Załączam życzenia skutecznego odpoczynku. Niech nam weekend długim będzie, co najmniej tak długim jak połączone wzrosty Dikembe, Yao i Patricka.
Załączam życzenia skutecznego odpoczynku. Niech nam weekend długim będzie, co najmniej tak długim jak połączone wzrosty Dikembe, Yao i Patricka.
Właśnie zacząłem czytać „Dream Team” Jacka McCalluma. Mam nadzieję, że będzie tam rozdział albo dwa na temat okoliczności tej fotografii.
Jeśli spotkasz kiedyś koszykarza NBA i poprosisz go autograf na karcie, to upewnij się, że tusz wyschnął zanim włożysz ją w ochronną folijkę.
Choć tak naprawdę to nie ma znaczenia. Karta miała być na pamiątkę do prywatnej kolekcji a nie na sprzedaż. Nierozmazanych podpisów Marcina Gortata na karcie jest na eBayu pełno.
Nie posiadam niestety karty Jareda Dudleya, bo jego też miałem wczoraj okazję zobaczyć na własne oczy, więc moja pierwsza w życiu przygoda łowcy autografów skończyła się dość szybko. W sumie to mogłem podstawić mu jakąś kartę Tima Duncana. Są moim zdaniem wystarczająco podobni…
Wkręciłem się wczoraj na mały „iwent” na podwórku przed warszawskim Kicks Store, na którym było darmowe piwo i darmowe hamburgery, a jako bonus – Gortat i Dudley. Miał też być Ralph Sampson (jego kartę miałem), ale z jakichś ralphowo-sampsonowych powodów nie przyjechał do Polski na gortatowe campy, mimo wcześniejszych hucznych zapowiedzi. Trudno. Dzięki temu Gortat był najwyższy na imprezie…
Tyle. Fotki może nie powalają, ale ja swoje najlepsze fotki z Gortatem już zrobiłem…
(Nie mówiąc już o zdjęciu z tego wpisu)
Skoro mamy już za sobą komentarz do najświeższej kadrowej bomby w NBA, to shoutout należy się butom LA Gear (marka w kontekście wspomnianej bomby, centrów i Houston trochę nomen omen).
Ten najdziwniejszy wynalazek w historii koszykarskich gadżetów prędzej czy później musiał zostać przypomniany na MMJK. Miejmy to, nomen omen, z głowy.