Fun Fact: Greg Minor to ceniony za skoczność i sprawność swingman, który jako rookie rzucił dla Boston Celtics 31 punktów w sezonie 94/95, ale już pięć lat później przeszedł na emeryturę ze względu na kontuzję biodra, po której grożono mu nawet chodzeniem o lasce przez resztę życia. Wystąpił w Konkursie Wsadów z 1996 roku…
…choć prawdopodobnie większą uwagę zwróciła na niego okładka Sports Illustrated. Normalnie okładka SI to najwyższa nobilitacja dla sportowca, ale numer z 4 maja 1998 roku zdobiła smutna buzia syna Minora, Khalida i napis „Where’s Daddy”, a Greg był jedną z postaci obsmarowanych w środku numeru za bycie beznadziejnymi ojcami.
Innymi słowy, Greg Minor mimo skróconej kariery w NBA zrobił wystarczająco dużo, by wyrobić sobie lepsze lub gorsze imię, choć byli tacy, dla których i tak ciągle był „Haroldem Minerem„, a wśród nich był oczywiście Włodzimierz Szaranowicz:
W powyższym zestawieniu najlepszych buzzer beaterów rozgrywek 95/96 Minor zajął piąte miejsce, a pierwsze wśród nazwisk przekręconych w tym segmencie przez duet Szaranowicz&Łabędź. Drugie miejsce zajął „Tyrone” Brandon.
Moim zdaniem najlepszy i tak był mecz pomiędzy suns a wolves, gdzie Szarnowicz zamiast „I. Rider” mówił „I. Thomas”.
To już ten Miner z powyższego zestawienia ujdzie, bo przecież podobni wzrostem, funkcją i bytnością w lidze, ale pomylić Ridera z Thomasem?
Pamietam też jak podczas jednego meczu gwiazd Jordan podał do Shaqa a ten nie trafił, ale zebrał i dobił więc Szaranowicz mówi że asysta Jordana więc Łabędź mówi ze nie nie trafił wiec asysty nie bedzie, bo Shaq dobił a Szaranowicz ze Shaq bedzie miał własną asystę.
Dżizas, jak sobie pomyśle jaki on był marny…
I to on stworzył wstrętny termin „rzuty osobiste”
Pójdzie do piekła
🙂 No pójdzie do piekła już prawdopodobnie za samo sprawienie, że 40 milionów osób zaczęło nazywać Patricka Ewinga imieniem wielkiej małpy.
Rzuty osobiste niestety sam popularyzuję w swoich tekstach, lepsze to niż „smecze”, czyli ich próba spolszczenia wsadu…
Pamiętam też sytuację – chyba już o tym pisałem, ale to taki koronny przykład – jak w którymś meczu gwiazd, bodaj tym w Cleveland, Pippen narzucił alleyoopa Penny’emu, ale tamten nie ogarnął. Komentarz Włodka: „Chyba przeliczył możliwości Hilla, Hardaway”. Kilka meczów później Szaranowicz się żalił, że jest w listach atakowany przez widzów, że podobno nie odróżnia Hilla od Hardawaya (czy tam Pippena od Hardawaya, nie pamiętam którego przykładu użył) i że sobie wyprasza i nie przypomina 😉
Ogólnie Szaranowicz to był taki Janusz kibicowania zanim ten termin powstał- np to debilne powtarzane jak to Olajuwon zniszczył Robinsona w po, kiedy nie zniszczył. Wiadomo, że z tej serii Olajuwon ma swojego highlighta, który przeżyje ich obu, ale to nie jest tak, że ograniczył go do 2 punktów, 2 zbiorek i 36% z gry. Jakiś czas pózniej ktoś listownie zarzucił mu, że to bzdura to ten musiał na wizji wspomnieć o tym liście i ponownie, że Olajuwon Robinsona zdominował.
Polskie komentowanie miało tego pecha, że Szaranowicz miał wspomagająco Łabędzia, a Michałowicz Noculaka i dla wszystkich by było lepiej, gdyby wspomagający mówił. Zwłaszcza dobrze by się to sprawdziło u pary Michałowicz/Noculak- Noculak by opowiadał, bo to pasjonat i fachowiec, a Wojtuś by patrzył i rzucał „uuuuaaa” i opowiadał tę swoją historie jak to był u Tomjanovicha w domu.
Ps. Nie ma (i tu słowo, które zaczyna się na „k” a kończy na „urwa”) rzutów osobistych. Są rzuty wolne. Rozumiem, że przewinienie osobiste to rzuty osobiste. W takim razie po przewinieniu technicznym powinny być rzuty techniczne. Tomaszu, Sabo, nie idźcie tą drogą.
[…] po transferze do Los Angeles Clippers latem 1994 (wówczas razem z nim, za Marka Jacksona i Grega Minora, wymienieni zostali Malik Sealy i Eric Piatkowski). Gdy gorsze dziecko Miasta Aniołów awansowało […]