
Fun Fact: Victor Alexander to jeden z nieco zapomnianych pączusiów lat 90., którego uboga w ciekawe momenty kariera upłynęła w cieniu jeszcze szerszych niż on Stanleya Robertsa czy Olivera Millera.
Siedemnasty pick draftu (oczywiście poszedłby wyżej gdyby nie kręcono nosem na jego problemy z dbaniem o linię) już w swoim drugim meczu kariery miał 28 punktów, 16 zbiórek (choć ogólnie to nie słynął z przesadnie ostrej walki na deskach), 4 przechwyty i po jednym bloku oraz asyście. Sezon 1991/92 zakończył z 28 występami w pierwszej piątce i średnimi zdobyczami na poziomie 7 punktów i 4 zbiórek oraz anegdotą dotyczącą, a jakże, jedzenia.
Podobno przed jednym z wyjazdowych meczów z Utah Jazz, Victor zamówił do pokoju hamburgera, którego dostarczył… Don Nelson przebrany za boya hotelowego. Koszykarz przyznał potem, że był zaskoczony, ale bułę zjadł.
Morał z tego taki, że warto się dwa razy zastanowić, zanim się zamówi jedzenie w dostawie w Salt Lake City.
Choć trener Warriors najwyraźniej zaglądał swojemu środkowemu w talerz, to cenił go na tyle, że zwiększył jego rolę w kolejnych rozgrywkach. Przełożyło się to na najlepszy statystycznie sezon w – jak się miało okazać – krótkiej karierze (11/6 za całą kampanię, a 19/10 w ostatnich dziesięciu starciach). Zasłużył sobie na przydomek „Big Smoothie”, bo miał miękką kiść, dryg do rozciągania gry oraz dość płynnie – jak na swoje gabaryty – poruszał się po boisku. Kolejnego kroku naprzód już się jednak w jego wykonaniu nie doczekaliśmy. Pojedynek Warriors z Magic z 26 marca 1995 roku – który od dnia wyboru w drafcie dzieliły mniej niż 4 lata – był przez długi czas ostatnim meczem Alexandra w NBA (wrócił do niej na 15 meczów w sezonie 2001/02, po latach spędzonych w Ameryce Południowej i Europie).
Gdyby Victor lepiej o siebie dbał, to może wydłużyłby nie tylko swoją karierę, ale też karierę Harolda Minera.
W październiku 1995 roku, zaraz po tym jak pozyskali go w ramach transferu B.J.’a Armstronga, Raptors wysłali Alexandra do Cleveland Cavaliers właśnie za Baby Jordana. Kawalerzyści unieważnili jednak umowę po badaniach lekarskich borykającego się z kontuzją kostki centra. Kto wie? Może mniejsza tusza zmieniłaby rokowania lekarzy ze stanu Ohio?
206-centymetrowy Big Smoothie był swego czasu najniższym centrem pierwszej piątki w NBA, ale ważył nominalnie 120 kilo, co w „dobre dni” było wartością wyraźnie zaniżoną. Gdyby nie wątpliwości sztabu medycznego Cleveland, Harold Miner mógłby trafić do debiutującej w NBA drużyny z Toronto, w której zapewne miałby szansę na więcej minut, niż dane mu było ostatecznie rozegrać w barwach Cavs (136, rozbite na 19 meczów). Co prawda dwukrotny tryumfator konkursu wsadów rok później był na testach w Kanadzie, ale Raptors zwolnili go w trakcie preseason. Zniechęcony Miner zakończył wtedy karierę.
Victor Alexander w sezonie 1995/96 zagrał jeszcze mniej minut niż Harold – okrągłe zero.
Trafił do Nowego Jorku w ramach czystek budżetowych Knicks (za wygasający kontrakt Alexandra i Willie’ego Andersona oddali do Raptors Douga Christie i Herba Williamsa). Na progu Madison Square Garden znów czekał na niego Don Nelson, tym razem nie w roli boya hotelowego z burgerem, a skłóconego ze wszystkimi zawodnikami Knicks szkoleniowca, który miał stracić pracę nieco ponad dwa tygodnie później. Big Smoothie wytrzymał w Big Apple zaledwie kilka dni dłużej niż Nellie.
Ujęcie na tej karcie rzeczywiście mało korzystne. Widać tak ze 4 podbródki. 😉 A Nellie to faktycznie jajcarz jakich mało wśród trenerów.