Tag Archives: kevin mchale

Kevin McHale

Kevin McHale

Fun Fact: Obejrzałem sobie reklamę 75. sezonu NBA i trzeba przyznać, że liga zawsze umiała w wideopromocję. A przynajmniej umie od lat dziewięćdziesiątych, kiedy to krótkie montaże najlepszych akcji towarzyszyły każdej retransmisji w polskiej telewizji. Śmiem twierdzić, że kultowe przerywniki zrobiły więcej dla promocji tego sportu, niż same mecze. I choć chodziło o highlighty, to NBA (oraz stacje telewizyjne, które też miały swój udział w oprawie wideo spotkań) świetnie dobierała też muzykę, mieszając klasykę – i chodzi tu zarówno o muzykę klasyczną, jak i klasykę rocka oraz soulu – z bezpardonowym ninetiesowym dance’em i zeitgeistowymi podkładami na bazie klawiszy, gitar i automatu perkusyjnego.

Na przykład poniższy przerywnik – a w zasadzie to raczej czołówka, ale na potrzeby tego tekstu będę mieszał funkcje tych montaży – miałem też nagrany na kasecie magnetofonowej (muzycznie wpada on do trzeciej z kategorii wymienionych powyżej):

To co mnie zawsze zastanawiało w powyższym intro, to ujęcie pokazujące Kevina McHale’a… z wąsami.

Rachityczny wąsik Larry’ego Birda to przedmiot kultu, ale po rachitycznym fu manchu McHale’a nie został praktycznie żaden ślad. Moje krótkie śledztwo ujawniło, że mchale’owski meszek pojawił w trakcie pierwszej rundy playoffów w 1990 roku, w której Celtowie ulegli w pięciu meczach Knicks. Oto jedyny niezbity dowód jaki znalazłem – zdjęcie z zasobów Getty Images datowane na 2 maja:

(Photo by Tom Herde/The Boston Globe via Getty Images)

McHale musiał swojego wąsa zapuszczać w rekordowym tempie. W przedostatnim meczu Celtics w sezonie zasadniczym wąsa jeszcze nie widać (za to można się z transmisji dowiedzieć, że Larry Bird opuścił spotkanie z powodu… wrzodu na tyłku, i wcale nie chodzi tu o żadnego gracza Detroit Pistons, a ropień, który Larry samodzielnie przeciął, załatwiając sobie wymagające hospitalizacji zakażenie). Jakość nagrań nie ułatwia też jego identyfikacji w trakcie transmisji z pierwszego meczu serii z Knicks

Dopiero w Game 2 widać początki wąsa, który uwieczniono na zdjęciu z Getty cztery dni później…

…choć wciąż jest on mniej widoczny niż np. limo Kikiego Vandeweghe’a

Zdecydowanie zbyt krótka historia fu manchu Kevina zakończyła się gdzieś między czwartym a piątym spotkaniem. W ostatnim starciu serii, McHale był już wyraźnie ogolony:

Sam nie wiem co bardziej boli: bezpowrotna strata tak dobrze zapowiadającego się wąsiska, czy przegrana w decydującym meczu serii playoff przed własną publicznością…

A wracając do tematu przerywników/czołówek…

Intro z wąsatym McHale’em jest jedną z moich najulubieńszych reklamówek ever, zaraz obok poniższej…

Tu znów mam wrażenie, że – tak jak w przypadku klipu z wąsatym Kevinem – równie mocno, co strona wizualna, jara mnie melodia, która z powodzeniem mogłaby polecieć w czołówce jakiegoś serialu z przełomu ostatnich dekad XX wieku (no i ten szybki montaż logo drużyn, który w kółko pauzowałem i próbowałem przerysowywać poszczególne „znaczki”). Nie udało mi się niestety namierzyć jaki to utwór, ale na szczęście w przypadku przerywnika z fu manchu, wiem, że przygrywa w nim „Sun Dance” Patricka Davida Wilsona.

Ta wiedza popchnęła mnie do zrobienia na Spotify playlisty z muzyką z reklamówek NBA lat 90. (z zamykającym bonusowym utworem, który znają wszyscy pamiętający programy o NBA na niemieckim kanale Sat.1). Enjoy!

W zasadzie udało mi się zebrać prawie całą muzykę jaką pamiętam z telewizyjnej oprawy meczów, ale pięciu wykręcaczy parkietów na niej brakuje: oprócz wspomnianego powyżej niezidentyfikowanego utworu, są to te cztery szlagiery:

Shazam tu nie pomógł, ale jeśli ktoś ma lepsze reasearcherskie skille ode mnie i uda mu się namierzyć którąś z powyższych nut, niech koniecznie da znać.

