Fun Fact: Po tym jak został pierwszym w historii (i chyba jedynym jak do tej pory, choć niezbyt długo nad tym myślałem…) najlepszym strzelcem najlepszej drużyny w swojej konferencji, który został wytransferowany w połowie sezonu, Dominique Wilkins został wolnym agentem i latem 1994 roku mógł zrobić co chciał. Mimo iż skończył 34 lata, w poprzednim sezonie rzucał po 26 punktów w każdym meczu i zgłaszało się po niego wiele drużyn, w których mógł podjąć ostatnią próbę czynnej walki o pierwszy w karierze tytuł mistrzowski. Mógł dołączyć do Karla Malone’a i Johna Stocktona w Utah, Reggie’ego Millera, Rika Smitsa i Marka Jacksona w Indianie, Patricka Ewinga i reszty twardzieli w Nowym Jorku lub chociażby do regularnie playoffowej drużyny w Cleveland. Wszystkie te drużyny podobno wykazywały tamtego lata odwzajemniane zainteresowanie usługami Wilkinsa.
Tymczasem on wybrał Boston Celtics.
Bez Larry’ego Birda. Bez Kevina McHale’a. Bez Roberta Parisha. Bez Reggie’ego Lewisa. Celtowie rok wcześniej wygrali tylko 32 mecze, a ich pomysłem na budowę składu mogącego wraz z Wilkinsem walczyć o najwyższe cele było ściągnięcie Blue Edwardsa, Dereka Stronga, Davida Wesleya oraz Pervisa Ellisona i wybranie w drafcie Erica Montrossa. Jak się można było spodziewać, Celtowie mistrzami NBA w tym składzie nie zostali. Wygrali 35 meczów, ledwo wślizgnęli się do playoffów, gdzie z kwitkiem odprawili ich późniejsi finaliści, Orlando Magic, a Dominique Wilkins miewał tak kiepskie momenty, że trener Chris Ford, aż 13 razy wywalał go z pierwszej piątki – coś co legendarnemu dunkerowi we wcześniejszych 12 sezonach zdarzyło się łącznie 4 razy i to tylko z powodów zdrowotnych.
Wilkins – który nawet w wieku 35 lat i średnio odnajdując się taktyce nowej drużyny i tak był najlepszym strzelcem Celtics – po roku zerwał docelowo trzyletni kontrakt. Poszedł tym na rękę Bostonowi, który po roku nagle stwierdził, że jednak nie zamierza walczyć o mistrzostwo a rozpocząć przebudowę. Celtowie usilnie chcieli się Wilkinsa pozbyć, ale nikt nie był zainteresowany przejęciem jego wysokiego (jak na tamte czasy i wiek Nique’a) kontraktu (około 4 milionów dolarów za rok). Wystawili go nawet do expansion draftu, ale ani Raptors, ani Grizzlies też nie podziękowali za podstarzałego, drogiego gracza. Obrażony Wilkins postanowił więc uciec do Grecji. Potem wrócił tylko jako kierownik projektu „Tankin’ For Duncan” w sezonie 96/97 i na pożegnalne tournee u boku brata Geralda w rozgrywkach 98/99 jako zawodnik Magic.
Przez złą decyzję zawodową Wilkinsa zostaliśmy więc pozbawieni dwóch sezonów wciąż produktywnego Nique’a i dlatego tamten kontrakt z Celtics pozostaje do dziś jednym z najbardziej znienawidzonych przez mnie ruchów kadrowych w historii NBA.
Byś miał „20 children with multiple women” to tez byś brał najdłuższy kontrakt i nie patrzylbys kto inny figuruje w składzie
🙂
Ewentualnie uciekłbym z kraju.
Uciekł do Grecji
Teraz biegają tam pewnie dzieci i słyszą od matek, że ich ojciec mówił, że nazywa sie Wiatrak
Ale do pięćdziesiątki najlepszych graczy NBA w historii ogłoszonej w 1997 roku powinien był wejść, nieprawdaż?
Powiem tak: pasowałby tam
Pierwszy, który przychodzi do głowy, kiedy myslisz o tym, kogo na liście ewidentnie brakuje
Zaliczyłbym go kosztem Waltona
Ja bym wstawił go kosztem albo Dave’a Binga, albo Nate’a Thurmonda, albo Shaqa. Jasne, że Shaq ogólnie zasługuje, ale gdy wybierano pięćdziesiątkę był po jakichś 4 sezonach gry forkrajssejk!
[…] To coś, co i tak nie powinno się zdarzyć i szybko zostało zapomniane (tak jak epizody w Celtics, Spurs i Magic). Mimo wszystko te 25 spotkań w gorszej części Miasta Aniołów to był ostatni […]