Ugly Fact: Robert Parish został zapamiętany jako jeden z największych stoików NBA, zawsze opanowany poczciwiec budzący powszechny szacunek. Pod koniec kariery, jego była żona oskarżyła go jednak publicznie o wieloletnie używanie wobec niej przemocy. Kiedyś podobno zepchnął ją ze schodów, gdy była w ósmym miesiącu ciąży. Innym razem wysłał do szpitala po dotkliwym pobiciu w korytarzu hotelu z Los Angeles, na krótko przed pierwszym meczem Finałów 1987. Powtarzana była też historia o tym, jak wykopał ją – dosłownie – z samochodu, wyrzucając w ślad za nią synka Justina, bo krytykowała sposób w jaki prowadził auto. Plotki o tym, jak czasem kończyły się kłótnie między państwem Parish były wcześniej puszczane mimo uszu, bo wśród dziennikarzy żona Szefa uchodziła za osobę niezrównoważoną psychicznie (podobno potrafiła tak wściekać się na sędziów w trakcie spotkań, że konieczne były interwencje ochroniarzy). Kobieta nigdy nie zgłosiła sprawy do sądu, ale sam koszykarz nie wyparł się bycia damskim bokserem, wyrażając po latach żal za hotelowy incydent (nie natrafiłem na odniesienia do innych oskarżeń, których źródłem jest artykuł Sports Illustrated) i przyznając, że może być on powodem – razem z marihuanową wpadką z 1993 roku – problemów ze znalezieniem dziś pracy w NBA.
W tym kontekście poniższa anegdota Jeff Pearlmana (byłego dziennikarza SI i autora sportowych książek) jest bardziej straszna, niż śmieszna:
Lakers zatrudniali kiedyś PR-owca, który nazywał się Josh Rosenfeld. […] Po meczu w Boston Garden, schodząc z parkietu Kurt Rambis podał mu swój ręcznik, a kibice zdzierali gardła wykrzykując różne nieprzyjemne rzeczy, nazywając Kareema „Lew” i takie tam. Rosenfeld nie mógł już tego znieść, więc rzucił ręcznikiem w fanów Bostonu, trafiając prosto w twarz żony Roberta Parisha. Gracze Celtics strasznie się wkurzyli, niektórzy z nich dobijali się potem do drzwi szatni Lakers, wkurzył się także Pat Riley […] i zażądał, żeby Josh Rosenfeld przeprosił. Następnego dnia nie było meczu, PR-owiec poszedł więc na trening Celtics. Gdy zobaczył Roberta Parisha, poprosił go o chwilę rozmowy i siedząc na trybunach, ze łzami w oczach opowiadał o swoim szacunku i o tym jak bardzo jest mu przykro. Gdy skończył, Parish, The Chief, cichy gość, przez chwilę się nie odzywał, po czym odparł: „Nie ma problemu, całą wieczność czekałem aż ktoś sprawi, że ta kobieta się zamknie”.
[…] Larry’ego Robinsona jest z kolei Robert Parish, który użyczył swojego znacznie bogatszego dorobku (nie tylko) karcianego na potrzeby głównej […]