Fun Fact: Jeśli nie pamiętacie Dominique’a Wilkinsa grającego w Clippers – nic dziwnego. To coś, co i tak nie powinno się zdarzyć i szybko zostało zapomniane (tak jak epizody w Celtics, Spurs i Magic). Mimo wszystko te 25 spotkań w gorszej części Miasta Aniołów to był ostatni taniec dominującego Wilkinsa, mającego wtedy już 34 lata – rzucał wówczas po 29 punktów w meczu i ostatkiem sił kręcił highlighty, których jest zdecydowanie za mało, gdy weźmiemy pod uwagę, że tamten dziwaczny okres połączył jednego z najefektowniej punktujących graczy ligi z najefektowniej asystującym – Markiem Jacksonem…
Wciąż nie mogę sobie przypomnieć bardziej bezowocnej dla obydwu stron wymiany niż tamten transfer Wilkinsa za Danny’ego Manninga z trade deadline 1994. Obydwa teamy tak się bały, że swoich najlepszych zawodników szykujących się do wolnej agentury stracą za nic, że postanowili ich wymienić… za nic – kilka miesięcy po transakcji Wilkins uciekł z LA podpisując kontrakt z Celtami, a Manning wypiął się na Hawks (w których zresztą zawodził), dogadując się ze Słońcami.
Czasem też trudno mi znaleźć więcej niż dwa gorsze transfery ever niż pozyskanie Johna Drew i Freemana Williamsa za Wilkinsa, a właśnie to zrobili Utah Jazz przed sezonem 82/83, po tym jak wybrali przyszłego Hall-Of-Famera, 9-krotnego All-Stara i 7-krotnego członka składów All-NBA z numerem trzecim draftu (Drew i Williams byli solidni, a ‚Nique nie chciał grać w Salt Lake City, but still…).
A wracając jeszcze do niego i Manninga: