Tag Archives: oliver miller

Oliver Miller

Oliver Miller

Fun Fact: Wiem, że zupełnie niedawno „The Really Big O” pojawił się na tym blogu, ale wiecie jak jest – kochanego ciałka nigdy za wiele.

Dziś Oliver J. Miller zabierze nas do baru nieopodal portu lotniczego Detroit.

Jest noc, 28 grudnia 1994 roku. Miller wchodzi do knajpy w towarzystwie kolegi. Właśnie przyleciał prywatnym samolotem Pistons z Nowego Jorku, gdzie jego zespół pojedynkował się z Knicks, a on w 32 minuty zaliczył 12 punktów, 7 zbiórek, 3 bloki i 2 przechwyty.

To był dopiero jego trzeci mecz po kontuzji prawej dłoni.

20 listopada, w starciu przeciwko Blazers, uderzył nią w obręcz i doznał pęknięcia jednej z kości. Zagrał jeszcze w kolejnych 8 meczach, ale ból stał się na tyle nieznośny, że do akcji wkroczył sztab medyczny i wsadził łapkę w gips.

Pięć dni przed wizytą w barze, Oliver dostał jednak zielone światło na powrót do gry.

Niestety już dwa dni później, znów był u klubowego lekarza, z tą samą dłonią i tym razem konieczna okazała się operacja, umieszczenie w ręce drutu i ponad miesiąc przerwy w grze.

Sprawy się komplikują, gdy próbujemy dojść jak doszło do ponownego złamania.

Otóż Oliver przyznał się, że we wspomnianym barze miał scysję z pijanym klientem, który trzykrotnie rzucił w stronę koszykarza rasistowskie obelgi i zamachnął się jako pierwszy. Oliver wyprowadził wtedy cios, żeby „wyjaśnić” sytuację i trafił. Ale zarzeka się, że uderzył gościa zdrową, lewą ręką, a nie prawą, którą trzeba było chwilę później operować.

To co się stało z tą prawą dłonią? Miller twierdzi, że potknął się w domu o kabel od telefonu i uszkodził ją ratując się przed upadkiem…

Gdybym pisał tu po angielsku, to skomentowałbym tę urzekającą historię takim oto wymyślonym na poczekaniu sucharem:

Who did Oliver Miller call after he tripped over a phone cord and broke his arm? I don’t know, but I call bullshit.

Trudno ocenić jak wiarygodnie brzmiała wtedy ta opowieść, ale w tamtych czasach na słowie Olivera mogła w zasadzie polegać tylko obsługa fast foodów. Sama za siebie mówi decyzja Detroit Pistons, którzy rok po zaoferowaniu Millerowi czteroletniego kontraktu wystawili go w expansion drafcie.

Ja sam nie wiem, czy mu wierzę.

A Wy?

A co do prawej dłoni Olivera, to doszła do siebie dość szybko, jeszcze w styczniu. W marcu zdobyła nawet zwycięskie punkty w meczu z Bostonem.

Otagowane

Oliver Miller

Oliver Miller

Fun Fact: Wyjątkowo odpuszczę sobie tym razem żarty z sylwetki Olivera Millera. W sumie to mogłem sobie je odpuścić już dawno, po tym, jak na początku lokautowego sezonu, z tuszy Millera śmiała się cała America West Arena.

Miejscowi Suns uznali, że z okazji wizyty byłego zawodnika – zaczynającego właśnie przygodę z Sacramento Kings – dobrym pomysłem będzie przebranie swojej maskotki za grubaska w koszulce Olivera. Wiele lat później, gracz wicemistrzowskiego składu Phoenix wciąż miał o to żal. Było mu przykro, bo kostium goryla przywdziewał jego kolega, a z trybun na wszystko patrzyły dzieci postawnego centra. Cóż – miejmy nadzieję, że ktoś go przeprosił, gdy w kolejnym sezonie wrócił do zespołu Słońc – choć trzeba przyznać, iż na początku 1999 roku był to najbardziej oczywisty żart na świecie. To w końcu było tuż po lokaucie, w trakcie którego pofolgował sobie niejeden koszykarski żarłoczek. Chyba najsłynniejsze zdjęcie „grubego Olivera Millera” zostało zrobione właśnie w rozciągniętej koszulce Królów.

