Fun Fact: Z tą kartą kojarzy mi się moja ulubiona zabawa tego lata, kiedy w polskich kioskach pojawiły się paczuszki kart Collector’s Choice Upper Decka. Swoje karty tasowałem i rozkładałem na 4,8,16 itd kupek, tak aby w każdej było przynajmniej 5 kart. Te kupki były drużynami startującymi później w turnieju rozgrywanym systemem pucharowym. Każda drużyna miała 5 zawodników przyporządkowanych do pozycji 1-5 tak aby odpowiadały one jak najlepiej faktycznym pozycjom tych graczy na boisku. Mecze były rozstrzygane przez porównywanie umieszczonych z tyłu kart statystyk koszykarzy grających na odpowiadających sobie pozycjach – ten, który w danej rubryce miał przewagę, zdobywał punkt (można było grać systemem „best of five”, czyli tylko na punkty, zbiórki, asysty, przechwyty i bloki, albo „best of seven” dodając skuteczność z gry i wolnych). Po porównaniu graczy na wszystkich pięciu pozycjach znaliśmy zwycięzcę (remisy rozstrzygali, jeśli starczyło kart, rezerwowi, albo dowolna mała tabelka pomijająca kategorię, w której były takie same osiągi). Jedną z kupek-drużyn przed rozdaniem uznawałem za swoją i dzięki temu nie było to tylko ślęczenie nad cyferkami, ale emocjonująca walka mojej drużyny o mistrzostwo. Dehere nigdy w tej grze nie mógłby być uznany za MVP, bo statystyki miał liche (5,3 punktu średnio i łącznie 68 zbiórek, 78 asyst, 28 przechwytów i 3 bloki w 64 meczach sezonu 93/94). Teoretycznie jego wylosowanie oznaczało ostry łomot na pozycjach 1-2, ale i tak stał się on w jakiś dziwny sposób moim ulubionym graczem i cieszyłem się, gdy trafiał do składu mojej drużyny. Wierzyłem, że w końcu trafię nim na innego pierdołę albo kogoś, kto miał niskie zdobycze ze względu na kontuzje i wtedy urwie on jakieś punkty w ramach sztucznie stworzonej sportowej niespodzianki. Ciężko to wyjaśnić, ale coś w tej jego karcie, minie, pozycji, koszulce Clippersów, którą zawsze lubiłem, sprawiło, że przez długi czas ta karta była dla mnie symbolem tego jak powinna wyglądać karta koszykarska i chyba dlatego uparcie chciałem się nią bawić w te moje karciane play offy. Ba, o ile się nie mylę, system „best of seven” wymyśliłem tylko po to, żeby Dehere miał szansę zdobyć choć jeden punkcik za umiarkowanie przyzwoitą skuteczność wolnych (co było idiotyzmem bo choć czasem ugrał coś swoimi 75,3%, to chyba nigdy nikogo nie pokonał procentami z pola – 37,7). W prawdziwym świecie Dehere poprawiał swoje statystyki w kolejnych dwóch latach od wydania powyższej karty, ale potem było gorzej i już po 6 sezonach wylądował poza ligą. Dziś jest właścicielem restauracji i lokalnym politykiem w Jersey City. I największym niespełnionym talentem pewnej letniej ligi.
[…] Nieco więcej i bardziej osobiście pisałem o byłym combo guardzie Clippers, Kings i Grizzlies cztery lata temu. […]