Sad Fact: Dokończyłem wreszcie wczoraj oglądanie drugiego sezonu „Narcos”, a że „Narcos” jest głównie o dwóch rzeczach – o narkotykach i o wąsach – zainspirowało mnie to do poruszenia jednego z tych tematów w kolejnym wpisie.
Jeden rzut oka na Lloyda Danielsa i już wiadomo, o którym z tematów będzie mowa.
„Swee’ Pea” – bo pod taką ksywą Daniels jest znany i pamiętany do dziś – to jeden ze zbyt wielu przypadków kariery zmarnowanej przez nałogi. Zanim skończył 22 lata, miał już za sobą życiorys, który bardziej niż do „Narcos” pasowałby do innego kultowego serialu – „The Wire”.
Był legendą nowojorskich ulicznych boisk. Lokalnym bogiem, określanym jako największy talent z Wielkiego Jabłka od czasów Kareema Abdul-Jabbara, oraz jako gość „podający jak Magic i rzucający jak Bird”. Zero presji. Już na szczeblu licealnym jego uzależnienie od narkotyków i alkoholu rzucało kłody na jego ścieżkę do koszykarskiej chwały – co chwila musiał zmieniać szkołę (uczęszczał do pięciu), a dostając stypendium sportowe od UNLV praktycznie był analfabetą (co był spowodowane także dysleksją). W reprezentacji uniwersytetu z Nevady nigdy jednak nie zagrał, bo wcześniej został złapany na kupowaniu cracku od pracującego pod przykrywką policjanta. To było w 1987 roku.
Żaden klub NBA nie chciał dać szansy będącemu poza wszelką kontrolą zawodnikowi, więc Daniels zaczął swoją tułaczkę po ligach półamatorskich i zagranicznych. Przez najbliższe 6 lat zagrał dla 6 drużyn z takich lig jak Continental Basketball Association, United States Basketball League, Global Basketball League (w niej zgarnął nawet tytuł MVP) i liga Nowej Zelandii. W tym czasie trzy razy był na odwyku, trzy razy został też postrzelony w klatkę piersiową, po tym gdy pewnej majowej nocy w 1989 roku ukradł młodocianemu dealerowi crack. Gdy wrócił do domu, pod jego drzwi podjechał samochód z dwoma „dżentelmenami”, którzy trzymając Danielsa na muszce zażądali albo kasy, albo narkotyków. Lloyd kasy nie miał, za to miał kiepski pomysł – próbował rozbroić faceta z bronią. Właśnie wtedy padły strzały.
John Valenti w swojej książce o Danielsie oraz innych legendach koszykówki ulicznej pisał, że gdy strzelec dowiedział się, że gościem, w którego wpakował trzy kule jest Swee’ Pea natychmiast przekazał pocztą pantoflową przeprosiny. Częściej niż o jego skrusze „na dzielni” mówiono jednak, że atakując idola całego Brooklynu podpisał na siebie wyrok śmierci.
Gdy Jerry Tarkanian, niedoszły trener Danielsa na UNLV – który wyrzucił go z zespołu, ale pozostawał w ciągłym kontakcie – został trenerem San Antonio Spurs przed sezonem 92/93, nadszedł czas aby 25-letni Swee’ Pea wreszcie spróbował swych sił w NBA. Do obaw o jego pozaboiskowe problemy, dochodziły obawy o jego boiskowe możliwości, niestety mniejsze po wyjęciu z jego ciała trzech kul, z odłamkami jednej z nich wciąż tkwiącymi w prawym ramieniu. Na odpowiedź Danielsa nie trzeba było długo czekać – po pierwszym tygodniu sezonu notował dla Spurs średnie na poziomie 17.3 PPG, 5.5 RPG i 4.0 APG, a highlightem był drugi profesjonalny mecz ever, zakończony z 26 punktami, 8 zbiórkami, 6 asystami, 3 przechwytami i 3 blokami. Swee’ Pea wreszcie był tam, gdzie należał od samego początku, nawet jeśli po latach uzależnienia i postrzeleniu grał na 50% dawnych możliwości.
Niestety po 20 meczach Tarkanian został zwolniony, a forma Danielsa zaczęła być nierówna. Po dwóch latach w San Antonio klub zwolnił go w październiku 1994, mając dość jego apatycznej postawy. Reputacja wciąż go wyprzedzała, przez co kluby bały się wiązać z nim długoterminowymi kontraktami, zrywając zazwyczaj umowy przy pierwszej okazji.
W sezonie 94/95 Swee’ Pea zagrał 5 meczów dla Sixers i wyleciał na samym początku rozgrywek za nieprzykładanie się do swoich obowiązków. Drugą szansę dali mu pod koniec lutego 1995 Lakers, gdzie po dwóch 10-dniowych kontraktach, Daniels przebił się nawet do pierwszej piątki (na 14 meczów z 25 rozegranych w Kaliforni). Kampania 96/97 to z kolei 5 meczów w Sacramento i 17 w New Jersey, a ostatni etap jego kariery w NBA to kontrakt z Toronto Raptors w styczniu 1998, którzy zwolnili go po 6 meczach, mimo iż w pierwszym występie w koszulce kanadyjskiego klubu Lloyd rzucił 21 punktów.
Legenda Swee’Pea pozostaje jednak żywa. Pisze się o nim nie tylko książki, ale też kręci filmy, jak ubiegłoroczny „The Legend Of Swee’ Pea”, którego producentem był Carmelo Anthony.
Na premierze filmu Daniels (który cztery dni temu obchodził 49 urodziny) – w ostatnich latach zajmujący się głównie uczeniem dzieciaków gry w kosza – zapowiadał, że wybiera się na kolejny odwyk do kliniki byłego trenera w Spurs i Sixers, Johna Lucasa. Jego walka z nałogami trwa, co mimo wszystko jest lepszą wiadomością, niż niektóre potencjalne scenariusze jej ostatecznego zakończenia.
O Panie! Duży kciuk w górę za ten wpis. Nie wiedziałem, że powstał film o Danielsie. Trzeba nadrobić zaległości. 🙂
Zarzuć linkiem jak znajdziesz, ciekaw jestem co o nim mówi John Lucas…
Właśnie się zorientowałem, że ciężko go znaleźć, wszędzie tylko trailer 😦 Jakby co, podeślę link.
[…] wskazali dwa klasyczne przypadki, odpowiednio, Lloyda Danielsa (legenda streetballa, którą już na tych łamach opisywałem – według Admirała nie odniósł sukcesu w NBA bo po prostu „działo się w jego […]