Lance Blanks

Lance Blanks

Fun Fact: Efektem niezwykłej popularności Michaela Jordana było wyszukiwanie wśród młodych koszykarzy jego następców, a samo stwierdzenie, że ktoś jest „Baby Jordanem” albo „Następnym Jordanem”, rozpalało zainteresowanie danym zawodnikiem, często kładąc na jego barki niesprawiedliwie duży ciężar oczekiwań do dźwignięcia.

Poza porównaniami bezpośrednimi, było też używanie nazwiska Michaela jako znaku jakości. Prawie w każdym sporcie – wliczając w to nawet wyczynowe jedzenie hot dogów – prędzej czy później, ktoś nazwał kogoś „Michaelem Jordanem [wstaw dyscyplinę]”.

Koszykarskich Jordanów można doliczyć się jeszcze więcej, gdy weźmiemy pod uwagę wszystkie wersje lokalne – swojego Mike’a miały stany, hrabstwa, miasta, wioski czy pojedyncze boiska, a o większości z nich nikt, nigdy nie usłyszał.

Jedną z takich postaci był „Michael Jordan hrabstwa Montgomery”, zmarły niedawno Lance Blanks.

Jeśli wierzyć ziomkom Blanksa, to jako gwiazda liceum McCullougha, na przełomie lat 80. i 90. sprawił, że teksańskie, tradycyjnie zakochane w futbolu hrabstwo, zainteresowało się koszykówką. Swój lokalny kultowy status ugruntował, gdy po dwóch latach na Uniwersytecie Virginii – gdzie nie grał prawie w ogóle – przeniósł się do rodzinnego stanu i w barwach Texas Longhorns rzucał po 20 punktów na mecz, tworząc z Travisem Maysem i Joeyem Wrightem trio zwane „BMW Scoring Machine” oraz prowadząc swój zespół do Elite Eight w 1990 roku (najlepszy wynik Teksańczyków od 1947 roku).

Był znany przede wszystkim z ogromnej pewności siebie i braku pokory. Wkurzał rywali ciągłym gadaniem na boisku i przesadzonymi boiskowymi celebracjami, które przez wielu były uważane za niesportowe zachowanie. Za niesportowe zachowanie już przez wszystkich bez wyjątku uznane było oplucie zawodnika Texas Tech, w trakcie wielkiej przepychanki w derbach teksańskich kampusów.

Sportową złość czasem jednak potrafił przekuć w coś niesamowitego: w jednym z wcześniejszych meczów ze znienawidzoną lokalną politechniką, sfrustrowany rasistowskimi okrzykami z trybun w Lubbock, Blanks zadunkował piłkę tak mocno, że zniszczył całą konstrukcję kosza, a potem tryumfalnie wycelował palec w kierunku debili na widowni.

Choć zaliczał imponująco dużo przechwytów i łowił punkty na potęgę, skauci NBA nie cenili zbytnio jego selekcji rzutowej. Wyżej notowany przed Draftem 1990 był jego kolega, Travis Mays – wybrany ostatecznie z pickiem numer 14 – ale na Blanksa, z numerem 26, zdecydowali się postawić Detroit Pistons.

W teorii miało to sens. Koszykarz o opinii złego chłopca (wyrażał zresztą głośno swoje uwielbienie m.in. dla stylu gry Billa Laimbeera), trafia do Złych Chłopców. Combo-guard trafia do trenera, który lubi wypełniać obwód obrońcami umiejącymi rzucać, bronić i rozgrywać.

Niestety, jak można było się domyślić, debiutant w drużynie mistrzów NBA, z trzema bardziej doświadczonymi graczami na swojej pozycji (Joe Dumars, Vinnie Johnson, John Long), nie mógł liczyć na wiele. Dodatkowo miał zerowy margines błędu, a do nauki wiele: jego rzut wymagał dopracowania, Chuck Daly chciał zrobić z niego point guarda, a jego koledzy nie najlepiej reagowali na oznaki słabości.

Dynastia Pistons w jego debiutanckim sezonie zaczęła się sypać. Isiah Thomas stracił prawie pół sezonu z powodu kontuzji, a Joe Dumars grał w drugiej jego połowie z urazem palucha w lewej stopie, co zwiększało presję na wszystkich graczach obwodowych. Atmosfera była tak nerwowa, że po jednym z gorszych występów Lance’a w lutym 1990 (wyszedł na parkiet w końcówce pierwszej kwarty, w sześć minut zaliczył dwie straty i dwa faule, po czym został przygwożdżony do ławki), w Detroit Free Press pojawił się tekst oznajmiający, że to w zasadzie koniec jego kariery. Choć Charlie Vincent, autor tamtego artykułu, zdecydowanie powinien wyluzować – w końcu pisał o dzieciaku w połowie swojego pierwszego sezonu w lidze – to nie był też zupełnie w błędzie. Łącznie, Blanks przez dwa sezony w Tłokach rzucił 128 punktów, występując w co drugim spotkaniu po średnio pięć minut i nigdy nie zdobywając zaufania Daly’ego.

