Priest Lauderdale

Priest Lauderdale

Fun Fact: Priest urodził się w Chicago i nazwany został, przez mamę Vickie, na cześć dilera kokainy z filmu „Odlot”, co upamiętnił lata później tatuując sobie na ramieniu oryginalny tytuł („Super Fly”). Nie grał w kosza w szkole średniej i rozegrał tylko 13 meczów w Ohio Central State (wykręcając w tej ograniczonej próbce średnie na poziomie 20 punktów i 10 zbiórek) zanim stracił prawo do gry z powodu jakiejś biurokratycznej nieścisłości w jego statusie sportowca.

Braki w doświadczeniu i koszykarskiej ogładzie nadrabiał jednak pewnością siebie. Zamiast szukać nowej uczelni i kontynuować grę w strukturach NCAA, zatrudnił agenta, rozpoczął współpracę z najsłynniejszym wówczas trenerem, który dbał o formę Michaela Jordana, Timem Groverem i znalazł sobie pracę, w roli centra Peristeri Ateny. W sezonie 1995/96 zdobywał dla nich średnio 16 punktów i 11 zbiórek, wpadając w oko skautom z NBA, którzy w tamtym czasie co raz uważniej śledzili poczynania graczy lig europejskich.

Zresztą trudno go było przeoczyć – miał wzrost Victora Wembanyamy, ale w porywach ważył prawie 80 kilogramów więcej niż Francuz przed draftem (Lauderdale pracował nad sobą na tyle mocno, że udało mu się zejść z ponad 170 kilogramów do poniżej 150). Fanem 22-latka był podobno Jerry Krause, fantazjujący, że Priest będzie kolejnym potwierdzeniem jego talentu do wyszukiwania perełek (patrz: Scottie Pippen, Horace Grant, Toni Kukoc; nie patrz: Brad Sellers, Will Perdue, Stacey King). Menadżer Bulls, mających w drafcie 1996 pick numer 29, był podobno wściekły, gdy Lauderdale’a z 28-ką zgarnęli Atlanta Hawks, którzy dzień przed naborem wskoczyli na tę pozycję wysyłając trzy picki drugorundowe do Seattle.

W stolicy stanu Georgia czekał na naszego bohatera idealny mentor, jeden z niewielu, który miał wystarczającą rozpiętość skrzydeł, by wziąć pod nie Priesta – Dikembe Mutombo. Co prawda dawano mu 2-3 lata zanim stanie się pożytecznym członkiem rotacji, ale klub był pozytywnie zaskoczony po pierwszych miesiącach współpracy.

Lauderdale okazał się też całkiem łebski w kwestii finansów. Pierwsze wypłaty przeznaczył na zakup nieruchomości w rodzinnym Chicago, a w 1997 roku mówił, że planuje nabyć kolejne, a dodatkowo chce zostać właścicielem domu pogrzebowego oraz radiostacji. Jak wyjaśnił: „wszyscy potrzebują dachu nad głową, wszyscy umierają, a ja po prostu lubię muzykę”.

Niestety, choć zdawałoby się też, że wszyscy – przynajmniej w NBA lat 90. – potrzebują wielkoluda, popyt na usługi Priesta malał zaskakująco szybko.

Już po roku zrezygnowali z jego Hawks. Zagrał dla nich w 35 meczach, średnio pojawiał się na parkiecie na 5 minut i rzucał nieco ponad 3 punkty, notując także 1.2 zbiórki i 0.3 bloku (nigdy nie zebrał więcej niż 5 piłek i nigdy nie zablokował więcej niż 1 rzutu w meczu).

Nie lepiej było w Denver Nuggets – 39 meczów, 3.7 PPG, 2.6 RPG, 0.4 BPG.

Po dwóch latach, jedyną osobą, która wciąż chciała go u siebie był niepoprawny Jerry Krause, który przed sezonem polokautowym zaprosił go na obóz przygotowawczy. Ale nawet on w końcu dał sobie spokój, zwalniając Lauderdale’a po tygodniu. Pamiętajmy, że to byli Bulls w pierwszym roku przebudowy – jeśli nie łapałeś się do TEGO składu, to chyba faktycznie nie było dla Ciebie miejsca w NBA.

No i rzeczywiście – Priest już więcej w tej lidze nie zagrał, choć według Wikipedii przewinął się potem jeszcze przez 20 drużyn.

Nic dziwnego. Lauderdale miał dynamikę schnącej farby i poruszał się po parkiecie z gracją worka kartofli.

Zawsze były jednak przynajmniej 224 powody, żeby kolejny klub dał mu szansę.

Po drodze zaliczył jednak epizod, w którym jego wzrost wyjątkowo nie okazał się zaletą.

Filipińska drużyna FedEx Express musiała się wycofać z dogadanej umowy, gdy, po oficjalnym mierzeniu, okazało się, że obecność Lauderdale w składzie narusza przepis mówiący, że łączny wzrost zagranicznych zawodników w jednej drużynie PBA nie może przekroczyć 13 stóp i 6 cali wzrostu (Priest i niejaki Jermaine Walker mierzyli razem jeden cal więcej).

(Artykuł z Manila Standard, który linkuję powyżej zawiera też absolutnie niedorzeczny Fun Fact o Arcie Longu, który w latach 2000-2003 zagrał 63 mecze w Seattle Supersonics oraz epizody w Sacramento Kings, Philadelphia 76ers i Toronto Raptors. Podobno w czasach studenckich ten power forward… znokautowł konia jednym uderzeniem… Poszperałem i – faktycznie – Long pobił konia policyjnego imieniem Toby, będąc wtedy zresztą w towarzystwie pijanego Danny’ego Fortsona… Na szczęście koń Toby nie odniósł żadnych obrażeń. Art też. A szkoda.)

Lauderdale już na samym początku kariery mówił, że nie planuje grać dłużej niż 10 lat i tu też coś poszło nie tak, bo był aktywnym zawodnikiem dwa razy dłużej.

W międzyczasie przyjął bułgarskie obywatelstwo a parę lat temu zaczął trenować młodzież w Niemczech.

Przez te dwie dekady w branży na pewno nauczył się wystarczająco dużo, żeby mieć się czym dzielić z dzieciakami.

No ale wzrostu ich nie nauczy.

Postaw kawę
Otagowane

One thought on “Priest Lauderdale

  1. Juggernaut's awatar Juggernaut pisze:

    Oj, pamiętam jegomościa bardzo dobrze za dzieciaka. Największy gracz – wagowo twórcy dawali mu nawet więcej kg niż Oliverowi Millerowi – w grze NBA Live 97. 🙂

    W akcji widziałem go chyba tylko raz, i to stosunkowo niedawno na jednym z archiwalnych meczów na Youtube: Hawks vs. Lakers chyba z sezonu 1996/97. Faktycznie, Priest był monstrualny, ale kompletnie nic poza tym. Wyjątkowo powolny i zero czucia gry. Ale jak napisałeś, przez jakiś czas były 224 powody, żeby ktoś kolejny i tak dał mu szansę. Fakt jednak, że nawet w 90s nie udało mu się zagrzać w lidze miejsca mimo takich gabarytów mówi właściwie wszystko. 😉

Dodaj komentarz