Fun Fact: Shackleford – rezerwowy w moim zespole koszykarzy o nazwiskach kojarzących się z filmowymi policjantami z kina akcji lat 80. – znany był z dwóch rzeczy: ze zbierania piłki i wpadania w kłopoty.
Z tym zbieraniem w NBA było jednak różnie.
Jako drugoroczniak w New Jersey Nets upolował kiedyś 26 piłek w jednym meczu (dodając 23 punkty), ale słabiutki team i tak nie był zainteresowany zatrzymaniem go w składzie po najlepszym – jak się miało okazać – sezonie w karierze Shacka (8.2 PPG, 6.8 RPG).
Charles wyjechał wówczas od Włoch, gdzie zdominował deski Serie A, przewodząc lidze ze średnią 16 zbiórek na mecz i prowadząc zespół Phonola Caserta do pierwszego w historii tytułu mistrzowskiego (różne źródła różnie określają jego wkład ofensywny – raz rzucał niecałe 20 punktów na mecz, raz ponad 30). W europejski hype uwierzyli zdesperowani włodarze 76ers, którzy nie mieli już konwencjonalnych pomysłów na wzmocnienie składu i zadowolenie Charlesa Barkleya.
Niestety po powrocie do kraju Shackleford zawiódł nie tylko wygórowane oczekiwania Chuckstera (Shack i Armon „Armen” Gilliam byli ulubionymi tematami narzekań Sir Charlesa przez cały sezon 91/92, po którym litościwie – dla wszystkich stron – został on wysłany do Phoenix). W odpowiednim kontekście jego 6/6 mogło uchodzić za solidne, ale 25-latek miał być podstawowym graczem, ostatnim kawałkiem układanki i upragnioną przez lata odpowiedzią na pozycji centra.
W zorganizowanej w lutym 1992 przez Sports Illustrated sondzie, trenerzy i generalni menadżerowie uznali go za drugiego najbardziej rozczarowującego nie-debiutanta w NBA (po Kevinie Duckworthcie). Zdemoralizowani Sixers nie awansowali do playoffs.
Znacznie lepiej szło Shackowi spełnianie oczekiwań dotyczących pozaboiskowych wpadek.
Zaczęło się jeszcze w college’u, gdzie oskarżono go o ustawianie meczów (nic mu nie udowodniono, ale przyznał się, że otrzymywał na lewo pieniądze).
Do historii przeszedł w czasie jednego z wywiadów, w którym chwaląc się swoją wszechstronnością powiedział:
„Lewa ręka, prawa ręka – to nieważne – jestem ziemnowodny”
„Left hand, right hand, it doesn’t matter. I’m amphibious” – brzmiała wypowiedź Shackleforda w oryginale, w którym słowo „oburęczny” to „ambidexterous”.
Już w NBA przyłapano go z marihuaną, w Europie – do której wrócił w 1993 roku, po zwolnieniu przez Philly, a także w 1995 roku, po półrocznym epizodzie w Minneapolis – kwestionowano jego sposób prowadzenia się. W 2006 roku – 7 lat po zakończeniu kariery zawodowej (ostatnim przystankiem były 32 mecze w koszulce Charlotte Hornets) – podczas rutynowej kontroli znaleziono w jego aucie marihuanę, kokainę i broń.
To właśnie za kółkiem wystąpił w mojej trzeciej ulubionej anegdocie na temat Shacka (druga to ziemnowodność, pierwszą opiszę za moment).
Bo, widzicie, Charles Shackleford skumał się w czasie gry w Philly z Jaysonem Williamsem. Można nawet znaleźć zdjęcia Shacka siedzącego na sali rozpraw nieopodal Williamsa, oskarżonego o nieumyślne zastrzelenie szofera. Zdecydowanie tak robią kumple.
Kumple pożyczają też sobie samochody, dlatego gdy 23 stycznia 2010 roku, w Myrtle Beach (Karolina Południowa), Charles wbił się w tylny błotnik jadącego przed nim Jeepa, kierował autem Jaysona Williamsa. I to właśnie za niego podał się, gdy na miejscu pojawiła się policja.
To było równo miesiąc przed tym, jak Jayson miał się dowiedzieć, że został skazany na pięć lat więzienia i tylko nieco ponad dwa tygodnie po tym, jak pijany Williams wjechał swoim Mercedesem w drzewo, za co parę miesięcy później dodano mu do wyroku jeden rok odsiadki (i 16 tysięcy kary za zniszczenie drzewa).
