Fun Fact: Zmarły w 2009 roku Tisdale był bardzo sympatycznym facetem, z wielkim uśmiechem, jeszcze większym sercem i porównywalnych rozmiarów wszechstronnym talentem. Ta wszechstronność utrudniła mu jednak spełnienie oczekiwań koszykarskich, które w połowie lat 80. były ogromne – po 3 wspaniałych latach w NCAA i złotym medalu na IO w Los Angeles, Wayman był drugim pickiem w Drafcie 1985, tylko za Patrickiem Ewingiem. Gwiazdą NBA nigdy jednak nie został (jego kariera w skrócie: przez 3.5 roku nie mógł wywalczyć sobie stałego miejsca w podstawowym składzie Pacers, zażądał transferu, 5.5 roku nabijał sobie staty w słabiutkich Kings, by w końcu podpisać kontrakt z mającymi wypalić się rok później Phoenix Suns, gdzie spędził 3 ostatnie lata w lidze), a jednym z powodów był fakt, że choć gra w koszykówkę przychodziła mu z łatwością, to on i tak wolał grać na basie. Solowych płyt wydał prawie tyle, ile sezonów rozegrał w NBA – 10 (wliczając kompilację największych przebojów) – zdobywając jako muzyk być może nawet większe uznanie, niż to, którego doczekał się jako zawodowy koszykarz. Jego czwarta płyta, „Face to face”, zawędrowała na pierwsze miejsce jazzowej listy Billboardu…
Oczywiście nie zmarnował zupełnie tych 12 lat w NBA, choć nie wiemy, jak wiele by osiągnął, gdyby basket był jego pierwszą miłością. To co jednak wiemy, powinno nam wystarczyć: Wayman Tisdale spełnił o dwa życiowe marzenia więcej niż większość z nas.
[…] ściągnął do siebie – praktycznie za darmo – Danny’ego Manninga i Waymana Tisdale’a – oraz w drafcie wybrał, jak się miało okazać bardzo przydatnego, Wesleya […]
To naprawdę ma być jazz? Bo dla mnie brzmi to raczej jak standardowe R&B.
Cytowana piosenka faktycznie raczej R&B, płyty nie słuchałem, ale też nie twierdzę, że to jazz – przekazałem tylko informację o pierwszym miejscu na jazzowej liście Billboardu.