Tag Archives: john „hot plate” williams

John Williams

John Hot Plate Williams

Fun Fact: To zabawne, bo powyższą kartę zeskanowałem – z zamiarem opowiedzenia historii Johna „Hot Plate” Williamsa – równo rok temu. Zabawne, bo to dowód mojego lenistwa, a historia Johna to właśnie historia lenistwa.

Tyle, że w moim przypadku lenistwo popłaciło, bo ktoś wreszcie opowiedział losy Hot Plate’a za mnie…

Za bardzo jednak fascynuje mnie ta postać, żebym nie uzupełnił powyższego materiału o kilka smakowitych kąsków (John doceniłby właśnie taki dobór słów)…

Jego przegrana w walce z otyłością boli tak bardzo, bo on naprawdę potrafił grać. Może porównania do Magica Johnsona były na wyrost, ale powtarzane były bardzo często nie bez przyczyny. W tamtych czasach mało było gości o jego rozmiarach i tak wszechstronnym zestawie umiejętności…

Można by go było nazwać Magikiem w wersji light, gdyby nie to, że był zdecydowanie wersją heavy. Oficjalne pomiary wagi nigdy nie oddawały sprawiedliwości skali jego obżarstwa. Basketball-Reference przypisuje mu śmieszne 106 kilogramów, ale powszechnie wiadomo, że jego trenerzy otwierali szampana, gdy schodził poniżej 120 kilo. W „najlepszych latach” przychodził do pracy ważąc 135 kilogramów, a zdarzało mu się nawet dobić do 150.

Nic dziwnego, że w pewnym momencie jego agent poprosił, by kontrakcie Williamsa znalazł się zapis, iż nie może być publicznie ważony.

Mark Jackson, kolega klubowy zarówno w Los Angeles Clippers, jak i Indiana Pacers (Larry Brown był wielkim fanem Hot Plate’a), nazwał go nawet „najbardziej utalentowanym graczem podkoszowym z jakim grał” (a grał m.in. z Patrickiem Ewingiem).

Jego pobyt w Los Angeles Clippers (zakończony drugim w karierze zawieszeniem za bycie zbyt grubym) zbiegł się z pobytem w gorszym koszykarsko zakątku Miasta Aniołów innego legendarnego pasibrzucha, Stanleya Robertsa. Ktoś (a konkretnie Sports Illustrated) kiedyś nawet przeliczył ich łączną wagę na liczbę piłek do kosza – okazało się, że ważą razem tyle co 430 Spaldingów.

Co dziś porabia 51-letni sportowy emeryt? Chyba nic ciekawego. Zakładam, że wrócił w rodzinne strony, czyli do Los Angeles, bo kilka dni temu jego nazwisko pojawiło się w artykule o tamtejszej szkółce koszykarskiej założonej przez byłego obrońcę Kings, Pooh Jetera. Hot Plate miał tam uczyć dzieciaki.

Miejmy nadzieję, że nie nawyków żywieniowych.

But seriously, historia Johna tak naprawdę nie jest śmieszna… ale nie jest też wyjątkowa.

Marnowanie potencjału i możliwości to w gruncie rzeczy trywialna sprawa, tyle, że nie każdy gra o taką stawkę jak sukces na jednej z najbardziej barwnych sportowych aren. Lenistwo, depresja i nałogi pokonały niejedną osobę i Williams nie jest tu wyjątkiem, choć wypada mu wypominać, że nie skorzystał z tych paru danych mu szans. Bullets chcieli nawet – zamiast karać – zapłacić mu 200 tysięcy dolarów za to, że schudnie, ale to też nie pomogło.

Czy wszystko mogłoby się potoczyć inaczej, gdyby nie kontuzja kolana, która skróciła potencjalnie przełomowy sezon 89/90 do 18 spotkań, a Hot Plate’a wysłała do Krainy Wiecznych Dokładek?

Pewnie osiągnąłby więcej, ale myślę, że pełni potencjału i tak by nie zrealizował. Mówimy o kolesiu, który z nadwagą pojawił się już na pierwszym obozie przygotowawczym w NBA.

Szkoda, bo mam ogromną słabość do point forwardów.

