Joe Kleine

Joe Kleine

Fun Fact: Jakie są najboleśniejsze przykłady straconych sezonów w latach 90? Większość przypada na dwuletnią przerwę w dominacji Bulls, bo wtedy najwięcej ekip „poczuło krew”. Knicks w 1994 i 1995. Magic w 1995. Suns i Sonics w 1994. Poza tamtym okienkiem: Celtics w 1990 (wyeliminowani przez coraz bardziej zawodne ciała Wielkiej Trójki), Knicks w 1993 (wyeliminowani przez Charlesa Smitha), Heat w 1998 i 1999 (wyeliminowani przez Knicks w pierwszej rundzie, jako – kolejno – druga i pierwsza drużyna konferencji).

Jestem jednak skłonny przyznać miano najboleśniejszego rozczarowania Phoenix Suns w 1995 roku.

Zaczęło się od wyjątkowego offseason – klub, który miał na widelcu późniejszych mistrzów NBA (2-0 przeciw Rockets w drugiej rundzie PO 1994, ale porażka po siedmiu meczach) i skład oparty o wciąż jeszcze dającego radę Charlesa Barkleya, Kevina Johnsona, Dana Majerle, A.C. Greena i Danny’ego Ainge’a, ściągnął do siebie – praktycznie za darmo – Danny’ego Manninga i Waymana Tisdale’a – oraz w drafcie wybrał, jak się miało okazać bardzo przydatnego, Wesleya Persona.

Danny Manning miał 28 lat i opinię jednego z największych talentów. Potrafił na boisku praktycznie wszystko i nie miał problemu z żadną rolą – potrafił być liderem, ale chętnie też stawał się zadaniowcem. Po latach straconych w beznadziejnych Clippers (i połowie sezonu w Hawks), był gotowy pokazać całej lidze swoją wszechstronność.

Zamiast wielkiego kontraktu wybrał jednak jednoroczną umowę od Suns, by mieć szansę powalczyć o tytuł jeszcze w swoim prime.

To może nie było wzmocnienie rzędu „KD-do-Warriors”, ale już „Boogie-do-Warriors” jak najbardziej. Dodajmy do tego pożytecznego Tisdale’a (także dostał bardzo niską, jednoroczną umowę), który przez sześć poprzednich lat dawał Kings średnio 18 punktów i 7 zbiórek w każdym meczu i mamy zespół gotowy na wszystko. Przed sezonem Magic i Suns byli bardzo gorącymi typami na finał.

Oczywiście zdrowie zaczęło odbierać Barkleyowi radość z gry, ale Manning miał go odciążać. Suns zaczęli sezon od bilansu 10-3, mimo iż w jedenastu meczach musieli sobie radzić bez Chuckstera. Danny nie miał problemu z rolą rezerwowego, która przypadła mu po powrocie Sir Charlesa do zdrowia. Po 46 meczach sezonu, ekipa z Arizony miała 36 zwycięstw i 10 porażek i wtedy – na jednym z treningów – nastąpił początek końca ich sezonu: Manning zerwał ACL. Fani Suns zobaczyli go ponownie w grze dopiero równy rok później.

Tak Phoenix prezentowało się w przedostatnim meczu Danny’ego w tamtym sezonie (nowy nabytek Słońc miał w nim 30 punktów, 14 zbiórek i 4 bloki):

Suns wygrali ostatecznie 59 spotkań, choć Kevin Johnson zagrał tylko o jeden mecz więcej niż Manning. KJ wrócił na playoffy i grał w nich fantastycznie – jego średnie z sezonu zasadniczego to 15 punktów i 8 asyst, a w playoffs – 25 punktów i 9 asyst (plus TAMTEN wsad na Olajuwonem), ale pozbawieni wsparcia boiskowego szwajcarskiego scyzoryka znów ulegli Rakietom w siedmiu meczach. Ja wiem, że serce mistrza i w ogóle, ale Houston byli wówczas do ogrania. Nie wierzę, że Suns trwonią przewagę 3-1 ze zdrowym Manningiem w składzie…

A jaka była w tym wszystkim rola Joe’ego Kleine’a?

W sezonie zasadniczym 42 razy wystąpił w pierwszej piątce, choć średnio na parkiecie spędzał niecałe 13 minut (jego 12.9 MPG to trzecia najniższa średnia minut gracza, który przynajmniej 41 razy zaczynał mecz od pierwszej minuty). W tym czasie rzucał nieco ponad 3 punkty i zbierał nieco ponad 3 piłki.

No i to na jego stopę nadepnął Danny Manning, gdy zerwał więzadło krzyżowe przednie…

Otagowane , ,

6 thoughts on “Joe Kleine

  1. Majer pisze:

    poczułem się wywołany do tablicy 🙂
    to był mój największy koszmar tamtych młodzieńczych czasów z NBA. Uwielbiałem Phoenix Suns. Uwielbiałem bezgranicznie. Za skład. Za stroje. A najbardziej za Barkleya który był moim idolem. Nad łóżkiem miałem plakat Charlesa robiącego wsad, pod nim A4 plakacik jego twarzy a poniżej przykleiłem jego kartę Upper Deck 94-95 (specjalnie zamówiłem trzy – jedną do kolekcji, drugą do portfela a trzecią na ścianę 🙂
    Nie mogłem się z tym pogodzić – najpierw jak piszesz 2-0 i 3-4 w 95 a potem najboleśniejsze – z 3-1 do 3-4 z ostatnim meczem w którym „zabił” mnie chyba Mario Elie…
    masz całkowitą rację – z Manningiem daliby radę Rockets ale i bez niego prowadząc 3-1… nie nie mogę, znów mi przykro, smutno i szlag mnie trafia jednocześnie. No bo jak można…
    W 94 roku nie wiem czy dostaliby się do finału, a jeśli tak to nie byliby bez szans. A w finale 95 nawet przeciwko Shaq’owi i Penny’emu byliby faworytami a przynajmniej mieliby duże szanse na wygranie mistrzostwa… chociaż pewnie kolego Bartek się ze mną nie zgodzi… 🙂
    Dwie rzeczy pozostaną bez zmian – nigdy się tego nie dowiemy i zawsze będzie mnie to bolało… 😦

    • kostrzu pisze:

      Bycie fanem Knicks w tamtych czasach także nie było spacerkiem :/

      • Majer pisze:

        tak wiem – podobna sytuacja i ciągle Bulls na przeszkodzie, potem Indiana – dużo podobieństw i też finał przegrany tylko w 7 meczach (Suns – Bulls 2-4) więc mnie rozumiesz ale nie wiem czy Knicks prowadziło w którymś ze starć playoffs 3-1…

    • Majer pisze:

      oczywiście chodziło mi o „2-0 i 3-4 w 94 roku a potem…”
      i „kolega Bartek”
      uwielbiałem Suns jeszcze za kolory logo i ten parkiet… 🙂

    • Bartek pisze:

      „się ze mną nie zgodzi”… hehe… 🙂 w tamtych czasach pewnie bym się nie zgodził. Dziś patrząc obiektywnie uważam, ze byłoby 50:50 🙂

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: