Fun Fact: Nick Van Exel w playoffach wyrobił sobie renomę i także w playoffach ją stracił.
Powyższa karta trafiła do obiegu po sezonie 94/95, który był dla Van Exela przełomowy. Jako drugoroczniak, w pierwszej rundzie playoffów przyćmił, mającego już wówczas na koncie dwa występy w Meczu Gwiazd, Gary’ego Paytona. Młodziutcy Lakers rozbili Sonics 3-1 (w decydującym meczu Nick The Quick miał 34 punkty, 9 asyst i 6 zbiórek, trafiając 7 razy za trzy punkty), a potem zmusili najlepszą drużynę sezonu regularnego do rozegrania sześciu meczów. Do takiej długości serii Van Exel przyłożył się dość bezpośrednio, bo był autorem game-winnera w meczu numer 5, tym samym zyskując miano gracza stworzonego do wyrównanych końcówek…
Łatka z napisem „clutch” była jednak zawsze nieco mniejsza od tej, na której widniał rysunek czerwonej flagi. Od czasu studiów w zadziorności Van Exela widziano potencjalne problemy wychowawcze. Głównie dlatego był dopiero dziesiątym pickiem w drugiej rundzie naboru do NBA. Jego niewyparzona buźka, odpały takie, jak popchnięcie sędziego (było to niemal równo rok po Playoffs 1995 i skończyło się zawieszeniem na 7 spotkań), a także konflikt z Delem Harrisem cementowały złą reputację.
To właśnie w trakcie playoffów, tych w 1997 roku, w czasie (przegranego) spotkania z Utah Jazz, ostentacyjnie zignorował chcącego zamienić z nim słowo coacha Jeziorowców, a potem opowiadał, że nie jest w stanie z Harrisem współpracować.
W 1998 roku, Lakers znów odpadli z post season po starciu z Utah Jazz i to bardzo boleśnie – po 0:4 w finałach konferencji. Wtedy to Van Exel zaprezentował wyjątkowo nietrafione poczucie humoru, które przypieczętowało jego karierę w Mieście Aniołów.
Po jednym z treningów – team z Los Angeles przegrywał wtedy już 0:2 – próbujący się zmotywować do odwrócenia losów serii zawodnicy zebrali się w kółku na środku boiska. Złączyli razem ręce i gdy zaczęli skandować „LAKERS! LAKERS! LAKERS!”, Nick dla żartu wykrzykiwał „CANCUN! CANCUN! CANCUN!”, czyli nazwę luksusowego kurortu, do którego wybierał się po sezonie – dla wielu osób jednoznaczny sygnał, że bardziej marzą mu się wakacje, niż gra w Finałach NBA. Wśród tych osób był Shaquille O’Neal (swoją drogą też nie słynący z najbardziej wyszukanego dowcipu), który całe zajście zreferował Jerry’emu Westowi, domagając się zdecydowanej reakcji. West się wściekł i równo miesiąc po ostatnim meczu półfinałów, świeżo upieczonego All-Stara opchnął do Denver praktycznie za darmo (Tony „Nie zagrałem w LA ani jednego meczu, bo wymieniono mnie na Travisa Knighta” Battie i Tyronn „Próg zwalniający” Lue).
Po przyjściu Phila Jacksona, Jeziorowcy zgarnęli trzy kolejne tytuły mistrzowskie, więc nie wypada ich sądzić, ale transfer Van Exela jest jednym z najgorszych w historii klubu, podobnie zresztą jak wymiana kolejnego młodego All-Stara z 1998 roku (Lakers mieli wtedy aż czterech reprezentantów w drużynie Zachodu) – Eddie’ego Jonesa. EJ’a oddano w trakcie polokautowych rozgrywek do Hornets (z Eldenem Campbellem) za starzejącego się Glena Rice’a, starego B.J.’a Armstronga i średniego niezależnie od wieku J.R.’a Reida.
W 1995 roku, zarówno Van Exel, jak i Jones wciąż jednak byli przyszłością Showtime’u, a tego pierwszego uważano nawet za siódmego najlepszego strzelca w całej lidze… przynajmniej według rewersu dzisiejszej karty:
To był ten moment, kiedy wskakiwanie na „bandwagon” Lakers było cool.