Tag Archives: rod strickland

Rod Strickland

Rod Strickland

Fun Fact: Tak naprawdę, to Rod Strickland wcale nie był graczem niedocenianym, przeoczonym w erze obfitej w klasowych point guardów, czy skrzywdzonym.

Wszyscy wiedzieli, że jest świetnym zawodnikiem – w końcu wybrano go kiedyś do All-NBA 2nd Team.

Po prostu nikt go nie lubił.

Na pierwszy trening w NBA spóźnił się już jako debiutant i to jeszcze w preseason. Z czasem ich opuszczanie stało się jego numerem popisowym. Z niektórymi trenerami wchodził w otwarte konflikty, pozostałych frustrował swoją chimerycznością. Przez dwa lata grał dla PJ’a Carlesimo i można się łatwo domyślić jaką katastrofą były ich relacje.

Aż dziwne, że Rod nie uprzedził Latrella Sprewella, który podczas treningu próbował udusić Carlesimo.

Pewnie tylko dlatego, że Rod na treningi nie chodził.

(Oczywiście, po incydencie z Latrellem był pierwszym, który stanął w jego obronie. Tryumfalnie obwieścił wtedy, w nawiązaniu do własnych spięć z Carlesimo, że „wszyscy myśleli, że to była tylko moja wina, ale widać, że chyba nie”).

Rod poza boiskiem pił, bił (w tym kobiety, a czasem łamiąc przy tym rękę) a raz nawet – rzekomo – obnażył się w hotelowym korytarzu (tę sprawę ostatecznie oddalono).

Reasumując: kto miał niby zagłosować na jego udział w Meczu Gwiazd (w którym nigdy nie zagrał i co do dziś służy za dowód na rzekomy brak szacunku wobec jego dorobku)? Kibice drużyn, które notorycznie zawodził? PJ Carlesimo i inni trenerzy?

No nie.

Choć powinni.

Mimo że można długo wyliczać błędy popełnione przez Stricklanda w swojej karierze, to wśród boiskowych, zdecydowanie największym pozostaje zagranie z ostatnich sekund siódmego meczu drugiej rundy playoffs w 1990 roku.

To był sezon, w którym pod wodzą Larry’ego Browna, napędzani historycznym sezonem debiutanckim Davida Robinsona, Spurs poprawili się o 35 zwycięstw względem poprzednich rozgrywek i byli rozstawieni z dwójką na Zachodzie. Starcie z Blazers w półfinale konferencji było bardzo zacięte. Przy stanie 2-2, Ostrogi przegrały mecz numer 5 po dwóch dogrywkach, a na 33 sekundy przed końcem doliczonego czasu gry w decydującym starciu, remisowały na wyjeździe 103:103.

I wtedy Rod Strickland zdecydował się podać bez patrzenia, nad głową, w miejsce, w którym nie było Seana Elliotta.

Następnie złapał szóste przewinienie, faulując biegnącego samotnie na kosz Clyde’a Drexlera od tyłu, co kwalifikowało się wówczas do miana przewinienia niesportowego, karanego rzutami i piłką z boku. Choć Spurs mieli jeszcze w tym meczu szansę na wyrównanie (na 5 sekund przed końcem przegrywali trzema punktami i mieli piłkę, ale stracili ją podczas próby rozpoczęcia gry z autu), błąd Stricklanda w dużej mierze przekreślił szanse na awans do finału konferencji i zmierzenie się z Phoenix Suns, którzy z pewnością nie byliby przeszkodą nie do pokonania w drodze do finałów.

Jak się miało okazać, ówczesny drugoroczniak nie dostanie już drugiej szansy na podobne sukcesy. Pozostałe 9 kampanii playoffowych, w których brały udział jego drużyny, zakończył na pierwszej rundzie. To akurat trudno zwalać na samego Stricklanda, ba, 11 występów w postseason w karierze oznacza, że drużyny z nim w składzie często były solidne. Można się jednak zastanawiać, czy jego podejście nie hamowało rozwoju jego zespołów, a bycie „gorącym kartoflem” nie pozbawiało go możliwości dłuższego zagrzania gdzieś miejsca i doczekania lepszych czasów. Gdyby został w Knicks albo, później, w Spurs, byłby najlepszym point guardem jaki w latach dziewięćdziesiątych grał w tych drużynach i być może brakującym elementem obydwu układanek.

Otagowane

Rod Strickland

Rod Strickland

Fun Fact: Zacząłem się przy obiedzie zastanawiać nad najlepszą piątką złożoną z zawodników najntisowych, którzy nigdy nie zagrali w Meczu Gwiazd NBA. A jeśli nie najlepszą, to nad taką, jaką chciałbym skompletować, gdyby ktoś postawił mi zadanie stworzenia od podstaw koherentnego składu.