Choć jeszcze większą słabość mam do point forwardów z dużym tyłkiem.

Otagowane

John Williams

John Williams

Fun Fact: Ponieważ jak się niedawno okazało, część z Was odwiedza tego bloga w poszukiwaniu dowcipów o grubasach, dziś karta jednego z największych grubasów w historii – Johna „Hot Plate” Williamsa. Gdy pisałem o nim notkę będącą częścią tekstu „Mniej znane grubasy z NBA i okolic” byłem zdziwiony, że w źródłach, na które natrafiłem, jako jego wagę (przy wzroście 206 cm) podawano 107 kg. Wystarczy jednak spojrzeć na niego, żeby wiedzieć, że 107 kilogramów nawet w pobliżu Hot Plate’a nie leżało (a jeśli już, to bardzo krótko, bo pewnie natychmiast je zjadł*). Na szczęście ta karta jest w stosunku do kondycji Williamsa bezlitosna – na jej odwrocie jest bowiem napisanie, że ówczesny gracz Clippers waży 132,8 kg. I ta wersja już zdecydowanie lepiej koresponduje z tym co widzimy na zdjęciach Hot Plate’a. A korespondencja ta sprowadza się do słów „jesteś gruby”.

 

* To był mniej więcej 97 raz gdy użyłem tego rodzaju żartu o grubasach, ale przeglądając statystyki odwiedzin nie zauważyłem, żeby ktoś wchodził na MMJK szukając frazy „świeże żarty o grubasach”.

Otagowane

Mniej znane grubasy z NBA i okolic

Michael Sweetney

Żarty o tuszy Olivera Millera, Eddy’ego Curry, Shawna Kempa, Charlesa Barkleya, ŚP Tractora Traylora, ŚP Kevina Duckwortha, Jerome’a Jamesa, Glena Davisa czy Bryanta Reevesa słyszał każdy. Mogliście nawet słyszeć dowcip o Michaelu Sweetneyu (aktualne foto powyżej), który przed tym sezonem starał się o powrót do NBA w barwach Celitcs (heh – pamiętam, że gdy grał w Knicks, na forach internetowych byli tacy, którzy twierdzili, że gdy dostanie więcej minut będzie graczem 20/10), ale nie wiem czy z ludzi ważących powyżej 200 kilogramów wypada jeszcze żartować. Tak czy siak ten tekst nie zawiera dowcipów z brodą, bo traktuje o mniej znanych grubasach, których drogi w różny sposób krzyżowały się z drogami NBA.

Dexter Pittman. Ci, którzy wiedzą, że ktoś taki w ogóle gra w NBA (i to po siedem minut na mecz w barwach Miami Heat) mogą pomyśleć „eee tam, przesada z tym grubasem, ot 140 kilo konkretnego centra”.

I w sumie będą mieli rację, tyle, że Pittman jeszcze parę lat temu wyglądał tak (Pittman po prawej nawet mimo tego, że gość po lewej ma na koszulce napis „Pitt”):

Dexter Pittman

Zanim Dexter trafił na University of Texas ważył 180 kilo. Gdy pojawił na kampusie schudł już poniżej 170, ale i tak z powodu wagi nie był w stanie w pełni trenować. A jak trenował, to wyglądało to zapewne tak:

Ostatecznie dzięki bardzo ciężkiej pracy udało mu się schudnąć i znaleźć miejsce w NBA. Brawo. Na tym jednak koniec dobrych wiadomości.

Thomas Hamilton. Choć oficjalnie jego waga to 150 kilogramów, gdy jako Celt debiutował w NBA w sezonie 95/96 (miało to miejsce dopiero pod koniec sezonu, ponieważ wcześniej był albo kontuzjowany albo zawieszony albo akurat jadł) ważył sporo ponad 160. Nie wiem ile ważył gdy w 2002 roku próbował wywalczyć miejsce w składzie New Orleans Hornets.

Thomas Hamilton

Mimo swojej nadwagi w sezonie 99/00 udało mu się po 4 latach przerwy zahaczyć w NBA i nawet wystąpić siedem razy w pierwszej piątce Houston Rockets. Oczywiście szybko poddały się jego plecy i Hamilton już na parkiety NBA nie wrócił. Gdy jest się w hali NBA i wytęży się słuch podobno można usłyszeć oddech ulgi owych parkietów.

