Blue Edwards

Blue Edwards

Fun Fact: Gdybym miał wybrać najważniejsze wydarzenie z ostatnich miesięcy, w których ten blog leżał odłogiem (najważniejsze, oczywiście, z perspektywy fiksacji na punkcie lat 90.), byłby to powrót na boiska NBA koszulek Vancouver Grizzlies, które już parokrotnie odkurzyło Memphis (dygresja: ktoś jeszcze ma wrażenie, że Ja Morant to powtórne przyjście Steve’a Francisa, tylko tym razem wszystko pójdzie tak, jak powinno, z brakiem odmowy gry dla Grizzlies na czele?).

Aby to uczcić, wrzucam kartę przedstawiającą owe kultowe stroje, w kolorze cyraneczki, który ja wolę nazywać „kolorem lat dziewięćdziesiątych”.

A skoro już przy kolorach jesteśmy, to wiecie skąd Theodore „Blue” Edwards ma swoją ksywkę? Jako malutkie dziecko zakrztusił się i zanim został uratowany, zdążył zsinieć na twarzy. Działo się to na oczach jego rodzeństwa, które potem zaczęło wołać na niego „blue boy”…

Cóż, nie jest to może „origin story” godne bohatera komiksowego, ale i tak Blue stał się jednym z niewielu koszykarzy, o których życiu nakręcono film… Konkretnie o tym etapie jego życia, który zaczął się wraz z przeprowadzką do Grizzlies. Blue poznał w Kanadzie pewną kobietę, której – jak przystało na koszykarza NBA – zrobił nieślubne dziecko. Edwards chciał żeby prawa do opieki nad chłopcem przyznano jemu i jego żonie. Sprawa zrobiła się głośna, gdy zagrano kartą rasową: ponieważ matka dziecka była biała, obóz państwa Edwards argumentował, że ciemnoskóry chłopczyk będzie miał lepiej u ciemnoskórych rodziców. Ta taktyka okazał się skuteczna, bo sąd, po apelacji koszykarza, przyznał mu prawa do opieki. Matka jednak nie rezygnowała i sprawa trafiła do Sądu Najwyższego Kanady, który ostatecznie wydał wyrok korzystny dla niej… I właśnie o tym opowiada film telewizyjny „Playing For Keeps”, znany też jako „What Color Is Love?”

Blue Edwards w czasie pobytu za północną granicą USA nie tylko miał udział w najsłynniejszym vancouverskim procesie o określenie władzy rodzicielskiej, ale też był autorem dwóch z trzech najsłynniejszych rzutów w historii Vancouver Grizzlies. 5 stycznia 1996 roku zakończył dogrywkę meczu z 76ers zwycięskim buzzer-beaterem…

…a 3 kwietnia 1996 zdobył ostatnie punkty w starciu z Timberwolves, które pozwoliły Miśkom przerwać passę 23 porażek i uniknąć wyrównania ówczesnego rekordu kolejnych przegranych (należącego do Cavaliers i obejmującego koniec sezonu 81/82 i początek rozgrywek 82/83):

(Gdy ktoś się zastanawiał jaki jest ten trzeci najważniejszy rzut w historii zawodowej koszykówki w Vancouver, to odsyłam do wpisu na temat Chrisa Kinga)

Otagowane

5 thoughts on “Blue Edwards

  1. Juggernaut pisze:

    Nigdy nie słyszałem o tej akcji z nieślubnym dzieciakiem Edwardsa, jedynie o genezie tej ksywy. Ciekawe jak jego żona początkowo na to zareagowała. 🙂 Btw, świetna jakość tego ESPN’s NBA Today. Super się ogląda.

    Podsumowując, idealny wpis do niedzielnego piwa i niech Grizzlies grają w tych koszulkach aż do końca świata! 😉

  2. majer pisze:

    a ja z innej beczki – skoro powrót aktywności na blogu to co z Magic Basketball bo jak dotychczas żaden z redaktorów nie odpisuje na zapytania o prenumeratę papierową półroczną, o ostatnim numerze 6 (grudzień 2019 , czy grudzień-styczeń?) i co dalej z MB nie wspominając… czy tak traktuje się klientów-prenumeratorów? odpisać nie można? ani na priv ani na forum nba? słabo…

    • kostrzu pisze:

      Obstawiam, że MB wkrótce ogłosi plany na przyszłość… Nie wiem natomiast kiedy będzie następny numer. Przykro mi, że nie było odzewu, to oczywiście słabe…

  3. Zibee23 pisze:

    Super że pojawiają się nowe wpisy. Jednak stwierdzam, że nie było żadnego wpisu poświęconego tak znaczącym dla -90-tych lat zawodnikom jak Drazen Petrovic, Scott Skiles i Terry Porter (zdjęcie w głupim swetrze się nie liczy). Chętnie bym też przeczytał o dwóch nieszczęsnych rezerwowych centrów poniewieranych niemiłosiernie przez Hakeema w finałach – Herba Williamsa i Tree Rollinsa – którzy przecież we wcześniejszych latach, zanim zdziadzieli dokumentnie, notowali całkiem dobre sezony. Poza tym traktujesz po macoszemu skład Orlando Magic z finałów 1995, nie było nic o takich tuzach jak Donald Royal (z serem), czy Anthony Bowie. W każdym razie gratuluje super bloga i czekam z niecierpliwością na kolejne wpisy.

    • kostrzu pisze:

      Wszystkie uwagi i sugestie słuszne, wszystkie nazwiska oczywiście w planach… tak jak i cała reszta koszykarzy, których uwieczniono na kartach koszykarskich z lat 90 😉

Dodaj odpowiedź do Zibee23 Anuluj pisanie odpowiedzi