Wydawało się, że jedynym, który nie postawił na nim krzyżyka był generalny menadżer Pistons, Jack McCloskey. Gdy w 1992 roku zaczął pracę w Minneapolis, swój pierwszy offseason zwieńczył ściągając Lance’a do Leśnych Wilków. W nowym, znacznie słabszym zespole, Blanks także miał problem z produkcją godną gracza NBA. Rozegrał 61 meczów, średnio pojawiając się na parkiecie po 10 minut i rzucając po 2.6 punktów w każdym. Zwolniony w lipcu 1993, karierę zawodnika kontynuował w Niemczech, Węgrzech i Cyprze.

Ostatecznie Jordanowi hrabstwa Montgomery najbliżej do Michaela Jordana było podczas meczu charytatywnego latem 1991 roku. Właściwie, to było wręcz za blisko: przypadkowo uderzył go łokciem w twarz, fundując Jego Powietrzności dwanaście szwów nad lewym okiem (co ciekawe, było to dopiero drugie najbardziej bolesne przeżycie jakie Lance zgotował Mike’owi, z którym prywatnie się kumplował odkąd poznali się przez wspólnych znajomych w połowie lat 80. – Blanks był jednym z Tłoków, którzy nie uścisnęli dłoni graczom Bulls po przegranym półfinale w 1991 roku, czego oczywiście Jordan mu nie zapomniał).

Drugim wydarzeniem, które upodobniło go do MJ’a była scysja z Johnem Starksem w marcu 1993 roku. Lance tłumaczył potem, że popchnął obrońcę Nowojorczyków, bo został uderzony w klatkę piersiową, z kolei Starks powiedział, że on popchnął Blanksa, bo „przyłożył zęby do mojej twarzy, jakby ominął go obiad i chciał zjeść mój nos”. Obaj gracze wylecieli z boiska i był to już ostatni, jeśli nie jedyny, fajerwerk w karierze koszykarskiej Blanksa w lidze NBA, do której wrócił jednak w innej roli.

Na początku XXI wieku był skautem Spurs, a kolejne awanse obejmowały m.in. pozycję asystenta generalnego menadżera Cavs oraz już samodzielne GM’owanie w Phoenix Suns (w latach 2010-2013). Ostatnio był komentatorem meczów Texas Longhorns.

Odebrał sobie życie 3 maja, w wieku 56 lat. Jeśli ktoś chce dowiedzieć się więcej o tym, jakim był człowiekiem, powinien przeczytać wspomnienie opublikowane przez ESPN, którego autorką jest córka Lance’a, Riley.

Otagowane

7 thoughts on “Lance Blanks

  1. Zibee23 pisze:

    Fajnie, że wróciłeś i to od razu z dwoma wpisami. Tak trzymaj.

  2. Juggernaut pisze:

    Trochę nadrabiam zaległości z komentarzami, bo niestety z braku czasu jakoś nie było okazji.

    Fajny wpis, zupełnie nie kojarzyłem tego nazwiska. A w końcu historie z tamtymi Pistons zawsze mile widziane. 😉 Szkoda, że bez happy endu.

    • kostrzu pisze:

      Już wkrótce dużo więcej historii z tamtymi Pistons, stay tuned!

      • Juggernaut pisze:

        No to nie mogę się doczekać! 🥰

        Z takich czasów chwilę przed Bad Boys świetna jest postać Kelly’ego Tripucki. Nasz gość, polskie korzenie itd. Mnóstwo fajnych ciekawostek z nim związanych – skłoniło mnie to nawet swego czasu do nabycia jego karty z auto w limicie 5 sztuk za dość niską cenę. 😉

        No ale cierpliwie poczekam na kolejne wpisy z Motown w tle. 😎👍

  3. […] podkoszowca, kumpla jeszcze z czasów gry w Atlancie, Tree Rollinsa, oraz debiutantów – Lance’a Blanksa i Marka Hughesa (który, jak się miało okazać, nie doczekał się ani jednej minuty […]

  4. […] ale mogli powalczyć o minuty w młodej, nie walczącej o nic drużynie (oprócz McCanna, byli to Lance Blanks i Brad […]

Dodaj komentarz