (Williams był tak pewny, że będzie nie tylko zdrowy, ale i pokaże swój talent, że zamiast pięcioletniego kontraktu zażądał trzyletniego, by szybciej móc podpisać nową, bardziej lukratywną umowę… SPOILER ALERT! – Monty nie podpisał nigdy później lepszego kontraktu). Zupełnie spokojni Nowojorczycy jednak nie byli, dlatego na każdy mecz z udziałem Monty’ego zapewniali defibrylator.
Williams w Knicks ostatecznie nie wypalił i przed trade deadline 1996 roku opuścił przeniósł się do San Antonio razem z tym, którego miał być następcą – Charlesem Smithem. To był jednak jeden z najlepszych transferów w historii klubu, bo pozwolił – razem z innymi ruchami – stworzyć wystarczająco dużo wolnych funduszy, by latem ściągnąć Allana Houstona i Chrisa Childsa. Czyli tamten wybór w drafcie Nowojorczyków nie poszedł na marne, mimo iż największym osiągnięciem Williamsa w trykocie Knicks było zdjęcie w pierwszym w historii Skarbie Kibica Magic Basketball:
Tamten Magic Basketball ze zdjęciem Monty’ego był kultowy. Do dzisiaj nie wiem jednak dlaczego Williams do koszulki Knicksów założył spodenki Dallas.
PS.
Świetny blog.
Pozdrawiam
Ha ha! Faktycznie! Teraz to przegapiłem, ale w dzieciństwie też mi to nie dawało spokoju 🙂
Mam ten numer! Pamiętam ten krój czcionki! W kolejnych skarbach była już inna 🙂