
Fun Fact: Hakeem Olajuwon jest pierwszym „nie-Amerykaninem”, jak to ujmuje chociażby Wikipedia, który wystąpił w Meczu Gwiazd NBA, ale nie był pierwszym koszykarzem spoza USA biorącym udział w tej imprezie.
Ten szlak przetarł już w 1963 roku Tomisław Mikołajewicz Meszczerjaków, znany jako Tom Meschery.

Tomisław urodził się w 1938 w rodzinie rosyjskich uchodźców w chińskim mieście Harbin leżącym w Mandżurii (założycielem miasta i pierwszym prezydentem był polski inżynier, Adam Szydłowski). W czasie drugiej wojny światowej, razem z rodzicami był internowany pod Tokio i dopiero po jej zakończeniu wyjechał do Stanów Zjednoczonych.
Tam zmienił nazwisko i stał się gwiazdą koszykówki uniwersyteckiej, którą Philadelphia Warriors wybrali z siódmym numerem Draftu 1961. Jego sezon debiutancki zgrał się z sezonem, w którym Wilt Chamberlain zdobywał średnio 50.4 punktu i 25.7 zbiórki w każdym meczu. Z tego co zostawało do podziału, Meschery zgarniał 12.1 punktu i 9.1 zbiórki. W spotkaniu, w którym Szczudło rzucił 100 punktów, nasz bohater i partner rekordzisty w wyjściowym frontcourcie, miał ich 16 (warto jednak zauważyć, że gdy w playoffach Wilt zszedł na ziemię do średniej 35 punktów w 12 spotkaniach, Meschery stał się strzelcem 20-punktowym).
Gdy w 1967 roku Warriors – którzy pięć lat wcześniej przenieśli się do San Francisco – pozostawili Toma niechronionego w expansion drafcie, był on ważną i lubianą postacią. Podobno jego największym fanem był ówczesny właściciel klubu (co jest dość dziwne w kontekście rzucenia go na pastwę ekspansji) i m.in. dlatego zespół nie tylko zastrzegł jego numer, nie czekając na zakończenie kariery przez Meschery’ego, ale też rok później umieścił jego czternastkę w nowym logo drużyny, tuż nad zarysem mostu Golden Gate. Gdy w 1971 roku drużyna została przemianowana na Golden State Warriors i w jej emblemacie pojawiła się doskonale znana wśród polskich fanów NBA z lat 90. „skarpeta”, numer 14 wciąż był w logo. Zniknął dopiero w rozgrywkach 1974/75.
Urok Toma Meschery’ego – który w expansion drafcie został wybrany przez Seattle Supersonics i tam zakończył karierę w 1971 – wynikał w dużej mierze z nietypowego połączenia temperamentu i wrażliwości.
Na boisku był twardzielem, zawsze gotowym do bójek (ale też, podobno, niezłym z półdychy i z drygiem do podań), a poza nim – poetą, co mógł mieć już we krwi, bo panieńskie nazwisko jego matki to Tołstoj (z tych Tołstojów).
Swój pierwszy tomik wydał jeszcze jako zawodnik Sonics, a potem – po nieudanym epizodzie trenerskim – poświęcił się swojej literackiej pasji w pełni. Po zdobyciu tytułu magistra sztuki na Uniwersytecie Iowa, przez 25 lat uczył języka angielskiego i kreatywnego pisania w szkołach średnich w Nevadzie, w międzyczasie rozwijając swój własny warsztat. Do koszykarskiego hallu sławy się nie dostał, ale na początku XXI wieku włączono go do Nevada Writers Hall Of Fame.

Dziś ma już 86 lat i za sobą m.in. walkę z nowotworem, ale nadal pisze. W marcu 2025 do sprzedaży trafiła jego kolejna książka, autobiografia pod tytułem „Szalony Mandżur”. W tamtym czasie był też jeszcze ciągle aktywny na swoim blogu, gdzie pisał głównie o koszykówce oraz – co najlepsze – każdy wpis kończył wierszem właśnie o ukochanym sporcie.
Wiem, wiem.
To jest blog o latach 90., a Tom Meschery grał na przełomie 60. i 70.
Ale wbrew pozorom to wszystko ładnie nam zaraz wróci do ninetiesowej nostalgii i Hakeema.
Wiecie, kto jest jednym z dzieci Meschery’ego?
Koleś, który śpiewał „Heaven Is A Halfpipe”.
Co? To nie są technicznie lata dziewięćdziesiąte (singiel zadebiutował 27 czerwca 2000)? To prawda, ale pokażcie mi coś bardziej ninetiesowego niż jaranie się jazdą na desce i bardziej emblematyczny mainstreamowy kawałek o tej modzie („Sk8er Boi” Avril Lavigne się nie liczy).
Dlatego uważam przebój OPM bardziej za schyłkowe dokonanie dekady, tak jak czasem datuję sobie koniec złotej ery ninetiesowej koszykówki na moment, w którym Hakeem Olajuwon założył koszulkę Toronto Raptors, choć było to już w 2001 roku (i choć w niektóre dni myślę w ten sposób o Patricku Ewingu w trykocie Sonics).

A ponieważ Hakeem dał mi pretekst, żeby napisać kilka słów o Tomie Mescherym, to słowami Toma Meschery’ego podziękuję Nigeryjczykowi za podzielenie się miejscem w tym wpisie.
Oto jeden z wielu wierszy, jaki nasz poeta basketu napisał. Wiersz właśnie o Hakeemie. Oryginał przeczytacie tutaj, a poniżej mój własny przekład, który może, ale nie musi oddawać wszystko, co chciał przekazać Tom:
Hakeem Olajuwon
Aka, Hakeem Marzenie
W Afryce każdy poranek zaczyna
rozgrzewka. Najmłodszy w drużynie,
może szesnastolatek, jest zawsze pierwszy,
czeka na mnie w wąskim cieniu tablicy,
czytając najnowszy artykuł o Hakeemie.
Rozciągamy ścięgna, powolnym truchtem
okrążamy boisko. Dotrzymuje kroku, cały czas
mówiąc o Marzeniu. „Dis doc” (Posłuchaj)
„Z The Dreamem pokonalibyśmy Senegal
i zostali mistrzami Afryki Zachodniej.
Que pensez vous, entraineur?” (Co pan myśli, trenerze?)
A ja nie mogę myśleć o niczym innym jak o czerwonym
przydymionym słońcu wschodzącym nad przeciwległym koszem,
upale przesiąkającym przez moją koszulkę i o tym,
że w połowie treningu nagle zaczyna padać.
Zbieram piłki po jego rzutach, tych, które przysięga,
że są jak Hakeema. Mówi, że też zagra
na Uniwersytecie Houston, a potem w NBA.
„Vous m’assistez?” (Pomożesz mi?) Ale jego rzuty są brzydkie, płaskie;
brak im trajektorii i lekkości Marzenia.
Kiwam głową, zrobię co mogę – rzucam.
Jestem w Burkina Faso.
Ojczyźnie prawych ludzi, co patrzą w górę.