Podsumowując – Twój kumpel od lat przeżywa piekło, jest sądzony za zabójstwo i dopiero co został złapany po pijaku, a Ty pierwsze co robisz, gdy rozwalasz mu samochód, to udajesz, że jesteś nim, w teorii przyczyniając się do wydłużenia wyroku…
Co prawda Shack twierdzi, że wcale się nie przedstawiał i że funkcjonariusze w ogóle nie poprosili go o prawo jazdy (które zresztą miał zawieszone), spisując go na podstawie tablic rejestracyjnych, ale zarówno policjanci, jak i para jadąca Jeepem, słyszeli jak mówił, iż nazywa się Jayson Williams. Oczywiście to kłamstwo miało bardzo krótkie nogi – zwłaszcza, że bardzo dużo osób widziało Williamsa w czasie wypadku w Nowym Jorku – ale i tak w plebiscycie na Przyjaciela Roku 2010, Shackleford uplasował się dość nisko.
Pół roku później z kolei zajął ostatnie miejsce w konkursie na nie sprzedawanie lewych leków na receptę policjantowi pracującemu pod przykrywką.
Shack zmarł w 2017 roku, na serce. Wszyscy podkreślali, że to był równy chłopina, nieco nieśmiały z powodu zaburzeń mowy (jąkał się), który słabo radził sobie w wewnętrznymi problemami. Ogólnie miał bardzo łagodne usposobienie, ale lepiej było nie testować granic jego cierpliwości…
…i o tym właśnie jest moja ulubiona anegdota na temat Charlesa Shackleforda, którą cytuję za książką nikogo innego, jak Jaysona Williamsa, „Loose Balls: Easy Money, Hard Fouls, Cheap Laughs, and True Love in the NBA”:
Pewnego razu [podczas treningu Sixers – przyp. MMJK], (Shack) podał piłkę pod kosz do Armena Gilliama, ale Armen – jak zawsze – nie oddał jej. […] Shack coś powiedział, potem Armen coś powiedział, a Shack przeklął.
Bluzganie na Armena Gilliama to rzecz, której się po prostu nie robiło. Nie lubił tego. Brał to do siebie.
[…] Później, w szatni, Shack ze spuszczoną głową wiązał buty. Armen był jednak gotowy. Chciał się bić. Podszedł i powiedział: „Choć kolego, idziemy do kotłowni [i shit you not, do kotłowni – przyp. MMJK]. Zamkniemy za sobą drzwi i o własnych siłach wyjdzie tylko jeden z nas”.
Armen nie przeklinał i nie pił, ale potrafił przywalić ci cztery razy, zanim byś się zorientował, co się dzieje. Był twardzielem. Ale Charles Shackleford był z Karoliny Południowej, a to oznacza, że musiał mieć jakieś problemy.
Także chociaż nie miał ochoty walczyć, Shackleford nie miał wyboru. „Okej, nie ma problemu”, odpowiedział.
Armen poszedł do kotłowni, a parę minut później Shack poszedł za nim, niosąc ze sobą wielki, stary worek marynarski.
[…] Po minucie Armen Gilliam wyskoczył z kotłowni, prawie wyrywając drzwi z zawiasów i krzycząc, „on jest szalony, szalony!” W życiu nie widziałem, żeby Hammer biegł tak szybko.
Charles Shackleford wyszedł za nim z wielką maczetą, ogromnym nożem z otworami, takim, jakim ścinano trzcinę w Karolinie Południowej i którego on sam używał pracując na polu z ojcem. Miał ze 60 centymetrów długości. […] Shack spojrzał na nas i powiedział: „Te-te-te-te-ten chłopak, m-m-m-musi uważać z kim zadziera”.
[…] Armen już nigdy więcej go nie zaczepił.
Bójka w kotłowni z niebezpiecznym sprzętem, już chyba wiem skąd Mick Foley czerpał inspiracje dla gimmicku Mankinda,
Druga rzecz Shackleforda w „He Got Game” miał grać Kobe Bryant, zapytajcie Wojtka Michałowicza. 😉
[…] Fun Fact: Napisałem w swoim życiu wiele bzdur. Na tym blogu znajdziecie ich mnóstwo, bo wiele opowiadanych tutaj historii bazuje na plotkach, miejskich legendach i Jaysonie Williamsie. […]