Fun Fact: Właśnie sobie uświadomiłem, że przez te wszystkie lata blogowej aktywności nie znalazłem jeszcze pretekstu, by wrzucić jedną z ikonicznych dla lat dziewięćdziesiątych akcji – bardzo riksmitsowego game-winnera Rika Smitsa z czwartego meczu Finałów Wschodu z 1995 roku…
Trzeba przyznać, że tamta dekada była urodzajna w playoffowe zwycięskie rzuty z półdystansu autorstwa centrów…
A wracając do Rika, to warto wspomnieć, że wspomniany game-winner był wisienką na torcie jego bodaj najlepszego sezonu.
Po latach hejtu ze strony własnych kibiców i lokalnych dziennikarzy, w rozgrywkach 94/95 zerwał ostatecznie z łatką gracza niegodnego drugiego picku w drafcie (co do tego hejtu, to prezydent Pacers, Donnie Walsh, powiedział kiedyś: „Nigdy nie widziałem, żeby nad jakimś zawodnikiem znęcano się aż tak bardzo. Nigdy. Fani go niszczyli, prasa go niszczyła, kolejni trenerzy go niszczyli. […] To trwało jakieś cztery czy pięć lat, ale Rik się nie zrażał”).
17.9 PPG to wynik, który potem pobił tylko raz (następny sezon zakończył ze średnią 18.5 punktu), a 7.7 RPG pozostało jego rekordem kariery (inna sprawa, że jak na kogoś o wzroście 224 centymetrów, nie był to wynik powalający). Pomógł awansować Pacers do finałów konferencji, dając im przeciętnie ponad 20 punktów w każdym meczu tamtego postseason, w tym 22.6 PPG na skuteczności 60% FG w serii przeciwko Patrickowi Ewingowi i Knicks (Pat miał wówczas osiągi na poziomie 19.3 PPG i 49.5% FG).
Co prawda większe sukcesy drużynowe osiągał w erze Larry’ego Birda, i wtedy też – w 1998 roku – został pierwszy i ostatni raz powołany do All-Star Game, ale „Peak Rik” to połowa lat 90. Szkoda, że jego prime storpedowały kontuzje. W rozgrywkach 95/96 opuścił prawie 20 meczów, a w kolejnych – po operacji obydwu stóp – 30.
Rozegrał potem jeszcze trzy sezony i na obolałych stopach przeszedł na emeryturę, na której oddał się swoim dwóm wielkim pasjom: motoryzacji (zbiera zabytkowe auta i motocykle, na tych drugich nawet wyczynowo jeżdżąc) oraz kolekcjonowaniu wszystkiego co jest związane ze… Strusiem Pędziwiatrem.
Fun Fact #2: Dopiero teraz zauważyłem, że Rik nie grał przez całą karierę z numerem 45. Od debiutu w lidze do 1992 roku biegał z 24-ką, bo 45 widniało na koszulce Chucka Persona.
A tak poza tym wszystkim co zostało tu napisane to jest przede wszystkim bardzo fajna karta. Świetne ujęcie. 🙂
Btw, liczyłeś kiedyś ile masz kart w swojej kolekcji? Oby nigdy nie zabrakło pomysłów na wpisy! 🙂
Cofam pytanie. Właśnie zobaczyłem to zdjęcie: https://www.instagram.com/p/BDyQypDPDaW/?taken-by=mmjk_nba90s
Shiiiiit! 😀
Niestety trochę do tego doszło staroci… Straciłem rachubę szczerze mówiąc (może jak w końcu dokupię albumów i wszystkie luźne sety powkładam, to będzie łatwiej oszacować), ale ryzyko, że mi zabraknie kartoników do skanowania jest zerowe 😀 a nawet gdyby, to zawsze mogę jeszcze raz wrzucić Kevina Pritcharda 😉
Pritchard zawsze mile widziany! 😀 Oby tylko nigdy nie zabrakło kart Orlando Woolridge’a i X-Mana. 😉