Fun Fact: Choć Horace Grant jest z reguły kojarzony z ciężką pracą, solidnością i innymi pożądanymi u koszykarza cechami (no i z goglami, nie zapominajmy o goglach), to często się zapomina, że Grant czasami bywał bucem. Jak wielkim bucem? Cóż – odszedł z Chicago w 1994 roku po brzydkim rozwodzie (podejrzewano nawet, że celowo opuszczał mniej ważne gry w sezonie regularnym tłumacząc się urazami i chorobami) bo stwierdził, że nie jest tam traktowany jak gwiazda i podpisał „gwiazdorski” kontrakt z Orlando Magic (choć i tak nadal był tylko „tym trzecim”). Bardziej znamienny jest jednak jego drugi epizod w Orlando w latach 2001-2002, kiedy to rzekomo był tak rażącym przykładem zmanierowanego weterana, który wszystko wie lepiej i sarkastycznie podchodzi do wszelkich reform, że ówczesny trener Magic, Doc Rivers prawie pobił Granta w drużynowym samolocie (niedługo potem Grant wyleciał ze składu). Co aż tak rozwścieczyło Riversa? Ponoć Horace w rozmowie z jednym z kolegów klubowych nabijał się brzydko z innego klubowego kolegi. Obstawiam, że śmiał się z brzucha Shawna Kempa.
[…] w którym Horacy wprost mówi, że jest brakującym elementem układanki Orlando, no i w ogóle był trochę bucem), ale moje zdziwienie jest niczym w porównaniu ze zdziwieniem, jakie przeżył Grant owego lata […]