Otagowane

Kevin McHale

Kevin McHale

Fun Fact: Kevin McHale to prawdopodobnie jeden z pięciu najlepszych power forwardów w historii ligi i zasłużył na ten tytuł pomimo tego, że całą karierę spędził w cieniu Larry’ego Birda. Najlepiej jego karierę podsumowuje sytuacja z grudnia 1990 roku. W trakcie rozgrywanego w Bostonie meczu z Sixers, McHale przekroczył próg 15 tysięcy punktów zdobytych w karierze… ale nikt się nie zorientował. 20 dni wcześniej Larry Bird został piętnastym (wówczas) członkiem klubu graczy z dwudziestoma tysiącami punktów na koncie – z tej okazji zatrzymano grę i przy akompaniamencie ogłuszającej owacji wręczono na pamiątkę piłkę meczową. Ba, symboliczne wyrazy uznania od klubu i kibiców Celtics dostał nawet Orlando Woolridge, który parę dni później – odwiedzając Boston Garden z Denver Nuggets – zdobył swój dziesięciotysięczny punkt…

https://www.youtube.com/watch?v=x4_6x1nGMiA

Gdy nadszedł moment kamienia milowego McHale’a, jak pisze Jack McCallum w „Unfinished Business”…

„(…) meczu nie zatrzymano, nie było żadnego anonsu, nikt nie dał McHale’owi piłki. Nikt nie wiedział. Ani PR-owcy Celtics, ani dziennikarze, ani sam McHale. (…) Dowiedział się o tym siedząc na ławce w trakcie meczu w Charlotte następnego wieczoru, kiedy podsłuchał mówiących o tym komentatorów. „Gdyby to był Larry, daliby mu piłkę, zatrzymali grę, pomyśleliby o wszystkim”, narzekał później Robert Parish. „Ale ponieważ to Kevin, to w porządku jest nic nie robić? Co za gówno.”

McCallum twierdzi, że choć silny skrzydłowy Bostonu nigdy nie brał nic do siebie (inaczej nie byłby w stanie koegzystować z bucowatym Birdem), tamta sytuacja go zabolała.

Choć oczywiście to także obrócił swoim zwyczajem w żart. Trzy tygodnie po niewybaczalnej wpadce Celtics, podczas luźnego, nieobowiązkowego treningu miała miejsce taka sytuacja (cytat znów z „Unfinished Business” – ta książka nie istniałaby bez cytatów z Kevina i anegdot z jego udziałem):

„Hej, Michael Jordan zdobył wczoraj w Philly swój 15-tysięczny punkt”, powiedział McHale, kartkując sekcje sportowe leżących obok gazet. „Ciekawe czy zatrzymali mecz?”

„Tak”, powiedział [Dave] Popson. „Była ceremonia i w ogóle”.

„Ojejciu”, odparł McHale, robiąc przytyk do gafy Celtów w obliczu jego własnego kamienia milowego, „musiało mu być miło”.

Ostatecznie McHale uzbierał w karierze 17335 punktów i uczcijmy je wszystkie tym oto montażem jego popisowych akcji…

Ramiona Kevina McHale’a są tak długie, że wszechświat musiał skrócić ramiona Kevina Willisa, żeby pozostać w równowadze.

PS: Przy okazji chciałem ogłosić zwycięzcę niedawnego turnieju imienników, który wygrali mający w swoich szeregach dzisiejszego bohatera Kevinowie, wyprzedzając Chrisów i Michaelów. Dzięki za wszystkie głosy!

Otagowane

Kevin McHale

Kevin McHale

Fun Fact: Uczciłem już 55. urodziny Kevina McHale’a na MVP-Magazyn.pl, ale postanowiłem zrobić „afterek” na MMJK, żeby móc wspomnieć o tym, że gdyby Boston Celtics nie byli w latach 80. tak mądrze prowadzoną drużyną, to Kevin McHale po 1983 roku mógł nie tworzyć Wielkiej Trójki z Larrym Birdem i Robertem Parishem, a z Bernardem Kingiem i Billem Cartwrightem w Nowym Jorku. Po sezonie 82/83 Knicks byli gotowi złożyć ofertę McHale’owi, który był ograniczonym wolnym agentem, ale Red Auerbach w odpowiedzi zastosował pierwszy wielki manewr w nowożytnej historii wolnej agentury składając oficjalne oferty trzem podstawowym graczom Knicks – Rory’emu Sparrowowi, Sly’owi Williamsowi i Marvinowi Websterowi. Knicks, którzy mieli tylko 1,5 miliona dolarów do wydania na kontrakty musieli zdecydować czy matchują jednego ze swoich zawodników i składają ofertę McHale’owi, ryzykując, że Celtics wyrównają (to był rok, w którym NBA wprowadziło salary cap i zespoły, które na koniec sezonu 82/83 przekraczały limit wynagrodzeń musiały zmieścić się w tej wysokości pensji – patrz Knicks, a drużyny poniżej salary cap mogły wydać dowolną ilość pieniędzy i dopiero potem poddać się nowym przepisom – patrz Celtics), czy zatrzymują całą trójkę i dają sobie spokój z pościgiem za graczem Celtów. Ostatecznie odpuścili McHale’owi, co również było dobrym ruchem kadrowym, bo oczywiście Auerbach nie pozwoliłby odejść swojemu skrzydłowemu i na pewno wyrównałby każdą ofertę Knicks, a przy okazji wzmocniłby skład podstawowymi graczami Knicks jednocześnie osłabiając bezpośrednich rywali w walce o prymat w Dywizji Atlantyckiej.

Czyli w zasadzie McHale nie był zbyt blisko Knicks, ale i tak wspomniana wizja jego wspólnej gry w Wielkim Jabłku z drugim najlepszym (po Larrym Birdzie) skrzydłowym NBA w tamtym czasie, Bernardem Kingiem, nie mówiąc o możliwości sparowania tej dwójki z Patrickiem Ewingiem, to bardzo fajne ćwiczenie dla wyobraźni fanów koszykówki.

Otagowane