Fun Fact: Zadanie na dziś – pomyślcie o swoim ulubionym koszykarzu NBA i spróbujcie wybrać trzy mecze, które byłyby najbardziej trafnym skrótem jego kariery. Niekoniecznie najlepsze mecze, ale takie, które waszym zdaniem uchwytują esencję danego zawodnika, jego stylu gry, osiągnięć i spuścizny.
Przykładowo, fani Jordana będą mieli łatwo/trudno bo on miał w zasadzie same klasyczne mecze. Gdyby jakiś koszykarski neofita powiedział mi, „słyszałem, że ten cały Michael Jordan był niezły w kosza, ale nigdy nie widziałem żadnego meczu z jego udziałem – mógłbyś coś polecić?”, to postawiłbym na pierwszy mecz finałów z Blazers, The Flu Game i ostatni mecz jego kariery w koszulce Bulls (w zależności od dyspozycji dnia, mógłbym zamienić The Flu Game na 63 playoffowe punkty rzucone Bostonowi).
Z kolei gdybym chciał komuś wytłumaczyć jaką rolę odegrał w historii NBA mój ulubiony gracz, Chris Webber, to moja krótka lista spotkań do obejrzenia zaczynałaby się od starcia Golden State Warriors i Phoenix Suns z 16 listopada 1993 roku. To czwarty mecz w karierze C-Webba, który był jego oficjalnym wejściem w poczet najbardziej ekscytujących młodych graczy ligi. To z niego pochodzi jego najsłynniejsza akcja, do znudzenia wmontowywana w przeróżne kompilacje widowiskowych zagrań z lat 90 – wsad nad Charlesem Barkleyem po przełożeniu piłki za plecami. To właśnie spotkanie doskonale pokazuje jego wyjątkowy, zwłaszcza jak na podkoszowca, flow, wszechstronność, łatwość z jaką wszystko mu przychodziło i tę iskrę bożą, od której miał zająć się lont pod rakietą o nazwie „Najlepszy power forward w historii NBA” (jak miało się później okazać, ta rakieta eksplodował niedługo po starcie…).
12-letni ja musiał się zakochać w Webberze, bo Webber grał w kosza właśnie tak, jak robiłby to 12-latek – starając się ponad wszystko, by być na boisku cool.
LOWE.
Jakie dwa inne mecze dobrałbym do webberowego pakietu startowego? Chyba 40/10/10 w barwach Bullets przeciw Warriors jako szczytowe osiągnięcie szczeniackiego etapu kariery Chrisa (w której miał więcej talentu niż rozumu) oraz 51/26 wykręcone już w Sacramento, w pojedynku z Pacers, jako przykład tego jakim dominatorem potrafił być i jak często szło to na marne bo C-Webb miewał poważne problemy ze stawianiem kropki nad „i” (Kings przegrali tamten mecz a Webber spudłował 23 rzuty, w tym wszystkie w dogrywce).
Co tak surowo z tą eksplodującą rakietą zaraz po starcie? 🙂 Jeżeli chodzi o C-Webba to też można by go dodać do grona grajów z kategorią „what if”. Ta kontuzja ACL bodaj z 2003 r. właściwie zastopowała jego prime.
Duncana nigdy by nie wyprzedził w żadnym rankingu, ale już KG… Kto wie. 😉
Najlepszego Webberowi! 🙂 Super grajek pod wieloma względami. Fajnie było go zobaczyć live w Kolonii w 2006.
Kocham, to wymagam 😉
#lubięto
Z tego samego draftu do ligi wszedł Penny… Mój ulubiony gracz więc Webber dla mnie był trochę w cieniu Hardawaya 🙂
Tak jak dla wszystkich do 1999 roku 😉
Grajek kapitalny, gdyby nie kontuzje to kto wie co moglby osiagnac, z drugiej strony ta „kropka nad i” to była faktycznie jego ułomnosc… Mam kandydatow na kolejne wpisy ( chyba, ze juz takowe byly): vincent askew, wayman tisdale, michael smith (Kings) i Lawrence Funderburke.
Dzięki za pomysły, Wayman niedawno był (https://mercymercyjeromekersey.wordpress.com/2018/01/15/wayman-tisdale/), Smith będzie miał wzmiankę niebawem, skanowałem też ostatnio kartę Toma Tolberta, więc też prędzej, niż później 😉 Reszta też w końcu będzie, stay tuned 😉
Dorzucilbym jeszcze Duane Causwella i gracza o wyjatkowej technice rzutu Marty Conlona – kolega byl fanem Miami, gdy Conlon zasilil Heat, bardzo dlugo „gratulowalismy wzmocnienia” 😉
Przypomnial mi sie jeszcze Tom Tolbert.