Warto dodać, że latem tego samego roku udało mu się zrzucić ponad 20 kilogramów, co zaowocowało wspomnianym ponownym angażem przez Suns i całkiem udanymi dwoma miesiącami gry w koszykówkę: w listopadzie i grudniu 1999 roku, Miller notował w każdym meczu średnio 7.1 punktu, 5.6 zbiórek oraz 1.7 bloku. Niestety jego druga przygoda z Phoenix skończyła się tak samo jak poprzednia.

Suns nie przedłużyli kontraktu ze swoim obiecującym drugorocznym środkowym w 1994 roku, bo w drugiej połowie sezonu 1993/94, jego waga wymknęła się spod kontroli (choć pewnie nie pomogło też oskarżenie o gwałt). Sześć lat później Oliver znów nie potrafił utrzymać formy przez całe rozgrywki i po sezonie zakończonym porażką w drugiej rundzie z Lakers (późniejszymi mistrzami), wprost zapytał dziennikarzy: „Ilu z Was uważa, że wrócę w następnym sezonie?”. Ci, którzy nie podnieśli wtedy ręki, mieli rację.

Miller następny zawodowy mecz koszykówki zagrał w polskiej lidze, a do NBA wrócił na krótko w sezonie 2003/04. Te 48 spotkań w trykocie Minnesoty Timberwolves były zwieńczeniem jego kariery, która mogła być znacznie lepsza, gdyby – jak to powiedział kiedyś Charles Barkley (choć źródła nie mogą się zdecydować czy to było o Oliverze czy Stanleyu Robertsie) – nauczył się dwóch słów: jestem najedzony.

I choć fani jego talentu nie doczekali się – a co tam, skorzystajmy z symboliki kulinarnej – dania głównego, to zaserwował całkiem niezłą przystawkę jako debiutant, któremu udało się odcisnąć swoje piętno na zmierzającej do finału drużynie. I to zmierzającej wcale nie pewnym krokiem. Wiele osób już zapomniało, jak niewiele brakowało, by w playoffach 1993 Suns zostali pierwszym rozstawionym z jedynką zespołem, który przegrał z ósemką w pierwszej rundzie.

Mimo najlepszego bilansu w całej lidze, Phoenix przegrało pierwsze dwa spotkania na własnym parkiecie z Jeziorowcami, którzy załapali się do fazy pucharowej wygrywając tylko 39 meczów w sezonie zasadniczym. W obydwu starciach Suns wypuszczali prowadzenie z rąk w ostatnich minutach – pierwszy pojedynek Lakers zakończyli serią 9:0 i wygrali 107:103, a końcówkę drugiego wygrali 10:1 i całość 87:81. Dan Majerle, strzelecki wicelider drużyny, spudłował w tych dwóch meczach 19 z 27 rzutów. Charles Barkley, który był jedynym jasnym punktem w inauguracyjnym spotkaniu (34/15), w drugim trafił tylko 8 razy na 24 próby. Topowy rezerwowy Cedric Ceballos zaginął w akcji (6 punktów w Game 1, tylko 4 minuty i zero punktów w Game 2). Kevin Johnson opuścił pierwsze starcie z powodu kontuzji. Obyty w meczach o stawkę Danny Ainge, w otwierających serię pojedynkach na własnym boisku, miał skuteczność 5-20. Co prawda solidnie wypadł weteran, Tom Chambers – autor 18 punktów zarówno w jednym i drugim meczu – ale seria odmieniła się dopiero, gdy Paul Westphal oddał jego minuty Oliverowi Millerowi.

Big O zagrał w dwóch porażkach łącznie 14 minut, ale w kolejnych trzech pojedynkach przebywał na parkiecie, kolejno, 31, 29 i 35 minut. Jego walka na tablicach, obrona obręczy, podania i dorzucane punkty okazały się niezwykle cenne.

I tak niewiele brakowało, żeby Lakers zaliczyli sweepa: James Worthy miał czystą pozycję do rzutu z półdystansu na 49 sekund przed ostatnim gwizdkiem, przy wyniku 101:100 dla gości z Arizony, ale tym razem nie zasłużył na swój przydomek „Big Game James” i stanęło na 107:102 dla przyjezdnych.

