
Fun Fact: To drugi wpis o Jeffie Turnerze na tym blogu, choć w sumie ten pierwszy był bardziej o Stephenie Kingu, kradzieży tożsamości i wokaliście zespołu Creed.
Wypadałoby zatem oddać Turnerowi co turnerowskie: że był solidnym skrzydłowym bez iskry bożej, ale za to z niezłą półdychą i – w późniejszych latach – pewnym zagrożeniem zza łuku.
Do NBA trafił w 1984 roku, z siedemnastym pickiem. Po trzech sezonach w New Jersey przeniósł się na dwa lata do Włoch, a potem dostał ofertę z Orlando. Magicy myśleli o wyborze w drafcie Vlade Divaca i oglądali mecze Partizana Belgrad, gdy w oko wpadł im grający w drużynie przeciwnej Turner. Okazał się on na tyle kompetentny, że utrzymał się w składzie przez siedem lat. To właśnie Jeff był podstawowym power forwardem Magic w sezonie zakończonym pierwszym awansem do playoffów klubu z Florydy. W ostatnich 13 meczach, Jeff notował po 10 punktów i 6 zbiórek w każdym meczu (w tym 22/10 w starciu z Bucks), dokładając do tego po niecałej trójce. Niestety ten sezon zakończył się dla niego o cztery spotkania za wcześnie, zerwaniem ACL w lewym kolanie. Nie żeby to była tylko wina braku Turnera, ale osłabieni Magic nie mieli nic do powiedzenia w pierwszorundowym pojedynku z Pacers (ciekawostka: rok wcześniej sezon Orlando także zakończyła Indiana, która wygrała tie-break o wejście do playoffów pięcioma małymi punktami). Potem Magicy ściągnęli Horace’a Granta i Jeff wrócił do roli rezerwowego, choć i nią się nie nacieszył, bo z powodu kolejnych urazów jego kariera zakończyła się dwa lata i raptem 62 spotkania później.
Także tak.
Zmierzam do tego, że bez przesady z – udokumentowanym na ilustracji tego wpisu – umieszczaniem Jeffa Turnera w karcianych setach o nazwie „lista osób zasłużonych”.
Super wpis. Zupełnie przeoczyłem fakt, że w sezonie 93/94 Jeff wrócił do 1-szej piątki Magic zastępując Toma Tolberta. Chociaż wynikało to pewnie z tego, że w statystykach z tego sezonu z Magic Basketballa (1-szy, czy 2-gi numer?) nie było ilości meczy w 1-szej piątce. Swoją drogą ciekawy trend: Tolbert, Turner, Krystkowiak – czyżby GM z Milwaukee?