Fun Fact: Bernard King to trochę taki Carmelo Anthony lat 80. (tylko z gorszymi kolanami) – nie chodzi tylko o to, że swego czasu był najlepszym strzelcem Knicks, ale o ogólny talent ofensywny połączony z tym, że choć dokonywał w tej dziedzinie wielkich rzeczy, to nigdy nie był zaliczany do grona największych gwiazd (o czym może świadczyć fakt, że rokrocznie jest pomijany w wyborze nowych członków Hall of Fame), chociażby z powodu braku imponujących osiągnięć drużynowych. Trzeba jednak powiedzieć, że mogło to wyglądać inaczej gdyby nie bardzo poważna kontuzja kolana u szczytu kariery, która pozbawiła go atletyzmu i miejsca w składzie Knicks. King odbudował się w barwach Bullets, ale szansa na stworzenie duetu z Patrickiem Ewingiem przepadła. Tak czy siak to na pewno jeden z najlepszych graczy jacy kiedykolwiek grali w Madison Square Garden, dlatego też pochwalę się jego autografem (choć skaner zabiera tej karcie dużo uroku):