Z grubsza o Pritchardzie wie się tyle, co o statystycznym polskim dzieciaku jarającym się NBA w latach dziewięćdziesiątych – że nosił czapkę z daszkiem z logo zespołu NBA. Wszystko przez to, że dwie z trzech jego kart pokazują to samo zdjęcie, tuż po podpisaniu kontraktu z Vancouver Grizzlies – w garniturze i z lokalnym merchem.
Szkoda, że producenci kart nie wykorzystali zdjęcia z początku prezentacji pierwszego w historii zawodnika Miśków – gdy wychodził z krzaków.
Nie jestem w stanie dodać dużo więcej do tego, co już napisałem o Pritchardzie – na przykład tutaj – ale udało mi się coś tam jeszcze doczytać.
Przede wszystkim dowiedziałem się, jak doszło do tego niespodziewanego zakontraktowania 28-letniego Kevina w Kanadzie. Otóż wpadł on w oko skautów Grizzlies podczas przedsezonowego campu Miami Heat w październiku 1994. Podobno grał jak drugi najlepszy point guard w drużynie, ale florydzki team nie zaproponował mu kontraktu. Zamiast tego Pritchard – który na tamtym etapie miał już za sobą epizody w Warriors, Celtics, Sixers, lidze hiszpańskiej i lidze włoskiej – zakotwiczył w CBA, w drużynie Quad City Thunder.
Tam został wybrany do pierwszej piątki ligi i zaliczał średnio 15.8 punktu oraz 7.7 asysty. Dyrektor scoutingu w Grizzlies, Larry Riley, wspominał swoją rozmowę z szefem trenerów CBA, Mauro Panaggio, który podobno powiedział, że gdyby miał zacząć budować nową drużynę od jednego zawodnika z CBA, to wybrałby właśnie Pritcharda.
Jak powiedział, tak generalny menadżer Vancouver, Stu Jackson, zrobił.
Przy czym ten dość zaskakujący ruch został sprowokowany przez Heat. Klub z Miami ściągnął Kevina pod koniec sezonu 1994/95 i trenerzy byli zadowoleni z tego, co pokazał w 14 meczach (grywał w nich po 11 minut i rzucał po 3 punkty), ale znów nie zaoferowali mu kontraktu, bo wtedy musieliby go wystawić w expansion drafcie, a zależało im, żeby jedynym niechronionym aktywem była niechciana umowa Johna Salleya. Po cichu liczyli, że potem po raz kolejny zaoferują mu miejsce w składzie, ale Grizzlies postanowili wykorzystać okazję i przechwycić rozgrywającego, którego upatrzyli sobie już rok wcześniej.
Cała kariera Pritcharda w Vancouver trwała raptem pół treningu. Już na pierwszej sesji złapał kontuzję pachwiny, przegapił cały preseason i został wysłany do Orlando przed rozpoczęciem rozgrywek. Dwa mecze w Bullets i jeden sezon w Bayerze Leverkusen później, był już na zawodniczej emeryturze.
Reasumując, na zawodowstwie nie liznął nawet prestiżu jaki stał się jego udziałem, gdy w 1988 roku był podstawowym rozgrywającym mistrzów NCAA, drużyny Kansas, której gwiazdą był wówczas Danny Manning. Z ciekawostek – jednym z jego kolegów z uniwersyteckiego skład był ojciec Lauriego Markkanena, Pekka, znany z tego, że był dryblasem, który – podobnie jak Hakeem Olajuwon – wykorzystywał na parkiecie zwinność nabytą w roli bramkarza piłkarskiego.
Ojciec Pritcharda, Steven, był prężnie działającym impresario, który oprócz organizowania festiwali i koncertów chełpił się także, że załatwił pierwszą płatną pracę amerykańskiej gwieździe familijnych sitcomów, Roseanne Barr, i był promotorem zespołu muzycznego Kansas.
Jedyne co mu się nie udało, to rozbujać kariery zespołu swojego syna, o którym wiem tylko tyle, co w artykule Sport’s Illustrated powiedział sam Steven: że byli muzycznym odpowiednikiem znanych standuperów, Rodneya Dangerfielda i Billa Cosby’ego, co próbował uzasadnić tym, iż zespół Kevina potrafi robić show bez pomocy świateł i pirotechniki (miejmy nadzieję, że to jedyne co ich łączyło z modus operandi Cosby’ego). Cóż, gdyby późniejsi pracownicy Vancouver Grizzlies byli pod koniec lat 80. na jakimś koncercie kapeli Kevina Pritcharda, to pewnie w 1995 roku od razu zakontraktowali by ich także do grania hymnów przed meczami.
Tyle.
Niniejszym ogłaszam, że do śmierci, podatków, klątwy Clippers i kolejnego sequelu „Szybkich i wściekłych” na liście rzeczy pewnych dołącza brak kolejnego posta o Kevinie Pritchardzie na tym blogu.
Dzięki Kevin, w tych stronach zawsze będziesz legendą.
Fun Fact: Tak jest! Dwa z rzędu wpisy, których bohaterem jest Kevin Pritchard. O tempora, o mores. Uznałem jednak, że jestem Wam to winien za wpadkę jaką było zdublowanie karty Kevina poprzednim razem.
Co? Że ta nowa karta jest praktycznie taka sama?
No cóż, to Kevin Pritchard. Gdy umrze – nie żebym mu tego życzył, ale każdy kiedyś umrze – pewnie go pochowają w tej czapce i z tą piłką.
Żebyście jednak nie myśleli, że bycie pierwszym w historii graczem, który podpisał kontrakt z Vancouver Grizzlies (i nie zagrał dla nich w żadnym meczu), jest jedynym koszykarskim osiągnięciem Pritcharda, to nadmienię, iż zdobył mistrzostwo NCAA jako point guard pierwszego składu Kansas (gwiazdą tamtej drużyny był Danny Manning, a trenerem był Larry Brown) a czasem robił tak:
A wracając do poprzedniego wpisu. Wrzucając do niego linka na facebooku zarzuciłem odważną tezę – że gdyby zebrać koszykarską piątkę złożoną z samych gości imieniem Kevin, to miała by ona wielkie szanse na wygraną w Turnieju Imienników. Ponieważ temat pobudził Waszą i moją wyobraźnię, przy okazji powrotu do Kevina Pritcharda, postanowiłem powrócić także do niego.
Zmontowałem 30 imiennych piątek, które moim zdaniem reprezentują niezły poziom i które da się skompletować bez większej gimnastyki. Przy ocenie siły poszczególnych teamów nie brałem pod uwagi głębi składu tylko skład samej pierwszej piątki. Oczywiście na niektóre pozycyjne przyporządkowania w tych zespołach trzeba przymknąć oko, ale w obecnej erze bezpozycyjnej koszykówki powinno to być łatwe.
Zacząłem od podzielenia swojej trzydziestki na trzy ligi po dziesięć zespołów.
3. liga
Trzecia najsłabsza liga to następujące drużyny (kolejność alfabetyczna): All-Andrew Team (Andre Miller – Andrew Toney – Andre Iguodala – Andrei Kirilenko – Andre Drummond), All-Daniel Team (Danny Ainge – Danny Green – Dan Majerle – Danny Manning – Dan Issel), All-Jamal Team (Jamal Murray – Jamal Crawford – Jamal Mashburn – Jamaal Wilkes – Jamal Sampson), All-Jason Team (Jason Kidd – Jason Terry – Jason Richardson – Jason Maxiell – Jason Thompson – Jayson Tatum – Jayson Williams[EDIT: Jakub na FB uświadomił mi, że zapomniałem o Jasonach przez „JAY”, więc edytuję skład, który nagle wygląda dużo lepiej…]), All-Nathaniel Team (Nate „Tiny” Archibald – Nate Robinson – Nate McMillan – Nate Bowman – Nate Thurmond), All-Reggie Team (Reggie Theus – Reggie Miller – Reggie Lewis – Reggie Slater – Reggie Evans), All-Richard Team (Richie Guerin – Rip Hamilton – Rick Barry – Richard Jefferson – Richard Petruska), All-Sam Team (Sam Cassell – Sam Jones – Sam Mitchell – Sam Perkins – Sam Lacey), All-Tom Team (Tomas Satoransky – Tom Van Arsdale – Tommy Heinsohn – Tom Chambers – Tom Gugliotta), All-Vincent Team (Vinny Del Negro – Vinnie Johnson – Vince Carter – Vince Hunter – Vin Baker).
Niespecjalnie będę się z tych drużyn tłumaczył. Do czterozespołowych playoffów w tej lidze awansowałyby moim zdaniem Andrzeje, Daniele, Ryśki i Tomki.
2. liga
Druga liga to już kilka zespołów, które mają prawo czuć się pokrzywdzone nie zaliczeniem ich do ekstraklasy: All-Anthony Team (Tony Parker – Tony Allen – Anthony Mason – Anthony Davis – Karl-Anthony Towns), All-Charles Team (Charlie Scott – Chuck Person – Charles Barkley – Charles Oakley – Charles „Buck” Williams), All-Jerry Team (Jerry West – Jerry Sloan – Jerry Stackhouse – Jerry Reynolds – Jerry Lucas), All-Joseph Team (Jo Jo White – Joe Dumars – Joe Fulks – Joe Johnson – Joe Barry Carroll), All-Larry Team (Larry Drew – Larry Hughes – Larry Bird – Larry Johnson – Larry Nance), All-Louis/Lewis Team (Louie Dampier – Lou Williams – Lou Hudson – Louis Orr – Lew Alcindor), All-Mark Team (Mark Price – Mark Jackson – Mark Aguirre – Marc Gasol – Mark Eaton), All-Stephen/Steven Team (Steve Nash – Stephen Curry – Steve Smith – Stephen Jackson – Steve Stipanovich), All-Tim Team (Tim Hardaway – Tim Legler – Tim Hardaway Junior – Tim Thomas – Tim Duncan), All-Walter Team (Walt Frazier – Walter Davis – Wally Szczerbiak – Walter Dukes – Walt Bellamy).
Na podstawie poziomu talentu i dorobku, drużyna Józków powinna być w pierwszej lidze. Zmarły na początku tego roku Joseph Henry „Jo Jo” White i Joe Dumars to dwaj niepozorni twardziele, którzy nie ustąpią ci ani na centymetr. Nie bez powodu sam Michael Jordan namaścił Dumarsa jako najtrudniejszego defensora przeciwko jakiemu grał. Iso Joe takim twardzielem nie jest, ale jego wszechstronność i brak lęku przed kluczowymi momentami meczu będzie cenna. Fulks to pierwsza ofensywna gwiazda ligi, gracz z innej epoki, który potrafił rzucić 63 punkty w meczu, w erze, która dała nam spotkanie zakończone wynikiem 19:18. Tyle, że Joe – choć na przełomie lat 40 i 50 grywał jako power forward – mierzył tylko 196 centymetrów. W rezultacie czwórką musiałby być Joe Johnson, który – owszem, bywał nią ostatnimi czasy, ale nie ufam tej konfiguracji w każdym starciu. Choć Barry Carroll, gdyby mu się akurat chciało, ma wystarczająco dużo talentu, żeby zapewnić temu teamowi awans do pierwszej ligi.
Podobne zastrzeżenia mam do drużyny Stefanów – choć dwaj rozgrywający z czterema statuetkami MVP to świetny początek. Steve Smith na skrzydle się sprawdzi i pomoże jako point forward, Stephen Jackson u Dona Nelsona bywał przesuwany na czwórkę. Zdrowy Steve Stipanovich to zaś 13/8 w każdym meczu. Brakuje podkoszowca kalibru All-Star żeby wziąć szturmem pierwszą ligę…
Widziałbym jednak obydwie drużyny w drugoligowych playoffach, razem z All-Charles Team (przymykam oko, że Person oficjalnie nie nazywa się „Charles”, a „Chuck”, bo to przecież zdrobnienie tego samego imienia, trio Barkley-Oakley-Williams to najtwardsza podkoszowa formacja w turnieju imienników, a Charlie Scott to 5-krotny All-Star w ABA i NBA ze średnimi z kariery na poziomie 20/4/5) i All-Walter Team (dwóch Hall-of-famerów i idol Michaela Jordana, Walter Davis, łącznie 20 Meczów Gwiazd w dorobku całej piątki).
Jeśli nie przekonuje Was small-ball All-Josephów i All-Stevenów, to na ich miejsca w walce o awans o klasę wyżej czają się All-Jerry Team (West i Lucas to legendy), All-Louis/Lewis Team (młody Kareem, a Dampier to gwiazda ABA i członek Hall Of Fame) i All-Mark Team (brak tu mega-gwiazdy, ale za to mamy cały skład gości „robiących robotę”).
Czarny koń: Antki.
1. liga
Oto 10 moim zdaniem najlepszych piątek imienników:
All-Chris Team
PG – Chris Paul (9x All-Star, 8x All-NBA, 9x All-Defensive, 4x lider asyst, 6x lider przechwytów, gwarantowane Hall Of Fame)
SG – C.J. McCollum (Christian James nie ma koncie zbyt wielu indywidualnych wyróżnień, ale to jeden z najgroźniejszych w ofensywie guardów, rzucający od 3 lat powyżej 20 punktów na mecz)
SF – Chris Mullin (Hall Of Fame, 5x All-Star, 4x All-NBA)
Może frontcourt nieco soft a CP3 wciąż niczego jeszcze nie wygrał, ale podoba mi się ten zestaw, bo sprawdziłby się i dziś, i 30 lat temu.
All-David Team
PG – Dave Bing (Hall Of Fame, 7x All-Star, 3x All-NBA, 1x król strzelców, członek 50-tki najlepszych graczy NBA wybranej na 50-lecie ligi)
SG – David Thompson (Hall Of Fame, 5x All-Star, 3x All-NBA/ABA)
SF – Dave DeBusschere (Hall Of Fame, 8x All-Star, 1x All-NBA, 6x All-Defensive, członek 50/50)
PF – Dave Cowens (Hall Of Fame, 1x MVP, 8x All-Star, 3x All-NBA, 3x All-Defensive, członek 50/50)
C – David Robinson (Hall Of Fame, 1x MVP, 1x DPOY, 10x All-Star, 10x All-NBA, 8x All-Defensive, 1x król strzelców, 1x lider zbiórek, 1x lider bloków, członek 50/50)
Jeden z tylko dwóch składów, którego wszyscy członkowie należą do Hallu Sławy. Stawiacie przeciwko nim na własną odpowiedzialność…
All-George Team
PG – George Hill (solidna jedynka, 11/3/3 w karierze)
SG – George Gervin (Hall Of Fame, 12x All-Star, 9x All-NBA/ABA, 4x król strzelców, członek 50/50)
SF – George McCloud (specjalista od rzutów za trzy, prawie 19 PPG w najlepszym sezonie)
PF – George McGinnis (Hall Of Fame, 1x MVP ABA, 6x All-Star, 5x All-NBA/ABA)
C – George Mikan (Hall Of Fame, 4x All-Star, 6x All-NBA, 3x król strzelców, 2x lider zbiórek, członek 50/50)
George Mikan był pierwszym dominatorem tej ligi, ale zaczynał karierę w latach 40. i trudno powiedzieć jak wypadłby na tle współczesnych, bardziej wysportowanych centrów. Uważam jednak, że jak ktoś ma 208 cm i 111 kg to z talentem Mikana poradzi sobie w każdej erze koszykarskiej. Zresztą jeśli już wyobrażamy sobie Mikana grającego współcześnie, to musimy też sobie wyobrazić jak dobry by był, gdyby swój talent szlifował przy pomocy obecnych metod treningowych. Dodajcie genialnego strzelca Gervina i jeszcze jednego dominującego podkoszowca i macie siłę, która powinna poradzić sobie w niejednym wyimaginowanym starciu, nawet jeśli ich wsparcie to Hill i McCloud…
All-James Team
PG – James Harden (6x All-Star, 4x All-NBA, 1x król strzelców, 1x lider asyst)
SG – Jim Jackson (prowadzący nomadyczny tryb życia łowca punktów, 12 drużyn i 14 PPG w karierze, najlepszy sezon zakończył ze średnią ponad 25 punktów na mecz)
SF – Jimmy Butler (4x All-Star, 1x All-NBA, 3x All-Defensive)
PF – James Worthy (Hall Of Fame, 7x All-Star, 2x All-NBA, członek 50/50)
C – James Donaldson (1x All-Star)
Sezon, w którym James Donaldson został All-Starem zakończył ze średnią 7 punktów na mecz, co czyni go jednym z najbardziej kuriozalnych członków gwiazdorskiego grona, ale przez długie lata był solidnym środkowym celującym co noc w 10/10 i na pewno przyda się drużynie, której siła ognia i tak robi już wrażenie. Kariery Hardena i Butlera wciąż jeszcze się piszą, ale ich triumwirat z Worthym powinien dać tej drużynie wystarczająco argumentów w tej zabawie.
All-John Team
PG – John Stockton (Hall Of Fame, 10x All-Star, 11x All-NBA, 5x All-Defensive, 9x lider asyst, 2x lider przechwytów, członek 50/50)
SG – John Wall (5x All-Star, 1x All-NBA, 1x All-Defensive)
SF – John Havlicek (Hall Of Fame, 13x All-Star, 11x All-NBA, 8x All-Defensive, członek 50/50)
PF – John Drew (2x All-Star, 20.7 PPG za całą, 11-letnią karierę)
Stockton i Havlicek to legendy, Wall „czynnik X”, a Hot Rod i Drew bardzo solidne opcje pod koszem, zwłaszcza ten drugi, który otarł się o status gwiazdy i być może dokonałby więcej, gdyby nie wyleciał z ligi na narkotyki w połowie lat 80. Przyznaję jednak, że to być może najsłabszy team w tej lidze i nie trzeba by było długo przekonywać mnie do podmianki na Josephów, Stevenów lub Charlesów…
All-Kevin Team
PG – Kevin Johnson (3x All-Star, 5x All-NBA, stały bywalec klubu 20/10)
SG – Kevin Durant (1x MVP, 9x All-Star, 7x All-NBA, 4x król strzelców)
SF – Kevin Garnett (1x MVP, 1x DPOY, 15x All-Star, 9x All-NBA, 12x All-Defensive, 4x lider zbiórek)
PF – Kevin McHale (Hall Of Fame, 7x All-Star, 1x All-NBA, 6x All-Defensive, członek 50/50)
C – Kevin Love (5x All-Star, 2x All-NBA, 1x lider zbiórek)
Trochę zmieniłem skład Kevinów w porównaniu z piątką, którą zarzuciłem na facebooku, bo uznałem że KD spokojnie poradzi sobie na dwójce, a jeśli już KG musimy przesunąć z czwórki, by zrobić miejsce dla McHale’a, to lepiej o pozycję w dół, bo w ten sposób możemy wcisnąć Love’a na środek. Za kilka lat będzie to skład z trzema Hall-of-famerami i nadal uważam, że to jeden z faworytów turnieju imienników, niezależnie od ery, do której będziemy odnosić umiejętności zawodników.
SG – Michael Jordan (Hall Of Fame, 5x MVP, 1x DPOY, 14x All-Star, 11x All-NBA, 9x All-Defensive, 10x król strzelców, 3x lider przechwytów, członek 50/50)
SF – Michael Finley (2x All-Star, 5 sezonów ze średnią ponad 20 punktów na mecz)
PF – Michael Cage (1x lider zbiórek)
C – Mike Gminski (okolice 17/10 w najlepszych latach)
Nie powinno się stawiać przeciwko drużynie posiadającej Michaela Jordana, ale nie widzę ich na szczycie tej ligi, choć Sugar Ray (oczywiście każdy zawodnik występuje w szczytowej formie, pomijamy więc wątek jego uzależnienia od narkotyków, który przeszkodził mu w zrealizowaniu swojego potencjału… pomijamy też literówkę w jego imieniu…) mógłby być Pippenem, Finley zadaniowcem od rzutów z dystansu, a Cage i Gminski – Grantem i Cartwrightem. Czarny koń?
All-Paul Team
PG – Paul Pressey (prototyp point forwarda)
SG – Paul Arizin (Hall Of Fame, 10x All-Star, 4x All-NBA, 2x król strzelców)
SF – Paul George (5x All-Star, 3x All-NBA, 3x All-Defensive)
Długo się zastanawiałem, czy drużyna Pawłów nie powinna ustąpić miejsca w ekstraklasie komuś innemu, bo trochę za dużo tu swingmanów, ale ostatecznie stwierdziłem, że poziom talentu i wymienności pozycji jest tu za duży, żeby ktoś jednoznacznie zasługiwał na wypromowanie go kosztem All-Paul Team. Najdłużej myślałem nad podobnie zbudowanymi All-Joseph Team, ale uznałem, że brakuje im gościa takiego jak The Truth (który niebawem podwoi stan członków Hall Of Fame w tym składzie) – charyzmatycznego lidera. Dumars i White to niesamowicie gracze, ale też co najwyżej drugie opcje w najlepszych latach. Oczywiście Pawły będą żyć i umierać small-ballem, ale każdy fan „Lineup Of Death” Golden State Warriors wie, że może się to udać.
All-Robert Team
PG – Bob Cousy (Hall Of Fame, 1x MVP, 13x All-Star, 12x All-NBA, 8x lider asyst, członek 50/50)
SG – Bob Dandridge (4x All-Star, 1x All-NBA, 1x All-Defensive)
SF – Bobby Jones (5x All-Star, 1x All-ABA, 11x All-Defensive)
PF – Bob Pettit (Hall Of Fame, 2x MVP, 11x All-Star, 11x All-NBA, 2x król strzelców, 1x lider zbiórek, członek 50/50)
C – Bob McAdoo (Hall Of Fame, 1x MVP, 5x All-Star, 2x All-NBA, 3x król strzelców)
Pettit i McAdoo to podkoszowe żywioły z trzema statuetkami MVP i pięcioma tytułami króla strzelców na koncie (choć przyznaję, że długo się zastanawiałem, czy pozycji centra nie oddać Robertowi Parishowi lub Bobowi Lanierowi), Cousy to czarodziej rozegrania a Dandridge i Jones to gracze sprawdzający się po obydwu stronach parkietu. Z takim składem można w tej lidze myśleć o podium…
All-William Team
PG – Bill Sharman (Hall Of Fame, 8x All-Star, 7x All-NBA, członek 50/50)
SG – Bill Bradley (Hall Of Fame, 1x All-Star)
SF – Billy Cunningham (Hall Of Fame, 1x MVP, 5x All-Star, 5x All-NBA/ABA, członek 50/50)
PF – Bill Walton (Hall Of Fame, 1x MVP, 2x All-Star, 2x All-NBA, 2x All-Defensive, 1x lider zbiórek, 1x lider bloków, członek 50/50)
C – Bill Russell (Hall Of Fame, 5x MVP, 12x All-Star, 11x All-NBA, 1x All-Defensive, 4x lider zbiórek, członek 50/50)
Sami członkowie Hall Of Fame. Za same zasługi są w moim top 4.
Nie jestem oczywiście w stanie orzec kto powinien wygrać turniej imienników (nie mogę się nawet zdecydować według jakich kryteriów oceniać potencjał drużyn), zostawiam więc Was z sondą uwzględniającą zespoły pierwszoligowe i kilka osobistych typów z niższych lig. Z góry dzięki za pomoc w rozstrzygnięciu tego pojedynku…
Fun Fact: Powyższa karta to na pewno jedna z najdziwniejszych kart jakie kiedykolwiek wydrukowano, bo uwiecznia z pewnymi fanfarami jeden z najmniej ważnych momentów w historii NBA. Gdy byliśmy u progu ekspansji ligi w 1995 roku, pierwszy zawodnik w dziejach Vancouver Grizzlies mógł się wydawać godny odnotowania, ale czas szybko zweryfikował rolę Kevina Pritcharda w renesansie koszykówki w Kanadzie.
Pod koniec maja podpisał kontrakt, który dla niego był szansą aby wreszcie się wykazać (po sezonie debiutanckim w Golden State, w latach w 1991-95 rozegrał tylko 30 meczów NBA rozbitych na trzy drużyny i przeplecionych dwoma latami spędzonymi w Europie), ale jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywek 95/96 został wysłany do Orlando Magic za Anthony’ego Aventa i zwolniony dzień później. Nie rozegrał więc ani jednego spotkania dla Grizzlies. Jego kariera zakończyła się w lutym 1996 roku po dwóch meczach w koszulce Bullets. W ostatnim starciu dostał 16 minut, rzucił 7 punktów i rozdał 4 asysty, co wcześniej zdarzyło mu się tylko cztery razy. Bardziej typowy występ Kevina Pritcharda wyglądał mniej więcej tak:
Wracając jednak do karty służącej za ilustrację wpisu. Zawsze mnie hipnotyzowała, ukryta pomiędzy tymi wszystkimi standardowymi kartonikami z dwumetrowymi łowcami punktów w heroicznych pozach. Trudno było na moment nie zawiesić się podczas przeglądania swoich zbiorów, nie poświęcić refleksji tej strzesze kruczoczarnych włosów, tym brwiom, tej szczęce czy TEMU krawatowi Kevina, który zdecydowanie bardziej wyglądał na GM’a (i ostatecznie nim został) niż zawodnika. No i – ponieważ to były lata 90., a ja byłem jeszcze w podstawówce i nie miałem najlepszego gustu – chciałem mieć taką piłkę i czapkę.
Ta karta hipnotyzowała mnie tak bardzo i tak bardzo nadal mnie hipnotyzuje, że spowodowała pierwszy w historii bloga dubel.
Gdy się zorientowałem, w pierwszym odruchu chciałem wyrzucić ten post do kosza, ale potem uznałem, że mogę żyć z łatką gościa, który ciągle ma ochotę skanować i publikować w Internecie tę dziwną kartę Kevina Pritcharda (no i pierwszy dubel po ponad 6 latach i prawie 800 wpisach nie jest chyba powodem do bycia specjalnie zawstydzonym).
No bo spójrzcie na te smoliste kępy kłaków wylewająca się spod czapki aż na oczy! Bliżej przekonania się, jak wyglądałaby karta koszykarska Wooly Willy’ego nigdy nie będziemy…
Co ciekawe, choć Pritchardowi w NBA zdecydowanie nie wyszło, ogólnie ceniono jego koszykarskie IQ i zwracano uwagę na ukryty pod niepozorną powierzchownością atletyzm – podobno Kevin miał taki sam wyskok dosiężny co, na przykład, Gerald Green.
Fun Fact: Mało kto pamięta, ale obecny dyrektor personelu zawodniczego Indiana Pacers, który jeszcze parę lat temu był odpowiedzialny za zbudowanie potęgi Portland Trail Blazers (na kolanach Odena i Roya ale jednak), był kiedyś pierwszym zawodnikiem w historii Vancouver Grizzlies. Zespół podpisał z nim kontrakt jeszcze przed expansion draftem, ale ostatecznie w kanadyjskim beniaminku nie zagrał ani razu bo parę miesięcy później został oddany do Orlando Magic (gdzie także nie zagrał ani jednego meczu). I to był w zasadzie koniec jego kariery w NBA (nie licząc dwóch meczów rozegranych w 1996 roku w barwach Bullets), która zaczęła się raptem w 1990 roku. On raczej sam by siebie w drafcie nie wybrał.