Wiedziałem od razu jedno, point guardem będzie Rod Strickland. Między innymi dlatego:

Oczywiście mrużę oko na jego trudnych charakter, ceniąc jego zawadiackość, ale jednocześnie potępiając lenistwo i debilne decyzje, takie jak siadanie za kółko po pijaku (na początku lat dziesiątych pisało się o jego zwycięstwie w walce z nałogiem i od tego czasu nie słychać o żadnych aresztowaniach, a Rod pracuje dziś jako Program Manager w g-league’owej drużynie Ignite).

Mój drugi wybór to Drażen Petrović, który do All-Star Game nie załapał się w wyniku tragicznego zrządzenia losu (choć jest jednym z tych zawodników, którzy nie zostali powołani do Meczu Gwiazd pomimo miejsca w All-NBA Team w danym sezonie). Co prawda Chorwat i Rod Strickland nie zaczęli lat dziewięćdziesiątych w najlepszej komitywie, ale taki backcourt wart jest zakopania toporka wojennego…

Strickland będzie nękał Michaela Jordana w ataku, a w obronie to zadanie powierzyłbym Bobby’emu Phillsowi. Zapewne są bardziej ekscytujące opcje na pozycję small forward (zwłaszcza, że Bobby nominalnie był zawsze shooting guardem), ale każdy szanujący się zespół z korzeniami w latach dziewięćdziesiątych musi mieć jakiegoś „Jordan stoppera”. Jeśli wierzyć samemu Mike’owi – Phills był jednym z najlepszych. A jeśli radził sobie z Jego Powietrznością, to poradziłby sobie z każdym graczem obwodowym, dodając drużynie wymiar 3D (39% celności zza łuku w karierze).

Silny skrzydłowy to kolejna pozycja, która oferuje dwie drogi budowania składu. I choć kusiło mnie mocno, żeby postawić na gatunek endemiczny dla koszykówki lat 90. – podkoszowego wyrobnika – to po dość krótkim namyśle wybrałem LaPhonso Ellisa (namysł był krótki, bo pisząc ostatni post o Darnellu Mee obejrzałem sobie końcówkę piątego meczu Nuggets-Sonics z playoffów 1994 i Ellis wpadł mi w oko). Jest mi z tym całkiem dobrze, bo Fonzie to twardy podkoszowiec z dobrą ofensywą (w pewnym momencie włączył do repertuaru nawet rzut za trzy). Gdyby jego rozwój nie został zatrzymany przez kontuzje, nietrudno wyobrazić go sobie w Meczu Gwiazd (na pewno nie był gorszy niż Tyrone Hill).

No i jeszcze center. Znalazłem sobie czterech kandydatów. Jeden był superatletycznym obrońcą obręczy, który w późniejszych latach stał się jednym z najbardziej cenionych defensorów NBA, ale nigdy nie nabrał ofensywnej ogłady. Drugi był maszynką do zbiórek i punktów, ale brak sukcesów drużynowych każe poddawać w wątpliwość jego statystyki. Trzeci był świetnym strzelcem dystansu, ale obwodowe obowiązki odciągały go od podkoszowej walki. Czwarty jest jednym z najlepiej blokujących koszykarzy w historii, ale przez całą karierę pozostał niedoskonałym, jednowymiarowym graczem. Ostatecznie, tak jak w przypadku pozycji numer cztery, postawiłem na pierwszą osobę, która przyszła mi do głowy – gracza numer jeden. Dwójka była bardzo blisko detronizacji, ale na wyniku zaważyła post-najntisowa reputacja jedynki. Trójka nie pasowała do mojego planu podreperowania konta zbiórkowego i zniechęcenia rywali do wjazdów pod kosz. Czwórka z kolei koniec końców nie dawała mi niczego więcej niż jedynka, za to była obarczona większym ryzykiem ze względu na niekonwencjonalne warunki fizyczne (jeśli chcecie wiedzieć co u niej słychać dzisiaj, polecam tę przejmującą lekturę). Wybieram Marcusa Camby’ego (a żeby nie był jedynym członkiem tej piątki bez choćby luźnych związków z Rodem Stricklandem, to wspomnę, że obydwaj panowie w trakcie swoich karier byli więcej niż raz aresztowani – Cambyman dwukrotnie za marihuanę).

Jest jeszcze kilku zawodników, którzy byli blisko powołania, ale nie bawmy się już w drugą piątkę. Gdybyście jednak zapytali mnie o sixth mana, to postawiłbym chyba na Toniego Kukoca.

Ktoś chce wystawić swoją piątkę?

Otagowane , , , ,

Rod Strickland

Rod Strickland

Fun Fact: Rod Strickland to być może najlepszy koszykarz spośród tych, którzy nigdy nie zagrali w All-Star Game, a już na pewno najlepszy koszykarz spośród tych, którzy mieli zwyczaj ekstremalnego obżerania się hot-dogami oraz pizzą przed spotkaniami, a potem wymiotowania w trakcie meczu.

Otagowane

Rod Strickland

Rod Strickland

Fun Fact: Z Facebooka dowiedziałem się, że niektórym z Was brakuje na tym blogu karty ojca chrzestnego (w sensie dosłownym) Kyrie’ego Irvinga, czyli Roda Stricklanda. Świetnie się składa bo mi też.

Otagowane