Czwarty pojedynek Suns wygrali pewnie, ale w piątym – decydującym – znów mieli problem. W czwartej kwarcie stracili dwucyfrowe prowadzenie i przegrywali 91:95 na minutę przed końcem. Na szczęście po czterech meczach grania gruzu (31.8 FG%, 8.8 PPG) przebudził się Dan Majerle, którego rzut w 47 minucie i 47 sekundzie spotkania doprowadził dogrywki.

I wtedy właśnie Oliver Miller uratował sezon Phoenix Suns. W doliczonym czasie gry zdobył 9 punktów i 5 zbiórek, a jego zespół wygrał tę część 17:9. W całym meczu miał 17 punktów, 14 zbiórek i 7 bloków, a jego średnie z trzech ostatnich potyczek wynosiły 14.7 PPG, 10.0 RPG, 2.7 APG, 1.0 SPG i 3.7 BPG przy skuteczności z gry 69.2%.

To był jeden z tych nielicznych przypadków, gdy Miller pokazał, że potrafi być głodny także koszykarskiej chwały.

Szukałem też od dawna okazji, żeby przypomnieć drugą najsłynniejszą akcję z tamtego sezonu Suns (pierwszą był series-winner Chuckstera nad Admirałem z szóstego meczu drugiej rundy playoffs). Słynną bo przewijającą się przez przerywniki i czołówki, a rozpoczął ją świetnym podaniem właśnie Oliver Miller.

Dla równowagi wrzucam też być może najgorszy mecz koszykówki, jaki kiedykolwiek rozegrał nasz bohater – oto on, jego 15 cegieł w 17 próbach i pierwszy w historii rzut za 25 punktów w corocznej imprezie MTV Rock N’ Jock B-Ball Jam:

Oczu kąpiel.

Postaw kawę
Otagowane

Oliver Miller

Oliver Miller

Fun Fact: Oto jak – według jednego z artykułów Los Angeles Times – przebiegł wywiad z Charlesem Barkleyem po meczu Suns z Lakers, w którym ekipa z Phoenix odniosła zwycięstwo m.in. dzięki dobrej postawie pierwszoroczniaka Millera:

Dziennikarze: Co pomyślałeś, gdy pierwszy raz zobaczyłeś Olivera Millera?

Charles Barkley: On musi schudnąć.

D: Czy jego gra cię zaskoczyła?

CB: On musi schudnąć.

D: Jak na kogoś o takich rozmiarach, potrafi dokonywać niesamowitych rzeczy na parkiecie, prawda?

CB: On musi schudnąć! Jeśli zaczniecie wszyscy pisać jaki jest dobry, to nigdy nie schudnie! Jedyna rzecz, jaką macie napisać, to że musi schudnąć!

Oczywiście Miller siedział wtedy obok Barkleya, ale zupełnie nie wyłapał subtelnej aluzji. Szkoda.

Tak tak, to powyżej to zapis tego, jak Oliver Miller prowadzi kolegów z ligowego beniaminka do zwycięstwa nad Chicago „72-10” Bulls. W przerwach w jedzeniu, potrafił robić naprawdę fajne koszykarskie rzeczy i warto o tym pamiętać – o talencie Miller ORAZ o przerwach w jedzeniu (w końcu za moment starcie ze świątecznymi stołami).

Otagowane

Wpis #500 i okolicznościowe otwieranie boxów

boxy 500

Z okazji zbliżającego się wpisu numer 500 na MMJK postanowiłem nabyć boxy celem otworzenia ich w podniosłej atmosferze jubileuszu. 500 wpisów to dużo. To taki próg, za którym wita nas poczucie dobrze wypełnionego obowiązku. Wiem, że na tym blogu zbyt często zdarzają się przestoje w stałej dostawie nowych treści, wiem, że same treści bywają niezbyt wymagające, ale jednak niezależnie co i jak się robi, gdy zrobi się to 500 razy, można sobie pogratulować.