John Williams. Wiesz że masz problemy z wagą, gdy dzielisz ksywę z przenośną kuchenką.

John "Hot Plate" Williams

Co prawda oficjalnie John „Hot Plate” Williams (nie mylić z Johnem „Hot Rodem” Williamsem) ważył „tylko” 107 kilo ale przy jego wzroście (203 cm) i fakcie bycia zawodowym atletą wystarczyło to, aby być głównym obiektem żartów o grubasach w latach 80 tak naprawdę (przy wzroście nieco ponad dwóch metrów) zdarzało mu się ważyć do 133 kilogramów (które jednak nie przeszkodziły mu w udanej karierze, zwłaszcza w barwach Bullets w latach 86-91 i oczywiście nie przeszkodziły mu w byciu głównym obiektem żartów o grubasach w latach 80. i na początku lat 90.).

Stanley Roberts. Gdy Roberts grał w Rockets i ważył ponad 140 kilogramów, ówczesny kolega z zespołu, Charles Barkley, powiedział mu: „Wiesz Stanley, mógłbyś być świetnym graczem, gdybyś nauczył się dwóch słów: jestem najedzony.”

Stanley Roberts

Zastanawiałem się, czy Roberts to w tym towarzystwie nie jest zbyt wyświechtanym przykładem grubasa, ale za to cytaty z Charlesa Barkleya nie zestarzeją się nigdy.

DeAndre Thomas. Mam do wszystkich Czytelników wielką niczym sam Thomas prośbę. Nie czepiajcie się. Nie teraz. Bo, widzicie, DeAndre Thomas nigdy nie miał większych związków z NBA poza kilkoma dniami w 2010 roku spędzonymi jako zawodnik Fort Wayne Mad Ants. Jest to jednak okaz zbyt dorodny aby pominąć go na takiej liście.

DeAndre Thomas

Na dodatek jest to być może jedyny profesjonalny koszykarz, który został wywalony z drużyny w przerwie meczu. Ostatnio tułający się za koszykarskim chlebem po różnych dziwnych miejscach Thomas był zawodnikiem zespołu grającego w Premier Basketball League, Lawton-Fort Sill Cavalry. W przerwie jednego z meczów, ważący 145 kilo przy wzroście 203 cm skrzydłowy pokłócił się z trenerem, byłym graczem NBA, Michaelem Rayem Richardsonem a ten mając już dość leniwego i wyszczekanego DeAndre postanowił zwolnić go w trybie natychmiastowym.

Daniel Artest. Podobnie jak DeAndre Thomas, Daniel Artest, brat Metta World Peace’a, nigdy nie zagrał w NBA (ba – w zasadzie to nigdy nie grał w zorganizowaną koszykówkę poza epizodem w 3. lidze niemieckiej), ale był w 2007 na testach w Sacramento Kings, co wystarczy aby zaliczyć mu udokumentowany związek z ligą. Aby przyjąć go w poczet grubasów wystarczy zaś odnotować, że gdy był na owych treningach w Sacramento, to przy wzroście ledwo ponad 190 centymetrów ważył 135 kilo.

Daniel Artest

I jeszcze twierdził, że jest szybki i zamierza grać jako shooting guard, czym samym stworzył nowe standardy niedorzecznych wypowiedzi sportowców. A potem je zjadł (przepraszam, miało nie być dowcipów z brodą).

BONUS: Renardo Sidney i Joshua Smith. Obydwaj będą próbować niedługo swoich sił w drafcie (Sidney pewnie w 2012, Smith może dopiero w 2013) i obydwaj mają spore szanse na wybór więc na upartego można im flirt z NBA zaliczyć już teraz. O Sidneyu (127 kg) mówi się, że to Oliver Miller naszej generacji…

Renardo Sidney

A z kolei Smith (140 kilo) prezentuje się tak:

Joshua Smith

Ja zaczynam szykować dowcipy.

Otagowane , , , , , , , ,