Okrągła numeracja wpisu zachęca do zrobienia czegoś inaczej niż zazwyczaj, dlatego postanowiłem przy tej okazji wrócić do nieco zapomnianej ostatnio sztuki otwierania boxów. Szelest foliowych opakowań walających się po pokoju, skurcze w dłoniach i mikro urazy (mnie np. boli teraz opuszek palca wskazującego lewej ręki od szczypania opakowań przed rozerwaniem), 20-kilkuletnia farba witająca się z pofabrycznym światem skrzekiem rozklejania kart…

Żeby było w miarę różnorodnie, do dwóch klasycznych boxów z lat 90 – 1994-95 Flair Series 1 oraz 1994-95 Skybox Premium Series 2 – dorzuciłem mój ulubiony współczesny box – 2012-13 Panini Momentum Basketball. Wszystkie otworzyłem, a proces ten udokumentowałem w symbolicznym fotostory… Zapraszam, są opisy (na mniejszych ekranach trzeba scrollnąć kawałek niżej, żeby je przeczytać) i w ogóle, a slajdy w Internecie wcale nie są bez sensu…

Tak jak wtedy, gdy wyjmowałem z boxa 2011-12 Panini Hoops jedyną na świecie kartę Melo, tak i teraz los się do mnie uśmiechnął kartą nie tyle rzadką (brak oficjalnego limitu), co po prostu cenną – debiutanckim autografem Anthony’ego Davisa!

Anthony Davis

Tak jak wtedy, tak i teraz uczczę to tym samym podsumowaniem sytuacji autorstwa Zoidberga:

Zoidberg forever

Uwaga – kolejne nawiązanie do kreskówek: z boxami jest tak jak z tą sceną w Family Guy, w której Peterowi ktoś oferuje do wyboru jacht lub tajemnicze pudełko. Głowa rodziny Griffinów wybiera oczywiście pudełko, bo „może być w nim wszystko, nawet jacht”. Kupiona karta nie cieszy aż tak bardzo, jak wyciągnięta z boxa. No i w tym przypadku byłaby droższa niż całe pudełko. Normalnie nie poruszałbym tematu ceny, ale tym razem warto o niej wspomnieć – zerknąłem na eBay i okazuje się, że można za nią przy bardzo dobrych wiatrach zgarnąć równowartość około 500 złotych… Łapiecie? 500 wpisów, 500 złotych… Świętowanie jubileuszu uważam tym samym za udane i bardzo ładnie korespondujące z motywem przewodnim.

Już wkrótce karty z nowych boxów trafią do skanera, a potem na łamy tego bloga. Wpis numer 1000 już niebawem – obiecuję kolejną „pińcetkę” jak najlepiej Wam urozmaicać (planuję nawet konkurs(y), jeśli w końcu uda mi się wymyślić chociaż pół sensownej zasady). Dziękuję, że byliście ze mną do tej pory i mam nadzieję, że nie przeniesiecie swoich czytelniczych talentów gdzieś indziej. Skoro lata 90 są jak wino (a są), to najbardziej wytrawne karty wciąż jeszcze nie zostały wyłożone na stół.

Otagowane , , , , , , , ,

Frank Johnson

Frank Johnson

Fun Fact: Frank był zmiennikiem Kevina Johnsona w ich pamiętnym sezonie 92/93, osobą, bez której awans do Finału nie byłby być może niemożliwy, ale na pewno trudniejszy i to nie tylko dlatego, iż zgodnie z jego ksywą, „Fourth Quarter Frank”, wielokrotnie pomagał przechylić szalę zwycięstwa na korzyść Suns w ostatnich kwartach ale też dlatego, że był podobno przyzwoitką Charlesa Barkleya i pilnował, żeby nie wpadał w zbyt poważne tarapaty. Był także jego osobistym fryzjerem. A najlepsza w tym wszystkim jest historia o tym jak Frank Johnson zdobył miejsce w wicemistrzowskim składzie Słońc pomimo iż został zwolniony tuż przed rozpoczęciem gier przedsezonowych w 1992 roku. Otóż zaraz po tym jak wysłano Franka do domu zwolniło się miejsce w rotacji guardów gdy KJ doznał kontuzji pachwiny na treningu pomagając wstać z parkietu Oliverowi Millerowi. Serio.

Morał z tego taki, że każdą historię ze świata NBA można zamienić w dowcip o tuszy Olivera Millera a czasem nawet w ogóle nie trzeba się starać.

Otagowane ,

Oliver Miller

Oliver Miller

Fun Fact: Oliver Miller nieomal zabił kiedyś Todda Fullera.

Chciał też zabić Shawna Kempa. Krzesłem.

Głodny Oliver Miller to zły Oliver Miller.

Otagowane